Związki zawodowe przejmują klub! Górnik Łęczna spadnie?

W ostatnich kolejkach bacznie śledziłem zmagania zespołu z Łęcznej czy to z Lechem Poznań czy też z Cracovią. Pewnie większość z Was nazwie mnie hipsterem, ale mimo wszystko poświęciłem trochę uwagi dla tego, jakby nie patrzeć, chyba najmniej popularnego klubu w lidze.

Ciekawe jest to, w jaki sposób klub, który jesienią spisywał się całkiem nieźle, teraz na wiosnę gra tak fatalnie. Przy okazji ostatnich kolejek postanowiłem przeanalizować grę zeszłorocznego beniaminka nie tylko pod kątem składu, ale też zmian jakie nastąpiły w zespole po przerwie zimowej.

Warto zerknąć na „wzmocnienia” jakich dokonał klub z Lubelszczyzny tej zimy. Z klubu nie odszedł nikt znaczący. Odpalono tylko kosmicznie słabego jesienią Poźniaka, poważniejszy uraz przed końcem rundy złapał też Basta. Do drużyny ściągnięto natomiast kilku ciekawych graczy głownie z 1.ligi. Górnik to klub z najmniejszym budżetem w całej lidze, więc pozyskanie takich nazwisk jak Marquitosa z Miedzi, Danielewicza ze Śląska, Bogusławskiego z Chrobrego czy Jakubika z Dolcanu, nie powinny dziwić. Są to transfery na miarę i możliwości tego klubu, który do tej pory specjalizował się w ściąganiu wagonów ze szrotem, więc owe nazwiska powinny zostać jako powiew świeżości na wschodzie Polski. Oczywiście oprócz Litwina Bartkusa, który okazał się kompletnym niewypałem.

Jak się okazuje piłkarze Dolcanu do tej pory wiele nie pokazali, Marquitos też delikatnie mówiąc – zawodzi. Całkiem nieźle prezentuje się banita z Wrocławia – Danielewicz. Niechciany w stolicy Dolnego Śląska, w Łęcznej wyraźnie odżył i zanotował dobry start rundy już w drugim występie strzelając bramkę przeciwko Wisłę Kraków. Dziwi więc stawianie w ostatnich spotkaniach na innych, znacznie słabszych zawodników na jego pozycji. Klub, który całkiem nieźle wyglądał na jesień, kiedy to pod koniec roku zameldował się na 9. miejscu w tabeli, nagle przestał grać.

Świadczą o tym nie tylko ostatnie spotkania, ale niemal cala runda, w której łęcznianie zdobyli tylko 6 punktów. Co jest przyczyną? Można dojść do wniosku, że w zespole mamy do czynienia ze spora dysproporcją nie tylko dyspozycji poszczególnych zawodników, ale ogólnie – poziomu ich gry. Co więcej, jesienią na niektórych pozycjach grali inni piłkarze, którzy radzili sobie o niebo lepiej od tych obecne i jestem niemal przekonany, że wiosną by było tak samo. Wszak gorzej już być chyba nie może.

Mocna ofensywa i fatalna defensywa

W całej Europie specjaliści piłkarscy powtarzają jak mantrę, że zespól buduje się od „tylu”. W Łęcznej z tą wiedzą są na bakier i… robią na odwrót! Zarówno w meczu z Cracovia jak i Lechem było to widać aż nadto. Ofensywa jest jak na taki klub na wysokim poziomie, można powiedzieć, że z taką siła ognia zespól na spokojnie mógłby myśleć o środkowych rejonach tabeli. Niezniszczalny Bonin, który nawet w wieku 60 lat będzie dryblował lepiej jak 90% piłkarzy w Ekstraklasie, bardzo skuteczny Świerczok, do tego chyba najlepszy strzał transferowy tego sezonu w Górniku – Grzegorz Piesio oraz znakomity asystent Tomasz Nowak (ale tylko gdy gra za plecami napastników) – stanowią niesamowitą mieszankę wybuchową w polu karnym przeciwników. Wspierani są przez bardzo ofensywnych bocznych obrońców Leandro i Mierzejewskiego, którzy jednak często zapominają, bądź po prostu nie potrafią bronić. To tyle pozytywów.

Defensywa? Szkoda gadać. Zaczynając od bramkarza, po defensywnych pomocników jest tragedia. Bartkus zderzył się ze ścianą w pierwszych występach, więc między słupki wrócił Prusak. Przed nim „żelazna” para stoperów, która jest żelazna tylko z nazwy. Cofnięty z defensywnego pomocnika Pruchnik z Boźiciem mieli by prawdopodobnie problem ze znalezieniem się podstawowym składzie drużyn nie tylko z Ekstraklasa, ale i w 1.lidze. Pokusić można się nawet o tezę, że i w Suwałkach raczej by oglądali zmagania kolegów z perspektywy ławki. Defensywni pomocnicy? Tutaj jest niewiele mniejszy problem. Poziom dolnych rejonów tabeli ekstraklasy reprezentują tylko Danielewicz i Nikitović. Ten pierwszy z biegiem rundy został odstawiony od składu, drugi trapiony kontuzjami lecz nawet w beznadziejnej formie pewnie byłby lepszy lepszy od dwójki Bogusławski-Tymiński jaką wyraźnie upodobał sobie trener Szatałow. Celowo piszemy, że upodobał, ponieważ nie ma realnych przesłanek za tym by nie stawiać na tej pozycji na innych, którzy gorszego poziomu prezentować nie będą. Czy szkoleniowiec decyduje o składzie sam? Tutaj mamy wątpliwości. Trudno uwierzyć w to, że Danielewicz, czy też utalentowany Bednarek nie zagrają lepiej niż Tymiński z Bogusławski. Ten drugi również mógłby zastąpić kogoś z „żelaznej” pary stoperów, która w 2016 roku na spółkę z bramkarzem Bartkusem dala sobie strzelić bramki siedmiu zespołom, w sumie 13-krotnie. Czemu nadchodzące widmo spadku nie wywiera presji na szkoleniowcu, który nie próbuje nic zmienić? To szalenie dziwne, że w zasadzie jedyna roszadą jaką wykonał w ostatnim czasie Szatałow jest przesuniecie „niżej” Tomasza Nowaka, który w nowej roli wybitnie sobie nie radzi, przy tym utracił zdolność podawania otwierających piłek ze środka pola do swoich kolegów z napadu.

Nie chcemy młodzieży!

Jesteśmy wręcz przekonani, że prezentacja przez PZPN Narodowego Modelu Gry wraz z Pro Junior System najmniej „ruszyła” włodarzy klubu z Łęcznej. Ci dalej uparci przy swoim wola postawić na doświadczonych, by nie powiedzieć przestarzałych graczy kosztem zdolnej młodzieży, której pewnie na Lubelszczyźnie na pewno nie brakuje. Ci widząc awersje do nich w Łęcznej wybierają grę w drużynach Motoru Lublin czy tez TOPu Biała Podlaska. W zespole Jurija Szatałowa znajduje się tylko trzech młodzieżowców: wypożyczony z Lecha Poznań Jan Bednarek, bramkarz Dominik Mucha, oraz chyba największy talent w klubie – Patryk Szysz. 574 minuty (w całym sezonie) w tym tylko 45 minut wiosną rozegrał z tej trojki tylko Jan Bednarek. Najmłodszym zawodnikiem, który w tej rundzie w miarę regularnie występuje u Szatałowa jest Łukasz Bogusławski mający 23 lata na karku. Z czego wynika taka, a nie inna polityka klubu?

Klub przejmują związki zawodowe

Górnik Łęczna to obok Zagłębia Lubin jedyny klub w Ekstraklasie, którego właścicielem jest spółka powiązana ze skarbem państwa (sprywatyzowana spółka górnicza), w tym wypadku Kopalnia Bogdanka. Z takiego przebiegu spraw wynikać może wiele profitów, bo póki owa spółka jest dotowana przez państwo, również klub będzie jako-tako funkcjonował. Wynikają z tego tez spore problemy, które mogą okazać się zmorą Górnika Łęczna – związki zawodowe. Zaczynają one maczać palce w samym klubie i wywierać presje na włodarzach. Goście, którzy pewnie w większości nie maja za wiele wspólnego z prowadzeniem klubu w ekstraklasie teraz chcą wywierać naciski na sam zespól. Jak mówili w swoim podcaście HattickPL dziennikarze sport.pl, owe związki zawodowe po gorszych występach doświadczonych zawodników NAKAZALI klubowi pozyskiwać i stawiać na młodzież. Równoległa rzeczywistość? Nie! Witamy w Polsce!

Przyszłość klubu jednak w pierwszej lidze?

Oglądając ostatnie zmagania Górnika Łęczna mamy coraz większe wrażenie, że klub nie powalczy o byt w najwyższej klasie rozgrywkowej. Wydaje się, że Górnika nie stać na Ekstraklasę, a ona swoim postępem ucieka nieco zacofanemu klubowi z Łęcznej, który zwyczajnie nie jest w stanie dotrzymać rytmu innym drużynom. Widać to po bierności włodarzy, ale i też samym szkoleniowcu, który jakby pogodzony ze spadkiem nie wykonuje nerwowych ruchów. Pogodził się z losem? Na to wygląda. W większości klubów dokonywano by wymian trenerów, jednak nie w Łęcznej, gdzie prawdopodobnie w przyszłym sezonie na pierwszoligowej ławce zasiądzie ponownie Jurij Szatałow.