Podsumowanie rundy jesiennej Ekstraklasy

Nowy rok rozpoczęty, kac po sylwestrze wyleczony, czas więc na trzeźwe podsumowanie poczynań wszystkich drużyn Ekstraklasy. Kto w swojej drużynie zasługuje na pochwałę, a kto na burę? Przyjrzyjmy się po kolei.

Zagłębie Sosnowiec – 16. miejsce, 12 punktów.

Co tu dużo mówić, Zagłębie Sosnowiec po prostu odstaje od ligowych rywali. Zaledwie dwa zwycięstwa w rundzie (z Pogonią Szczecin i Miedzią Legnica u siebie) to zdecydowanie za mało, aby myśleć o uratowaniu ligowego bytu. Wydawało się, że zmiana Dariusza Dudka na Valdasa Ivanaskausa sprawi, że Zagłębie wreszcie zacznie regularnie punktować. Nic bardziej mylnego. Wprawdzie dwa pierwsze spotkania pod wodzą Litwina przyniosły cztery punkty, jednak z czasem było tylko gorzej. Tu nie ma co trenować, tu trzeba dzwonić. Nie było na co czekać, więc sięgnięto po słowacko-gruzińskie posiłki. Lukas Gressak i Martin Toth eliminowali Legię Warszawa z Ligi Mistrzów. Giorgi Gabedawa zaś przychodzi jako król strzelców gruzińskiej ekstraklasy. Nie takie wynalazki odpalały lub robiły z siebie pośmiewisko. Ciekawe, do jakiego grona zaliczymy tych zawodników.

Gwiazda zespołu – Vamara Sanogo.

Ewidentnie nie pasuje do Zagłębia Sosnowiec. Strzelił aż 8 bramek, co stanowi 1/3 dorobku całej drużyny. Słowa marazm i stagnacja zdecydowanie do niego nie pasują. Już teraz jest łakomym kąskiem nie tylko na ekstraklasowym rynku, ale również bacznie obserwują go wysłannicy z klubów zagranicznych. Oprócz Wrzesińskiego, Heinelotha, Pawłowskiego i może Udovicicia jedyny gracz Zagłębia, z którego może być jeszcze jakiś pożytek.

Sabotażysta – Piotr Polczak

W tej kategorii kandydatów było aż nadto. Wygrywa jednak Piotr Polczak. Zupełnie nie przypomina zawodnika, który jako tako, ale radził sobie w naszej lidze. Dzisiaj popełnia błąd za błędem, babol za babolem. Jest tak elektryczny, że bardziej roztropnym rozwiązaniem jest wsadzenie palców do gniazdka niż zetknięcie się z jego osobą. Wprawdzie nie pomagali mu koledzy z formacji obronnej, jednak to on przychodził jako potencjalny lider obrony, więc najbardziej odpowiada za takie porażki jak z Lechem Poznań.

Górnik Zabrze – 15. miejsce, 17 punktów.

Ło Matko Bosko, a co to się stanęło? Tak się kończy wyprzedaż trzonu drużyny w jednym momencie. Niby odeszło tylko trzech kluczowych zawodników, jednak mieli taki wpływ na grę (zwłaszcza w ofensywie) górników, że zapaść drużyny po ich odejściu widoczna jest gołym okiem. Potencjalni następcy zawodzą na całej linii. Ryczkowski? No comment. Jimenez? Początek fatalny, potem przeciętnie. Zapolnik? Nie zachwyca nikogo. Zaciąg polskiej młodzieży? Dużo zapału, mało umiejętności. Mnóstwo nauki przed nimi. Tym bardziej szacunek dla włodarzy Górnika Zabrze, że nie pożegnali się z rozumem i nie zwolnili Marcina Brosza, co byłoby nad wyraz głupie w takiej sytuacji. Zwłaszcza że gdyby Igor Angulo „skończył się”, jak mu do niedawna wieszczono, można by było powoli szykować się na wyjazdy do Chojnic czy Suwałk.

Gwiazda zespołu – Igor Angulo.

Bądź liderem strzelców w lidze, w której twój zespół jest przedostatni. Typowa Ekstraklasa. Co innego umiejętności 34-letniego Hiszpana. Widać, że szkółka Athleticu Bilbao wyszkoliła go na tyle porządnie, że nawet w takim zespole jest postrachem każdego bramkarza ligi. Jeśli ktoś ma utrzymać ligę dla Zabrza, to może zrobić to wyłącznie Igor Angulo.

Sabotażysta – Adam Ryczkowski

Miał wszelkie predyspozycje do tego, aby poradzić sobie w Ekstraklasie. Wyróżniał się w 1.lidze? Jak najbardziej. Miał doświadczenie w Ekstraklasie? Miał. Wprawdzie niewielkie, ale dwie bramki w 9 meczach to było zawsze coś. Miał być drugim Damianem Kądziorem, który przed przyjściem do Zabrza zaliczył ledwie trzy krótkie występy w najwyższej klasie rozgrywkowej. Jednak Kądzior wszedł do tej ligi z buta, a cele jakie sobie wyznaczył, konsekwentnie realizował. Może tego właśnie brakuje Ryczkowskiemu? Jego występy zakrawają o taką kpinę, że Marcin Brosz woli wystawiać Jimeneza czy Zapolnika, którzy z całym szacunkiem, ale kariery na skrzydle to oni nie zrobią. Ryczkowski ma jednak zaledwie 21 lat, więc jest jeszcze czas żeby się ogarnąć.

Śląsk Wrocław – 14. miejsce, 18 punktów.

W tym sezonie Śląsk śmiało można uznać za wizytówkę Ekstraklasy. Nie idzie Ci zupełnie w lidze, a stołek trenera mocno zagrożony? Klepnij więc solidnego Piasta 4:1, a następnie liderującą Jagiellonię 4:0 (!) na ich boisku (!!), aby następnie…przez 10 spotkań wygrać zaledwie raz. Hitem nad hitami jest jednak spotkanie z Wisłą Płock przegrane przez WKS 0:3, gdzie punktem zwrotnym była…czerwona kartka obrońcy Wisły Płock. Niepojęte co się dzieje w tej drużynie. Może Vítězslav Lavička posprząta ten bałagan, a roboty jest bardzo dużo.

Gwiazda zespołu – Marcin Robak.

Są trzy rzeczy pewne: śmierć, podatki i Marcin Robak walczący o koronę króla strzelców. 36 lat na karku, a wciąż znajduje sposób na pokonywanie bramkarzy rywali. 11 goli sprawia, że traci zaledwie jedną bramkę do innych „dinozaurów” Igora Angulo i Flavio Paixao. Trzeba jednak przyznać, że Robak – podobnie jak cały zespół – uaktywniał się co jakiś czas, jednak jeśli już, to nie było czego zbierać. Przykładem hattrick z Jagiellonią czy dublet z Miedzią Legnica, w których Śląsk akurat zdołał zdemolować swoich rywali.

Sabotażysta – Đorđe Čotra.

W zasadzie to Śląsk ma tyle przeciętnych zawodników, że wyłowienie z tego grona największego sabotażysty jest nie lada sztuką. Może Igors Tarasovs? Nie no i tak nie gra za wiele (o czymś to świadczy). Rzutem na taśmę wątpliwości rozwiał lewy obrońca rodem z Serbii. Jest sobie 49. minuta meczu Śląska z Koroną. Nic szczególnego się nie dzieje, Pucko próbuje wykiwać Cotrę. Co robi doświadczony Serb? Wali mu z łokcia w…szyję. Ekstraklasa widziała trochę lepsze sposoby odbioru piłki. Komisja Ligi wlepiła karę pieniężną w wysokości 15 tysięcy złotych i aż do 27. kolejki Cotra mecze swojej drużyny będzie mógł co najwyżej obejrzeć. I po co to było?

Wisła Płock – 13. miejsce, 20 punktów.

Kolejny zespół, po którym nie wiadomo czego się spodziewać. Niby skład przed sezonem został deczko uszczuplony, jednak braki zostały natychmiast uzupełnione. W przypadku Ricardinho można wręcz powiedzieć, że przebił swojego poprzednika – Jose Kante. Cóż jednak z tego skoro miejsce w tabeli jest dużo niższe w sezonie poprzednim? Ani Dariusz Dźwigała, ani Kibu Vicuna nie zrobili tyle, aby nawiązać do sukcesów z poprzedniej kampanii. Hiszpan nie chce podzielić losu poprzednika i jeszcze w starym roku płocczanie zdołali ściągnąć nowego gracza – Angel Garcia. 24-letni Hiszpan pozostawał ostatnio bez klubu, jednak na zapleczu La Liga zdołał coś tam pograć. Może to on okaże się być godnym następcą Arkadiusza Recy? Tak czy siak, gra musi ulec zdecydowanej poprawie, bo odświętne zwycięstwa w Płocku już nie zadowolą nikogo.

Gwiazda zespołu – Ricardinho.

Powrót do ligi spektakularny. Widać, że co nieco pograł w lepszych zespołach. Strzelił już 9 bramek, czyli tyle, ile Jose Kante w całym poprzednim sezonie. Gdyby za napastnikiem tak nadążali koledzy z drużyny, nikt by nie musiał zamartwiać się o niską pozycję w tabeli ligowej.

Sabotażysta – Damian Szymański.

Nominacja trochę na wyrost, jednak Szymański w tym sezonie po prostu zawodzi. Wprawdzie ma czasami przebłyski, jak na przykład w spotkaniu ze Śląskiem Wrocław, jednak stabilną formę z poprzedniego sezonu pamięta chyba jedynie Jerzy Brzęczek, który nie boi się go wystawiać na arcyważne spotkanie z Włochami świeżo po batach z Pogonią Szczecin.

Miedź Legnica – 12. miejsce, 21 punktów.

Kto się nie rozpływał nad Miedzią na początku sezonu? Na przełomie sierpnia i września upatrywano drużynę Dominika Nowaka jako kandydata na czarnego konia tej ligi. Zwycięskie derby z solidnym jeszcze wtedy Zagłębiem zwiększyły jeszcze apetyty. W tym rzecz, że po tym meczu legnicka maszyna zacięła się aż na 9 spotkań ligowych. Krótki pobyt w „czerwonej strefie” obudził „Miedziankę” i to na tyle, że w ostatnich 4 meczach Miedź zgarnęła 8 punktów. Brawo Andrzej Dadełło! Ilu włodarzy by już zwolniło Dominika Nowaka, licząc na szybki efekt nowej miotły? Właściciel Miedzi jednak w takie rzeczy nie wierzy i pozwolił Nowakowi wyjść z kryzysu. Po prostu.

Gwiazda zespołu – Petteri Forsell.

Co ten grubas robi na boisku? Tak myśleli sobie kibice drużyn, do których akurat przyjeżdżała Miedź. Jakie nietęgie miny musieli mieć zwłaszcza w Białymstoku, jak Forsell w pojedynkę załatwiał wicemistrza Polski. W sumie Fin uzbierał aż 8 trafień, co pozwala mu walczyć nawet o koronę króla strzelców. Dobra dyspozycja przełożyła się również na reprezentację, do której ostatnio regularnie jest powoływany. Technika, przegląd pola, umiejętne (złośliwi powiedzą, że oszczędne) poruszanie się po boisku – to wszystko sprawia, że Forsell w naszej lidze może się czuć niczym gruba ryba w wodzie.

Sabotażysta – Mateusz Piątkowski.

To se ne vrati, jak to mówią…Szkoci. Ta słynna fraza Karola Krawczyka idealnie podsumowuje zmagania Piątkowskiego w tym sezonie. Jeszcze kilka lat temu był gwiazdą Jagiellonii i jej najlepszym strzelcem. Dzisiaj jednak Ekstraklasa Piątkowskiego po prostu przerasta. Odejście z Wisły Płock, gdzie nie zachwycał, do Miedzi miało go odbudować. W 1.lidze jeszcze dawał radę (8 goli w pół roku), jednak w Ekstraklasie ledwie jedna bramka i coraz bardziej oddalający się pierwszy skład. Przygoda z Ekstraklasą „Piątka” powoli dobiega końca.

Zagłębie Lubin – 11. miejsce, 24 punkty.

To już powoli się staje klasyką. Świetny początek sezonu, pochwały w kierunku Lewandowskiego, co mogło pójść nie tak? Huragan (Morąg) zmiótł jednak wydawałoby się, zgrany kolektyw, przez co posadę stracił Lewandowski. Jego następca, Ben van Dael, miał jedynie ugasić pożar i po świętach wrócić na swoje poprzednie stanowisko. Długo trzeba było czekać na efekty, jednak jeden mecz (4:0 w Białymstoku), nagle olśnił działaczy w Lubinie i zobaczyli w Holendrze trenera na lata. Czy to wypali? Trudno powiedzieć, gra pod wodzą Lewandowskiego i Van Daela niczym specjalnie się nie różni. Może po okresie przygotowawczym zobaczymy rękę „tymczasowego” trenera?

Gwiazda zespołu – Bartłomiej Pawłowski.

W zespole, w którym bardzo dużo potencjału się marnuje, ciężko kogoś wyróżnić. Bartłomiej Pawłowski daje jednak nadzieję. Po powrocie z Hiszpanii, musiało upłynąć masę czasu, aby zaczął wreszcie pokazywać to, co skłoniło włodarzy Malagi do jego kupna. Do tamtych lat jeszcze mu daleko, jednak nareszcie pokazuje coś więcej niż pojedyncze zrywy.

Sabotażysta – Jakub Mareš.

Nie tego po nim oczekiwano po kupnie ze Slovana Bratysława. Czech trochę irytuje, trochę gra jakby od niechcenia, ale przede wszystkim strzela mało goli. W tym sezonie ledwie dwie bramki na jego koncie. Ktoś powie, że dostaje mało minut. Z drugiej strony, kto mu broni wygrać rywalizację z Patrykiem Tuszyńskim, który skutecznością także nie zachwyca?

Arka Gdynia – 10. miejsce, 25 punktów.

Grają pięknie, przegrywają jak zawsze. Tak Arkę przedstawiał Zbigniew Smółka po meczach z Jagiellonią i Cracovią, które notabene – były przeciętne w wykonaniu gdynian. Na tle siermiężnego futbolu jaki prezentował Leszek Ojrzyński, każda odmiana będzie postrzegana jako symptom do pięknego grania w piłkę. Estetyką punktów jednak się nie zdobywa, a drużyna Smółki miała z tym duży problem na początku sezonu. Jak już się odblokowała, to na dobre. Nie mogło być jednak za pięknie, więc pod koniec rundy „arkowcy” znowu obniżyli loty, przez co zimę spędzą w dolnej części tabeli.

Gwiazda zespołu – Michał Janota.

Renesans wiecznego talentu. Kiedy wszyscy postawili na nim krzyżyk, kiedy wydawało się, że Ekstraklasę może jedynie oglądać w telewizji, wówczas wkroczył Zbigniew Smółka. Ten trener lubi ściągać swoich podopiecznych, jednak przy nazwisku Janota, wielu miało wątpliwości co do jego przydatności w zespole. Dzisiaj nikt takich wątpliwości nie ma, a niektórzy śmiali dziennikarze powołują go nawet do kadry Brzęczka. Na czym polega fenomen Janoty? Zamiast człapania, które przez kilka lat było jego wizytówką, mamy truchtanie, czasami nawet sprint, ale przede wszystkim – grę w piłkę. Zważywszy na to, że Janota nigdy boiskowym pracusiem nie był, jego dzisiejsze popisy to naprawdę spory sukces Zbigniewa Smółki.

Sabotażysta – Goran Cvijanović.

Słoweniec w Koronie Kielce radził sobie bardzo dobrze. Był motorem napędowym zespołu i był jej czołowym strzelcem. Zdecydowanie nie należał do grona zawodników, którzy wozili się na rezultatach sprzed kilku lat. Wielu komentatorów pukało się w czoło, gdy Korona nie zdecydowała się przedłużyć umowy. Skrzętnie tą sytuację wykorzystała Arka…i teraz pewnie tego żałuje. Zaledwie 7 meczów ligowych, w których pokazał co najwyżej garstkę umiejętności, którymi brylował w Kielcach. Ostatni mecz zagrał w połowie października, więc nietrudno się domyślić, że Zbigniew Smółka nie chce korzystać z usług Słoweńca. Pomyśleć, że przychodził jako potencjalna gwiazda zespołu.

Cracovia – 9. miejsce, 27 punktów.

Nasionka uhodowane przez Michała Probierza bardzo długo kiełkowały. Owoce można było zbierać dopiero w grudniu, kiedy to Cracovia wygrała cztery mecze pod rząd. Seria godna podziwu w naszej lidze, zwłaszcza że „Pasy” nie przyzwyczaiły swoich kibiców do zwycięstw – do końca listopada zaledwie trzy razy im się to udało. Czy to jest zapowiedź szturmu na grupę mistrzowską? Rok temu podobna pogoń zakończyła się klęską. Ciekawostka – „Pasy” są najsłabszą ofensywą ligi oraz trzecią najlepszą defensywą. Innymi słowy, mecze z udziałem Cracovii to gwarancja paździerzu piłkarskich szachów.

Gwiazda zespołu – Javi Hernandez.

Kuzyn Gutiego (tak tak, tego Gutiego) im dłużej przebywa w naszej lidze, tym wykręca coraz lepsze statystyki. W tej rundzie strzelił 5 goli i zaliczył 3 asysty. Czy możemy spodziewać się jeszcze lepszej gry Hiszpana? Jesienią 2017 również strzelił 5 goli i na tym już w tamtej kampanii poprzestał. Poza tym Hernandez momentami jest bardzo chimeryczny, co się odbijało nieraz na formie całej drużyny.

Sabotażysta – Sierdier Sierdierow.

Typowy niewypał transferowy. Mówiąc bardziej dosadnie – po prostu szrot. Rosyjski pomocnik może błyszczał w lidze bułgarskiej, ale w Ekstraklasie wyraźnie odstawał w niemal każdym meczu, w którym wystąpił. Czas przeszły użyty nieprzypadkowo, ponieważ Cracovia zdążyła już rozwiązać z nim kontrakt.

Wisła Kraków – 8. miejsce, 29 punktów.

Marzena Sarapata: Ten rok był wspaniały, nigdy go nie zapomnę.  Zważywszy na syf, z jakim mamy do czynienia w tym klubie, 8. miejsce w tabeli należy uznać za duże osiągnięcie. Początek rundy był wręcz rewelacyjny, przecież po 8. kolejce to „Biała Gwiazda” była na czele tabeli. Wszystko jednak popsuł Szymon Jadczak. Z czasem jednak sytuacja w klubie musiała się przełożyć na wyniki, ale każde wyszarpane zwycięstwo było oklaskiwane przez całą piłkarską Polskę. Wszyscy wiemy, co się z klubem dzieje, więc pozostaje piłkarzom Wisły życzyć znalezienia uczciwszych pracodawców.

Gwiazda zespołu – Zdenek Ondrasek.

Kto by się spodziewał, że ten zawodnik jeszcze się odrodzi? Przecież w poprzednim sezonie zaliczył ledwie kilka pustych przelotów i w normalnych warunkach byłby na wylocie z klubu. Szansę od losu wykorzystał jednak stuprocentowo i 11 strzelonych bramek sprawiło, że teraz nie dość, że będzie dostawać pensję, to jeszcze w amerykańskiej walucie.

Sabotażysta – „Misiek” Marzena Sarapata Damian Dukat Vanna Ly Mats Hartling Adam Pietrowski jeśli chodzi o piłkarzy to Paweł Brożek

Trzeba docenić gest byłego reprezentanta Polski. Mimo że Brożek był świadom „wypłacalności” klubu, to postanowił pomóc drużynie i wznowił karierę. Niestety, widać ewidentnie że już nawet w Ekstraklasie Brożek po prostu się męczy. Wprawdzie strzelił bramkę z Zagłębiem Lubin na wagę trzech punktów, jednak to był jedyny moment, w którym 38-krotny reprezentant Polski udowodnił swoją wartość dla zespołu.

Korona Kielce – 7. miejsce, 31 punktów.

Powoli staje się to normą. Gino Lettieri wyciąga z przeciętnych piłkarzy maksimum i zajmuje miejsce w „górnej ósemce”. Chociaż czy są tacy przeciętni, skoro notują takie rezultaty? Tak czy siak, „żółcisto-krwistym” nie można odmówić zaangażowania i porządnego przygotowania fizycznego wedle niemieckiej szkoły. 7. miejsce można traktować wręcz jako niedosyt, bo Korona cały czas kręciła się w pobliżu podium. Jednak nic straconego, do trzeciego Lecha strata wynosi zaledwie dwa punkty.

Gwiazda zespołu: Matej Pucko.

Można powiedzieć, że z przytupem wszedł w naszą ligę. Pierwsze trzy spotkania, które rozpoczął od pierwszej minuty, okrasił golem. Potem już nie było tak dobrze, jednak stał się ważnym graczem w talii Lettieriego. Gra Słoweńca potwierdza regułę, że najlepszym miejscem dla graczy z niższych lig hiszpańskich jest Ekstraklasa.

Sabotażysta: Felicio Brown Forbes.

Coś tam pograł w rosyjskiej ekstraklasie. Wydawało się, że w takim zespole jak Korona powinien szybko się odnaleźć. Nic bardziej mylnego. Zaledwie pięć ligowych występów, w których zresztą bardziej szkodził, aniżeli pomagał. Jeśli ktoś go nazywa zagranicznym szrotem, to ma ku temu spore podstawy.

Piast Gliwice – 6. miejsce, 31 punktów.

Który to już raz? Waldemar Fornalik znowu poukładał drużynę skazaną na degradację. Czy przed sezonem zrobił jakieś spektakularne transfery? Oczywiście, że nie. Kilka uzupełnień i solidnie przepracowany okres przygotowawczy sprawiły, że zespół stał się groźny dla każdego. Nikt nie powie, że drużyny Fornalika grają piękny i widowiskowy futbol. Są to zespoły jednak do bólu skutecznie i nie inaczej jest w Gliwicach. Europejskie puchary? Nikt tego nie oczekuje, jednak cel całkiem możliwy. Fornalik nie takie cuda wyczyniał w Ruchu Chorzów.

Gwiazda zespołu: Tom Hateley.

Pasuje do tej drużyny jak ulał. Żaden z niego wirtuoz, jednak jest mocno pracowity, a czasami da coś ekstra – przykładem jego niedawny gol z rzutu wolnego. W sumie już uzbierał cztery trafienia, co już jest jego najlepszym rezultatem w karierze. Widać, że przeprowadzka do Gliwic Anglikowi służy i na pewno jej nie żałuje.

Sabotażysta: Piotr Parzyszek.

Człowiek, który obalił mit wielkości Eredivisie. Niby Ekstraklasa jest taka beznadziejna, jednak zawodnik, który przyszedł z solidnej drużyny tamtej ligi, jak na razie odbija się od Ekstraklasy. Tylko dwie bramki strzelił były gracz Zwolle czy Graafschap. Ostatnie pół roku można jeszcze tłumaczyć przyswajaniem się do nowej ligi, jednak jeśli za pół roku jego dorobek będzie nadal tak mizerny, trzeba będzie poważnie się zastanowić, czy Parzyszek jest poważnym napastnikiem oraz czy Eredivisie jest poważną ligą?

Pogoń Szczecin – 5. miejsce, 31 punktów.

Jeszcze we wrześniu Kostę Runjaicia chciano wywieźć na taczkach. Dzisiaj zamiast taczki, powinien być noszony na rękach. Niemiecki szkoleniowiec wyciągnął zespół z kryzysu i to w jakim stylu. Zdarzyła się seria 5 wygranych z rzędu, a siedem ostatnich rywali Pogoni podejmowanych przy ul. Twardowskiego wyjeżdżało na przysłowiowej tarczy. To nie są rezultaty przypadkowe. Widać, że „Portowcy” mają swój styl i potrafią go narzucić rywalowi. Kibice Pogoni już zacierają ręce. Optymizm powinien być studzony początkiem sezonu, kiedy nic nie zapowiadało takiego odrodzenia. Tym bardziej brawo dla Prezesa Mroczka, który wytrzymał ciśnienie i nie zwolnił Runjaicia. Dzisiaj na pewno nikt nie żałuje tej decyzji.

Gwiazda zespołu: Thomas Podstawski.

Wybór nie mógł być inny. Od kiedy Podstawski zasilił Pogoń, jego zespół przegrał zaledwie trzy razy, a zdążył już zagrać w lidze 14-krotnie. Wynik imponujący, podobnie jak jego gra. Nienaganna technika, znakomity przegląd pola, atomowy strzał z dystansu. Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że Podstawski długo w Szczecinie nie posiedzi.

Sabotażysta: Dawid Błanik.

Przychodził z GKS-u Tychy jako obiecujący, młody zawodnik. Poza tym, wydawało się, że jest na tyle doświadczony na poziomie I ligi, aby poradzić sobie także w Ekstraklasie. Nic bardziej mylnego. Boczny pomocnik dostaje od czasu do czasu szanse od Kosty Runjaicia, jednak ich w zupełności nie wykorzystuje.

Jagiellonia Białystok – 4. miejsce, 33 punkty.

Runda jesienna łudząco podobna do tej z poprzedniego sezonu. Wówczas również Jagiellonia bardzo dobrze zaczęła, jednak z czasem zaczęła tracić punkty. Różnica jest jednak taka, że końcówka rundy jesiennej obecnego sezonu nie pozostawiła za sobą dobrego wrażenia. Grudniowa domowa porażka z Zagłębiem Lubin 0:4 przelała szalę goryczy. Drużynę czekają spore zmiany, o jej skali przekonamy się wkrótce. Na pewno odchodzi Marian Kelemen (na emeryturę) i Cillian Sheridan (Wellington Phoenix). Do Tereka Grozny ma odejść Przemysław Frankowski. Niepewna jest przyszłość Ivana Runje i Arviydasa Novikovasa. Trochę sporo, jak na drużynę aspirującą o najwyższe cele.

Gwiazda zespołu: Arviydas Novikovas.

Poza boiskiem potrafi wywołać kontrowersje. A to szowinistyczne wypowiedzi, a to sugerowanie kapitanowi drużyny, że kłamie, nawet o karnego potrafi się pokłócić. Na boisku jednak po prostu wymiata. Siedem goli i cztery asysty sprawiają, że jest najefektywniejszym zawodnikiem Jagiellonii. Wprawdzie za często wdaje się w niepotrzebny drybling, jednak nikt nie ma wątpliwości, że dla Jagiellonii jest to zawodnik niezbędny.

Sabotażysta: Lukas Klemenz.

Przychodził jako zmiennik dla Nemanji Mitrovicia i Ivana Runje. Od zmiennika nie oczekuje się fajerwerków, ale solidnej i w miarę bezbłędnej gry. Klemenz tego jednak nie zapewniał. Poza może dwoma wyjątkami grał mecze słabe lub bardzo słabe. Nic dziwnego, że zawodnik został wystawiony na listę transferową i nie ma już czego szukać w tym zespole.

Lech Poznań – 3. miejsce, 33 punkty. 

Przed sezonem postanowiono dać szansę człowiekowi „stąd”. Ivan Djurdjević, bo o nim mowa, bardzo szybko został rzucony na głęboką wodę. Europejskie puchary połączone z ligą ostatecznie przerosły Serba. Miejsce w środku tabeli nikogo w Poznaniu nie zadowalało, więc sięgnięto po poważne nazwisko. Sięgnięcie po niedawnego selekcjonera naszej reprezentacji było przedsięwzięciem kosztowym, ale też i ambitnym. Adam Nawałka chce być rozliczany dopiero po przeprowadzeniu okresu przygotowawczego, więc przed ex-selekcjonerem trudne zadanie. Strata 8 punktów do liderującej Lechii to dużo i mało, jeśli popatrzymy na dzieje choćby minionego sezonu.

Gwiazda zespołu: Christian Gytkjaer.

Jak dużo zależy w Lechu od skuteczności Duńczyka. Kiedy Gytkjaer strzelał, Lech tylko raz przegrał spotkanie. Kiedy zaś Duńczyk zaciął się na ponad miesiąc, od razu przełożyło się to negatywnie na formę zespołu. Nie wątpliwości, że ściągnięcie 28-letniego napastnika było jedną z nielicznych decyzji transferowych włodarzy Lecha, z której nie muszą się wstydzić.

Sabotażysta: Maciej Gajos.

W Jagiellonii się rozwijał, w Lechu się zwija. Ile można czekać na eksplozję jego talentu. Przychodził jako potencjalna gwiazda zespołu, jednak z każdym sezonem gra coraz gorszej. Coraz bardziej zapominamy, z czego słynął Gajos, gdy najbardziej błyszczał. Atomowe uderzenie, zmysł do gry kombinacyjnej, dobry przegląd pola – to są (były?) jego największe atuty. Może Adam Nawałka wskrzesi jego talent? To przecież za jego kadencji Gajos był powoływany do reprezentacji.

Legia Warszawa – 2. miejsce, 39 punktów.

Początek sezonu dla Legii był tradycyjnie już fatalny. Kolejna kompromitacja w Europie przelała szalę goryczy i Dean Klafurić został wykopany ze stołka, mimo że Dariusz Mioduski dzień wcześniej deklarował, że zostaje. Tak czy siak, ściągnięto poważne nazwisko trenerskie, jakim jest bez wątpienia Ricardo Sa Pinto. Prowadził z sukcesami takie zespoły jak Standard Liège czy Sporting Lizbona. Dzisiaj trzeba się mocno namęczyć, aby pokonać Legię. Jeśli nawet komuś się to udaje, Sa Pinto zwala to na sędziów, zrządzenie losu, zwykły przypadek, Vannę Ly czy Donalda Tuska. Na jego szczęście rzadko musi to robić. Pod wodzą Portugalczyka Legia przegrała zaledwie dwa razy, z czego raz na samym początku swojej kadencji. Żeby tych porażek było jeszcze mniej, Sa Pinto ściąga zaciężną Portugalską armię najemników prosto z zaplecza hiszpańskiej ekstraklasy czy też średniaka ligi greckiej. Luis Rocha i Salvador Agra już zostali oficjalnie zaprezentowani, ale to jeszcze nie koniec wzmocnień takiego kalibru. Kolejni gracze mają być zaprezentowani na dniach.

Gwiazda zespołu: Dominik Nagy.

Chorwacki duet początkowych trenerów za nim nie przepadał, zresztą z wzajemnością. Od kiedy jednak trenerem jest Ricardo Sa Pinto, Węgier jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przypomniał sobie, jak się gra w piłkę. Przypomniał sobie na tyle, że mocno zainteresowane jego usługami są takie kluby jak Fiorentina czy Montpellier.

Sabotażysta: Eduardo Alves da Silva.

Co tu dużo mówić. Stał się tak niepotrzebny, że Legia zrobiła z niego…atrakcję dla dzieci. Tak tak, ostatnie pensje pobierał za to, że oprowadzał dzieci po stadionie oraz pozwalał robić z nimi zdjęcia. Jego popisy boiskowe przemilczmy, choćby ze względu na szacunek do jego wcześniejszej, bogatej kariery sportowej.

Lechia Gdańsk – 1. miejsce, 42 punkty.

Tylko w Ekstraklasie zespół, który dopiero co obronił się przed spadkiem, nagle stał się głównym kandydatem do mistrzostwa. Skąd taka nagła metamorfoza w tej drużynie? Na pewno nie jest to zasługa transferów, ponieważ Lechia nie może obecnie sobie na to pozwolić. Czy w takim razie Piotr Stokowiec jest cudotwórcą? Nie do końca, ponieważ przy wysokim zaangażowaniu i stabilnym składzie można zdziałać cuda, a umówmy się – Stokowiec nieróbstwa nie toleruje. Dyscyplina zarówno w defensywie, jak i ofensywie wdrożona przez Adama Nawałkę Piotra Stokowca sprawia, że na ten moment nie mają sobie równych. Jeśli nie dojdzie do nagłej wyprzedaży kilku kluczowych zawodników (mówi się choćby o Haraslinie), Lechia będzie poważnym kandydatem do tytułu.

Gwiazda zespołu: Lukáš Haraslín.

Słowak odbudował się po poważnej kontuzji z ubiegłego sezonu. Podobnie jak cały zespół pod wodzą Stokowca – wiosną był cieniem samego siebie, jesienią odżył. Na tyle, że mówi się o zagranicznym wyjeździe. Czy jednak to jest dobry pomysł? Jedna runda, to trochę za mało, aby myśleć o podboju zachodniej ligi.

Sabotażysta: Sławomir Peszko.

Nie ma to jak spartolić sezon w 1. kolejce. Idiotyczny i bandycki faul na Novikovasie wykluczył go na pół rundy jesiennej. Następnie pokłócił się z członkiem sztabu Stokowca, więc trener powiedział adieu. Na ten moment jest piłkarzem czwartoligowych rezerw Lechii, co szczególnie potencjalnych pracodawców nie przyciąga. Jeśli jednak cokolwiek „Peszkin” chce wycisnąć ze swojej kariery, powinien ewakuować się z Gdańska i to w trybie natychmiastowym.

Co przyniesie runda wiosenna? Tego nie wie nikt. Jednak bez wątpienia nie będzie nudno.