Sektory CDE

Nie tylko pieniądze

„Pieniądze nie grają…”, „Dużo już było takich tworów, o, choćby Amica Wronki, albo Polonia Warszawa…”, „I co z tego, że mają pieniądze, liczy się coś więcej…”. Na wiele takich i zapewne bardzo podobnych opinii natknął się Krzysztof Witkowski – właściciel klubu Termalica Bruk-Bet Nieciecza – pijąc kawę w swoim klimatyzowanym biurze podczas przeglądania internetu, dzień po tym kiedy piłkarski światek w Polsce obiegła wiadomość o awansie Niecieczy do Ekstraklasy.

Dziwne? Nie sądzę. Jeśli nie wszyscy, to zdecydowana większość sympatyków Ekstraklasy ma w pamięci obraz wiecznie sfrustrowanego, napalonego na natychmiastowe sukcesy Józefa Wojciechowskiego, jakże barwnej (do czasu) postaci polskiej piłki klubowej. Do czasu, bo po dłuższym czasie jego fanaberii i igraszek wszystkim zbrzydły kolejne dziwne newsy o jego działalności w klubie z Warszawy. Kupowanie piłkarza raz w tygodniu, zmiana trenera raz w tygodniu, wchodzenie do szatni i ustalanie składu trenerowi, odsyłanie piłkarzy do tzw. Klubu Kokosa, i wiele innych rzeczy, które można robić mając w klubie władzę: na początku to wszystko kwitowaliśmy śmiechem. „Wariat, ale może rzeczywiście szuka złotego środka.” Następnie przyszła irytacja, gdy z Polonii zwalniani byli kolejni trenerzy i zawodnicy. Potem złość: „Niczego się nie zbuduje będąc takim narwanym, sukces w futbolu nie mierzy się tylko i wyłącznie ilością wydanych pieniędzy, ale też cierpliwością.”. W końcu sam Wojciechowski zdenerwował się i rzucił wszystko w kąt. I plany rozbudowy stadionu przy Konwiktorskiej i plany o wielkiej Polonii. Ta dziś tuła się w trzeciej lidze, choć większość jej piłkarzy z ery trenera Stokowca gra dziś w Ekstraklasie, rozsiana po różnych zespołach.

To jeden obraz właściciela klubu. Mi zaś imponuje obraz przeciwny – Krzysztof Witkowski. Człowiek, który jest niesamowicie cierpliwy. Człowiek, który wierzył w sukces od początku zainwestowania w niecieczowski futbol, świadomy tego iż nie tylko pieniądze są potrzebne. Prezes Bruk-Betu korzenie ma głęboko wrośnięte w Niecieczę. Tu się wychowywał, wiele osób pamięta „jak kiedyś biegał w krótkich spodenkach po wsi”. Liczy się dla niego nie tylko mamona, której ma już całkiem sporo, ale też lokalny patriotyzm. Na jego korzeniach, jego upartości został zbudowany zespół, który w sezonie 15/16 zagra w Ekstraklasie, choć może na początku nie w Niecieczy – której stadion obecnie jest modernizowany – ale z czasem na pewno tam. Ośmielam się twierdzić, że na pewno, bo ten klub zarządzany jest lepiej niż wiele w samej Ekstraklasie. Mądrze i cierpliwie – trener Mandrysz pracuje w Niecieczy już ponad rok i nie zanosi się na jego zwolnienie, podczas gdy wspomniany już Józef Wojciechowski zdążyłby zmienić tak na oko 15 trenerów. Skład budowany jest rozsądnie – mieszanka ekstraklasowego doświadczenia z nieoszlifowaną dotąd na najlepszych boiskach Polski grą. Sama Nieciecza? Z 700-osobowej populacji Termalice kibicują wszyscy. Co więcej – niejeden kibic futbolu w Polsce uśmiechnął się z sympatią na myśl o tym zespole z malutkiej wsi – ewenemencie w skali europiejskiej piłki nożnej, który jesienią będzie toczył boje z zespołami od lat grającymi na najwyższym szczeblu polskich rozgrywek piłkarskich.

Czy to wystarczy? Czy właściciel klubu – lokalny patriota, dobre zarządzanie, uśmiech sympatii (czasem i może politowania) polskich kibiców, niewątpliwy dopalacz jaki da nowy stadion – czy to wystarczy, by na początku myśleć o utrzymaniu jako „beniaminek beniaminków”, aby w następnych sezonach wzmacniać skład i myśleć o pnięciu się w górę tabeli? Mój instynkt podpowiada, że tak. A za tym instynktem stoi jedno proste spostrzeżenie: Nieciecza ma to wszystko, czego nie miała porównywana z nią Polonia Warszawa. Jednak wraz z tym instynktem rodzi się swoisty „przeciwinstynkt”: przecież to jest totalna niewiadoma, przecież w większości w Termalice grają ludzie, którzy nie posmakowali jeszcze futbolu na najwyższym szczeblu.

Jedno jest pewne – 700-osobowej wsi w tym sezonie będą się przyglądać wszyscy. Natomiast wszyscy w tej wsi będą żyć w pięknym śnie, który rozpoczął się wraz z awansem. I życzę im, oraz z całego serca kibicuję, by nie budzili się z tego snu jak najdłużej.

foto: arkowcy.pl