statystykicraślą

Śląsk prezentów nie wykorzystywał, więc podarował Cracovii punkt

Mikołajki co raz bliżej, na pewno już albo sprawiliście swoim bliskim prezenty, albo przynajmniej jesteście na etapie szukania pomysłu na podarunek. Ta atmosfera udzieliła się też piłkarzom Cracovii, którzy dzisiaj na lewo i prawo rozdawali upominki Śląskowi Wrocław. Ci jednak postanowili powiedzieć: „Hola, hola! Nie bądźcie tacy rozrzutni, najpierw się odwdzięczymy” i sprezentowali gospodarzom jeden punkt. Szlachetne zachowanie.
Ten nieco przydługi wstęp miał na celu zobrazowanie tego jak nieporadni w ofensywie byli dzisiaj podopieczni Tadeusza Pawłowskiego. Na dobrą sprawę powinni ten mecz zamknąć już po pierwszych trzech kwadransach, a już na pewno w okolicach 70. minuty. Środek pola Cracovii był dziurawy jak modne jeansy. Gol wyglądał jakby myślami był w zupełnie innym miejscu, a powrót Dimuna po kontuzji był chyba nieco pospieszny. W drugiej połowie goście mieli kilka dobrych wyjść z kontratakiem, ale za każdym razem cały trud niweczyli już przy polu karnym Pasów. To Cholewiak strzelił wprost w Peskovicia, to Robak dał się przepchnąć to Stróżikowi. Brakowało zimnej krwi. Szczerze mówiąc, gdzieś 20 minut przed końcem pomyślałem „to się musi zemścić”. No i się zemściło.

Przy takiej dyspozycji punkt był absolutnym maksimum jaki mogła z tego meczu wyciągnąć Cracovia. W pierwszej połowie nie kleiło się zupełnie nic. Jednym z niewielu udanych zagrań wspomnianego wcześniej Janusza Gola było dosyć sprawne zawiązanie sznurówek w okolicach dziesiątej minuty. Środek praktycznie nie funkcjonował, to też każda próba zawiązania jakiejś akcji wyglądała niemal identycznie – kilka podań między obrońcami i jednym z pomocników i długa piłka na skrzydło. Powtórz, powtórz, powtórz. Nie miało to za dużych szans powodzenia, jak się pewnie domyślacie.

Ogółem zespół Pasów wyglądał w pierwszej części trochę jakby zarwał wczorajszą noc. Zaspani, spóźnieni, przegrywający pojedynki. Tak zresztą padł gol dla Śląska. Obrona nie zdołała się pozbierać po jednej wrzutce, za chwilę przyszła druga z przeciwnej strony, nieco obciął się Rapa dając Pichowi prostą drogę do zdobycia gola. Nieco lepiej wyglądało to po przerwie, z naciskiem na „nieco”. Skrzydła rozruszali rezerwowi – Stróżik i Vinicius. Więcej swobody dostał dzięki temu Javi Hernandez i to było na boisku widać. Hiszpan nie miał dzisiaj łatwego życia, bo jutro z pewnością obudzi się z nogą pełną siniaków, ale w dużej mierze dzięki niemu Cracovia nie skończyła tego meczu z pustym kontem. Bardzo ładne uderzenie z rzutu wolnego, po którym piłka odbiła się od poprzeczki na tyle fortunnie, że z dobitką zdążył Niko Datković.

Dwóch rannych, bez zabitego – to określenie chętnie przytaczali komentatorzy przy okazji niedawnego remisu reprezentacji Polski z Portugalią. Tutaj również pasuje to bardzo dobrze, chociaż tutaj to bardziej wyglądało tak, że Śląsk mając rywala czekającego na dobicie po prostu zgubił broń.