sporting-legia

Legia jedzie do jaskini Lwów. Co ją czeka?

Już jutro czeka nas kolejny wieczór z Ligą Mistrzów z Legią Warszawa w roli głównej. Jaki jest krajobraz w stolicy, każdy widzi. Nie ma wyników, nie ma atmosfery, na grę nie da się patrzeć, ale jest nowy trener i to chyba jedyny pozytywny sygnał płynący z Łazienkowskiej. Legię czeka pojedynek w Lizbonie z miejscowym Sportingiem. Klubem, który dał światu Cristiana Ronaldo, a całkiem niedawno, bo dwa tygodnie temu napędził, niezłego stracha Realowi – i to w Madrycie. A więc co nas czeka?

Może zacznijmy od informacji pragmatycznych, czyli takich, które dla Legii nie są miłe. Jak już pisaliśmy w analizie Sportingu, jest to po prostu cholernie mocna drużyna – pełna bardzo dobrych i utalentowanych graczy. Jako że Lwy są prawdziwą kopalnią diamentów, właśnie wyprzedały swoje największe talenty. Ale nie dość, że zarobiły na tym niewyobrażalne pieniądze, to jeszcze nie zapomniały o wzmocnieniach. Tylko na jednego piłkarza, holenderskiego napastnika Basa Dosta, wydano 10 milionów euro. To ponad 3 razy więcej niż całkowite letnie wydatki Legii! Poza tym w Sportingu pozostał bohater euro, bramkarz reprezentacji Portugalii, Rui Patricio. Grają też podstawowi piłkarze Mistrzów Europy, czyli błyskotliwy Andre Silva i William Carvalho.

Sporting ma bardzo mocną ekipę – to fakt. Widać to także po obecnej formie zespołu z Lizbony, który był bardzo bliski wygrania z Realem w Madrycie. Oczywiście w ostatniej sekundzie przegrali, ale styl ich gry i to, jak dominowali nad Realem, może imponować. W obecnym sezonie wygrali 5 meczów, a 1 przegrali – i mogą pochwalić się bilansem bramkowym 13:6. Dla porównania Legia 2 mecze wygrała, 4 zremisowała i 4 przegrała. Jej bilans to 10:12. Warto przypomnieć, że jeszcze należy dodać łomot w Superpucharze Polski od Lecha 4-1, odpadnięcie z Pucharu Polski z Górnikiem Zabrze i lekcję futbolu od Borussii.

Niestety cała sprawę utrudnia fakt, że Sporting w tym sezonie u siebie zawsze wygrywa. Stadion w Lizbonie to bardzo trudny teren i nie inaczej będzie dla Legii. Wszystkie przesłanki każą przewidywać, że nie mamy powodów, aby jakkolwiek jutrzejszym meczem się emocjonować. Sporting poprowadzi grę i to od jego motywacji zależeć będzie, ile bramek strzeli. Jakby to powiedział typowy wielbiciel zakładów bukmacherskich: „Panie, jedynka solo”.  Czy jest jakakolwiek nadzieja dla fanów klubu z Łazienkowskiej?

Nadzieję pokładać należy w efekcie nowej miotły, pewnego mechanizmu psychologicznego, który krótkotrwale pomaga drużynie w kryzysie zagrać lepiej – czyli zmianie trenera. Następuje pewne uwolnienie, nowe otwarcie, które czasem wpływa dobrze na grę zespołu. Przykłady? Jan Urban, który przejął Lecha Poznań (Mistrza Polski 2015)  będącego na ostatniej pozycji w tabeli, pojechał do Florencji na mecz z bardzo silną Fiorentiną. I, ku zaskoczeniu wszystkich, wygrał. Nenad Bjelica też bardzo dobrze podziałał na Lecha, na którego grę znowu przyjemnie patrzeć. Co prawda ostatnio poznaniacy zremisowali z Arką, ale widać pozytywną zmianę. W podobnej sytuacji co kiedyś Jan Urban jest teraz Jacek Magiera. Dopiero co przejął zespół i debiut zaliczy dosłownie w jaskini lwów. Jednak może jego spokój i opanowanie pomogą opanować chaos panujący w Legii. Na pierwszych treningach postanowił piłkarzom przywrócić podstawy:

przechwytywanie-w-trybie-pelnoekranowym-26-09-2016-222732-bmp

Może to pomoże chłopakom troszkę odżyć i oczyścić głowy. Jedynie radykalna zmiana nastawienia może pomóc Legii. W dwa dni Jacek Magiera nie wypracuje schematów, nie wprowadzi nowej taktyki. Jedyne, co można zrobić, to maksymalnie zmotywować zespół – tak, żebyśmy w Lizbonie zobaczyli graczy Legii jeżdżących na dupach i nieodpuszczających na moment. Ale pamiętajmy, że nawet i to może nie wystarczyć do zdobycia choćby punktu. Prawdopodobnie jutro znów zobaczymy prawdziwą szkołę futbolu w Lidze Mistrzów. I to Legia będzie uczniem.

 

 

Redakcja językowa: Małgorzata Broszko

Foto: Newspix.pl / Piotr Kucza