kovacevic-vladan-960x640

Niedosyt w Warszawie, rewolucja w Krakowie i sjesta w Radomiu – Najciekawsze transfery obcokrajowców w letnim oknie

Okienko transferowe w ekstraklasie powoli dobiega końca. Na naszym portalu ukazał się już tekst na temat powrotów polskich piłkarzy do ich byłych klubów, teraz czas zająć się całkowicie nowymi, świeżymi nazwiskami, które dopiero debiutują w naszej lidze. Które z nich na papierze prezentują się najbardziej okazale?

Wielki Vladan        

Vladan Kovacević to piłkarz, który jest głównym kandydatem do transferu sezonu. Bośniak mimo krótkiego pobytu w Częstochowie dał radę zyskać ogromną aprobatę wśród kibiców. Został on sprowadzony z FK Sarajevo, w którym dwukrotnie zdobywał mistrzostwo kraju za rekordowe 500 tyś €. Co ciekawe podczas okresu przygotowawczego nie przekonywał i nawet rozglądano się za jego zastępcą, ale gdy tylko rozpoczęły się oficjalne rozgrywki, jego forma niespodziewanie wystrzeliła. Dwie obronione serie rzutów karnych, obroniona jedenastka w ostatnich minutach meczu na wagę awansu z Rubinem Kazań, a to wszystko w lekko ponad miesiąc. Piłkarz ten wywołał tak ogromne wrażenie, że powoli w mediach zaczęto mówić o jego potencjalnym odejściu… niecałe 2 miesiące po tym, jak podpisał kontrakt z Rakowem! Władze klubu są pewne, że stanie on na podium najdrożej sprzedanych piłkarzy w historii naszej ligi. Należy dodać także, że wciąż jest on stosunkowo młodym piłkarzem, ponieważ ma zaledwie 23 lata. Mimo takiego wieku ociera się już poważnie o dorosłą reprezentację Bośni i Hercegowiny. Był już nawet do niej dwukrotnie powołany, ale nie doczekał się jeszcze upragnionego debiutu. Pewne jest, że dla Bośniaka Polska to jedynie przystanek na drodze ku większej karierze, ale zanim złapie autobus, do Europy będzie w stanie dać nam wiele jakości w ekstraklasie.

Niedosyt w Legii

Do zamknięcia okna z godziny na godzinę pozostaję coraz mniej czasu, a Legia wciąż nie potrafi domknąć swojej kadry. Mistrz Polski wygląda pod tym względem jeszcze gorzej niż Lech Poznań, który rok temu przez kadrowe braki nie był w stanie nawet powalczyć o wyjście z grupy w Lidze Europy i dodatkowo pogrzebał cały ligowy sezon. Przedsmak tego widzimy już teraz. W ostatnim meczu z Wisłą Kraków Bartosz Slisz kompletnie nie radził sobie w linii pomocy, nie posiadający stricte defensywnie nastawionego partnera. To oczywiście tylko jeden przykład, ale już na samym początku sezonu tego typu sytuacje są w Legii na porządku dziennym. Nie jest jeszcze za późno, ale czas na kalkulację już dawno minął. Legia, jak powietrza potrzebuję jeszcze co najmniej jednego gracza do środka pola i na prawe wahadło. Wszystkie media podają, że najprawdopodobniej takowi zawodnicy trafią do Warszawy, ale problem polega na tym, że Legia pozbawiła się na własne życzenie jakiegokolwiek marginesu błędu. Jeżeli któryś z dopinanych obecnie transferów z jakiegoś powodu nie wypali, okno transferowe w Legi mimo kilku naprawdę ciekawych i wartościowych wzmocnień trzeba będzie uznać za bardzo nieudane.

Ciężko w tym momencie weryfikować jakiekolwiek ruchy transferowe, ale wszystkie znaki na niebie pokazują, że wyciągnięcie Mahira Emreliego, czy Maika Nawrockiego to strzały w dziesiątkę. Obaj piłkarze świetnie weszli w obecny sezon i wpasowali się do taktyki trenera. Yuri Ribeiro, czy Josue na papierze także wyglądają całkiem solidnie, ten drugi jednak musi wrócić do odpowiedniej formy fizycznej, bo ten aspekt u niego kuleje. Gdyby Portugalczyk angażował się w grę nieco bardziej, przy jego świetnym przeglądzie pola mógłby stać się w Legii kluczową postacią. Sprawa ma się trochę gorzej ze wzmocnieniami na środek obrony. Lindsay Rose i Abu Hanna na ten moment zawodzą, ale na pewno będą mieli jeszcze wiele szans, aby pokazać się z lepszej strony, ponieważ przy grze na 3 frontach rotacja w drużynie Czesława Michniewicza będzie dość powszechna. Pomimo że uogólniając, transfery Legii nie są najgorsze, trzeba przyznać, że jest ich zwyczajnie za mało.

Rewolucja w Krakowie

Wisła po odejściu Petera Hyballi potrzebowała prawdziwej rewolucji. Do klubu przyszedł nowy trener, Adrian Gula, który miał to wszystko poukładać i rozbudzić nadzieję w sercach kibiców na nowo. Z klubu odeszło aż 15 piłkarzy i trzeba było ich kimś zastąpić. Do klubu przyszedł 27-letni Czeski napastnik – Jan Kliment, który miał zastąpić Felicio Brown Forbesa. Piłkarz ten niegdyś odbił się od niemieckiego Stuttgartu i od tamtego czasu wiódł prym w Fortuna Liga. W Krakowie zawitało też 2 nowych pomocników, którzy mają tworzyć trzon całej drużyny. Prawdziwy żołnierz trenera Guli z MSK Zilina, były kapitan węgierskiego Ferencvarosu – Michal Skvarka oraz wychowanek Ajaxu i jeden z ciekawszych pomocników ligi Słowackiej – Aschraf Mahdioui. Oboje zaliczyli bardzo ciekawe wejście do drużyny. Po 6 meczach Skvarka ma na koncie już 1 bramkę i 3 asysty. Całkiem dobry wynik, jak na pomocnika. Z myślą raczej o ławce rezerwowych Wisła sprowadziła izraelskiego skrzydłowego, Dora Hugiego. W poprzednim sezonie zaliczył 8 bramek i 8 asyst na poziomie austriackiej Bundesligi. Jak na razie pomaga zespołowi jak rotacyjny zawodnik, ale przy słabszej dyspozycji któregoś ze skrzydłowych być może zawalczy o pierwszy skład. Ostatnim piłkarzem zza granicy, jaki trafił na Reymonta jest Matej Hannousek. Czech został wypożyczony ze Sparty Praga, aby wzmocnić pozycję lewego obrońcy. Jest to piłkarz ze sporymi inklinacjami ofensywnymi, jak na jego pozycję. Dosadnie pokazują to liczby – mimo krótkiego okresu, jaki spędził na boisku ma on już na koncie 3 asysty. Czasami przez jego nieodpowiedzialne wypady do ofensywy Wisła ma spore kłopoty, ale myślę, że z czasem stanie się bardzo wartościowym wzmocnieniem składu.

Co ważne, Wisła nie wydała na żaden z tych transferów ani złotówki. Wszyscy zawodnicy zostali sprowadzeni bez żadnego odstępnego. Owszem, ich kontrakty zapewne są dość wysokie, ale w ogólnym rozrachunku myślę, że drużyna z Krakowa zasługuję na pochwałę. Mimo że pożar związany z ich kłopotami finansowymi powoli się dogasza, trzeba pamiętać o tym, że Wisła wciąż nie może pozwolić sobie na wydatki pokroju Legii czy Lecha.

Radomska Lambada

Po najnowszych wzmocnieniach z szatni Radomiaka słychać latynoskie rytmy. Zarząd klubu szukając nowych zawodników upodobał sobie Portugalie oraz Brazylie. Jedynym obcokrajowcem z innego kraju, który trafił do Radomiaka jest dość leciwy Mario Rondon. Pochodzi on z Wenezueli, ale ma Portugalskie korzenie.  Na pierwszy rzut oka sprowadzanie 35-letniego napastnika to nie najlepszy pomysł, ale czynnikiem, który zaważył w jego przypadku, jest ogromne doświadczenie.  14 meczy w reprezentacji, 31 w europejskich pucharach, 139 w lidze portugalskiej, 31 w lidze chińskiej i 89 w lidze rumuńskiej – nie wiem, jak na was, ale na mnie robi to spore wrażenie. Z Portugalczyków do klubu zostali ściągnięci Luis Machado i Goncalo Silva. Obaj zjedli zęby na lidze portugalskiej. Razem mają 248 występów na poziomie Ligi Nos. Większą karierę zrobił Silva, ponieważ przez kilka lat był kapitanem Belenenses i mimo często przydarzających mu się kontuzji był prawdziwym ulubieńcem fanów. Machado za to ma za sobą epizod w lidze indyjskiej, gdzie w poprzednim sezonie strzelił 7 bramek i zaliczył 3 asysty. Największym transferem, jaki przeprowadził Radomiak jest z pewnością Rhuan. 20- letni Brazylijczyk to w pewnym sensie ewenement na skale naszej ligi. Rzadko się bowiem zdarza, że jakiś polski klub wyciąga młodego piłkarza z ligi brazylijskiej, która ma za sobą już kilkadziesiąt ligowych występów. Jest jednak jeden dość spory haczyk – Rhuan jest w przerażająco słabej formie fizycznej, jako iż grając w Botafogo lubił sobie poimprezować. Gdy wchodził na boisko w meczu z Wisłą Płock, jego sylwetka przypominała raczej typowego piknikowego kibica niżeli zawodowego piłkarza. Wciąż ma on ogromny talent, ale żeby go wykorzystać musi wziąć się w garść. Poza Rondonem na pozycję napastnika został sprowadzony Maurides. Ma on za sobą dość nieudaną przygodę w lidze chińskiej i koreańskiej, więc postanowił wrócić do Europy. Niegdyś w swoim najlepszym momencie w karierze, gdy wiódł prym w Belenenses interesowa się nim Lech Poznań. „Kolejorz” przegrał wówczas walkę o Brazylijczyka z ówczesnym mistrzem Bułgarii -CSKA Sofia.

Na pierwszy rzut oka liczba piłkarzy zza granicy może trochę przytłaczać. Wielkim plusem jest jednak to, że nie są oni bardzo zróżnicowani kulturowo. Dzięki temu aklimatyzacja w nowym kraju z zupełnie innymi zwyczajami może przebiegać o wiele szybciej i łagodniej.

Lech w końcu sięga głębiej do kieszeni

W Lechu podobnie, jak Wiśle musiała nadejść pewna rewolucja. Wynik sportowy „Kolejorza” zważywszy na to, do czego przyzwyczaiły nas obie ekipy, był jednak o wiele bardziej rozczarowujący niż w drużynie z Krakowa. Jako wolny zawodnik do klubu przyszedł były piłkarz Omoni Nikozja, Joel Pereira. Portugalczyk miał wzmocnić pozycję prawego obrońcy, na której grał bezkonkurencyjny Alan Czerwiński. Choć Polak miewał ciekawe momenty w poprzednim sezonie, w głównej mierze rozczarowywał, ale nie miał żadnego konkurenta, który mógłby mu realnie zagrozić. Teraz trener Skorża ma na tej pozycji komfort wyboru. Mimo stosunkowo niezłych darmowych wzmocnień kibice nie byli zadowoleni. Prezes Lecha – Piotr Rutkowski zarzekał się przed okienkiem, że wydadzą największe pieniądze spośród wszystkich ekstraklasowych klubów. Długo w tej sprawie nie działo się kompletnie nic, aż w końcu do Lecha trafił upragniony skrzydłowy.  Adrian Ba Loua pobił rekord transferowy Lecha, przychodząc do klubu za 1.2 mln euro. Były zawodnik Victori Pilzno stanowił o silę swojej drużyny, o czym między innymi świadczy reakcja czeskich kibiców na jego odejście. Poza nim za ok.500 tyś euro na lewą obronę do klubu przyszedł Pedro Rebocho. Portugalczyk ma na swoim koncie 57 występów w Ligue 1 podczas, których zaliczył 10 asyst. Piłkarz ten ma stanowić alternatywę dla wracającego do Lecha Barry’ ego Douglasa. Zarówno jeden, jak i drugi piłkarz prezentują bardzo solidny poziom, jak na naszą ligę. Rywalizacja na ich pozycji jest z pewnością najbardziej zacięta w całym Lechu, a trener na pewno będzie miał z czego wybierać.