Kontrowersyjne decyzje sędziów w 30. kolejce Ekstraklasy.

Ostatnia seria sezonu zasadniczego pokazała dobitnie, jak trudne jest życie arbitra bez systemu Video Assistant Referee (VAR). Niestety, tym razem sędziowie popełnili więcej ewidentnych błędów, niż w poprzednich kilku kolejkach. Niektóre z pomyłek miały bardzo duży wpływ na końcowy wynik poszczególnych meczów.

Zacząć trzeba od meczu Piast – Termalica. Może dla postronnych widzów nie był to najciekawsze wyderzenie tej kolejki, jednak dla obu zespołów rezultat tego starcia ma ogromne znaczenie. Kluby zagrają bowiem w grupie „spadkowej” i będą musiały walczyć o utrzymanie. Po sobotnim popołudniu znacznie bliżej zrealizowania tego celu mógł być Piast, bo aż do 90 minuty prowadził na własnym boisku 1:0. W doliczonym czasie gry bramkę wyrównującą zdobył jednak Vladislavs Gutkovskis. Jak się okazało, w momencie podania napastnik Termalici znajdował się na spalonym. Sędzia Tomasz Musiał jednak uznał gola, a Piast stracił niezwykle cenne dwa punkty. Niestety, ta decyzja może zmienić bieg rywalizacji o utrzymanie.

Przed 30. kolejką liderem była Jagiellonia. Rundę zasadniczą zakończyła jednak na drugiej pozycji, bo w ostatnim spotkaniu przegrała z Wisłą Płock. Przy stanie 1:2, gdy Jagiellonia uparcie dążyła do wyrównania, po jednym ze strzałów piłka trafiła w rękę Dominika Furmana. Wprawdzie zawodników trzymał ręcę przed klatką piersiową, jednak, jak zauważyło wielu fanów zespołu z Białegostoku, za bardzo podobne zagranie Gutiego w meczu Lech – Jagiellonia (27. kolejka, 5:1) „Kolejorz” otrzymał rzut karny. Wyszło więc na to, że dwie bardzo podobne sytuacje zostały ocenione na niekorzyść Jagielloni zarówno kiedy ten zespół był stroną broniącą, jak i atakującą. Chwilę później gola na 1:3 zdobył Semir Stilić i Wisła Płock mogła cieszyć się ze zwycięstwa na trudnym terenie.

Pewnie swój mecz wygrała Legia, jednak akcja, która przyniosła „Wojskowym” pierwszą bramkę rozpoczęła się od faulu Adama Hlouska na Piotrowskim. Wątpliwości może budzić także ocena starcia Dawida Szufryna z Jesusem Imazem w meczu Sandecja – Wisła. Sędzia Łukasz Szczech uznał, że obrońca Sandecji nie faulował skrzydłowego „Białej Gwiazdy”. Całe zdarzenie miało miejsce w polu karnym, więc ta decyzja miała istotny wpływ na losy tego, bezbramkowego ostatecznie, spotkania.

Pretensji nie mogą mieć za to zawodnicy Lecha i Korony. Piłkarze „Kolejorza” już drugi raz w ciągu kilku tygodni stracili gola przez bezmyślne zagranie ręką w polu karnym. Tu o błędzie sędziego nie może być jednak mowy, bo Nicklas Bärkroth po prostu zagarnął piłkę dłonią. Tak samo wątpliwości nie budzi ocena ataku Akosa Keckesa na Sito Rierę, bo obrońca Korony trafił w nogi zawodnika Śląska. Trudno podważyć również słuszność przyznania rzutów karnych dla Lechii po ataku Bohdanova na Haraslina i Cracovii po starciu Wdowiaka z Maciejem Dąbrowskim. Jeśli chodzi o rzuty karne, to w tej kolejce można mieć jedynie wątpliwości przy wspomnianej już sytuacji z meczu Sandecja – Wisła.

Generalnie można się pocieszać, że z sędziowanie wciąż jest w Ekstraklasie lepsze niż w Primera Division. Przeciwnicy systemu VAR mogli jednak zobaczyć, że bez tego udogodnienia powracają pewne problemy z oceną wielu kluczowych sytuacji. Oby runda finałowa, już ponownie ze wsparciem systemu VAR w dużej części spotkań, była udana, a o mistrzostwie i spadku zdecydowała postawa na boisku, a nie błędne decyzje arbitrów.