RAPORTMUNDIAL

Karny dzień na Mundialu

Gdyby wczoraj w okolicach godziny 18.20 chciałoby się znaleźć najszczęśliwszego człowieka na świecie, to najlepszym miejscem byłyby chyba moskiewskie Łużniki. Kilkadziesiąt tysięcy osób zostało doprowadzonych do absolutnego, pozytywnego szaleństwa. Wśród nich największy spokój zachowywał jeden człowiek – Stanisław Czerczesow.

Były trener Legii spokojnie mógłby zrobić doktorat z zamykania ust krytykom. Kompletnie odmienił spojrzenie dziennikarzy i społeczeństwa na tę reprezentację. Z zespołu, który miał się skompromitować i stracić punkty nawet z Arabią Saudyjską stali się drużyną, którą od strefy medalowej Mistrzostw Świata dzieli tylko jeden krok. Czerczesow zresztą miał swój plan na wczorajszy mecz i realizował go krok po kroku. Trochę pomógł mu co prawda Gerard Pique swoim bardzo nieodpowiedzialnym zachowaniem, ale to nie powinno przysłonić tego jak świetnie taktycznie ustawiony był zespół Sbornej. Dyscyplina na najwyższym poziomie, ale nawet z nią nie udałoby się wyeliminować Hiszpanii gdyby nie moment magii. W rolę czarodzieja wcielił się Igor Akinfiejew. Przez wiele lat wyśmiewany. Wyliczano mu kolejne mecze bez czystego konta w Lidze Mistrzów w barwach CSKA, na poprzednim mundialu w Brazylii wybrano go najgorszym bramkarzem całego turnieju. Wreszcie jednak doczekał się swojego momentu chwały. Wczoraj przez chwilę był na szczycie świata.

Rosjanie mogli więc z szerokimi uśmiechami na ustach obejrzeć to, co wieczorem działo się w Niżnym Nowogrodzie. A działo się… niewiele. Okej, „niewiele”, to może trochę krzywdzące określenie. Jeśli ktoś zasnął w mniej więcej 8 minucie i obudził się około 115, to prawdopodobnie mógł uznać, że właśnie jest świadkiem najlepszego meczu tego turnieju. Tak do końca jednak nie było, delikatnie mówiąc. Trzeba jednak oddać, że początek i końcówka były iście piorunujące. Dania i Chorwacja przed tym meczem nie straciły jeszcze na tym turnieju gola z otwartej gry, tutaj po 5 minutach już obie musiały w tej statystyce zapisać pierwszą stratę. Od końcówki dogrywki ten mecz zmienił się jednak jedynie w pojedynek bramkarzy. Kasper Schmeichel i Danilej Subasić byli dla siebie godnymi rywalami, górą ostatecznie wyszedł jednak Chorwat. Liderzy obu drużyn także padli ofiarami presji, bo zarówno Luka Modrić jak i Christian Eriksen przegrali pojedynki z bramkarzami rywali. Rozgrywający Realu Madryt jednak miał okazję by swoją pomyłkę poprawić w serii jedenastek, czego nie mógł zrobić Duńczyk. Zlatko Daliciowi spadł kamień z serca, bo jego Chorwacja wreszcie przełamała ciągnącą się od brązowego medalu w 1998 roku klątwę reprezentacji, która dobrze grać potrafiła jedynie w fazie grupowej. Tutaj rysuje się szansa na powtórzenie, albo poprawienie wyniku legendarnej drużyny z mundialu we Francji.