Bogusław Cupiał

Kalendarium Cupiała. Dwie dekady w Wiśle i… koniec!

Pod koniec zeszłego tygodnia w mediach pojawiła się informacja o finalizacji rozmów na temat przejęcia klubu z Reymonta przez Jakuba Meresińskiego i wspólników. To oznacza, że po niemal dwóch dekadach klub z Krakowa upuszcza jej właściciel – Bogusław Cupiał. Były to lata chwały i czas, w którym klub osiągał jedne z największych sukcesów w historii. Co będzie można wspominać z ostatnich 19 lat Cupiała w Wiśle?

Początki były trudne, ale udało się zbudować potęgę

Oczywiście potęgę na naszym podwórku, aczkolwiek plany właściciela były znacznie większe i… niemal się udało. Bram raju, czyli popularnej Ligi Mistrzów, było blisko dwukrotnie, w 2005 (porażka w dogrywce z Panathinaikosem) i w 2011 (porażka z APOEL-em). Jednak kibice nie powinni narzekać. Niemal od początku rządów Cupiała do Krakowa zaczęły zjeżdżać wagony z trofeami. Od 1997 roku Wisła zdobyła 8 z 13 tytułów mistrzowskich w historii klubu, czyli ponad połowę. Osiem wygranych w 19 lat to niemal połowa możliwych do zdobycia trofeów w tych rozgrywkach! Do tego należy doliczyć 4 srebrne medale i jeden brązowy w krajowym czempionacie oraz 4 finały Pucharu Polski, w tym dwa wygrane. W klubowej gablocie pojawiły się też statuetki za wygranie Pucharu Ligi, Superpucharu Polski oraz trzy trofea juniorskie (Młoda Ekstraklasa i dwa Mistrzostwa Polski Juniorów).

Patrząc na osiągnięcia w Europie, fani krakowskiego zespołu nie muszą się wstydzić. Biała Gwiazda zwykle była pewniakiem, jeśli chodzi o nasze rodzime ekipy w rozgrywkach na Starym Kontynencie. Zwłaszcza po najlepszym występie polskiego klubu w XXI wieku – w sezonie 2002/2003, kiedy to Wisła dotarła do 1/8 finału Pucharu UEFA. Jednak nie zawsze było różowo. Dobre występy w Pucharze UEFA czy w fazie grupowej Ligi Europy często odchodziły w niepamięć po wpadkach z Dinamem Tbilisi, Valerangą Oslo czy Levadią Tallin.

Zacznijmy od początku…

Było trudno. Zespół trzeba było dofinansować i solidnie wzmocnić. Cupiał od początku był bardzo hojny. Finansowo i sportowo zespół z dolnych rejonów tabeli już w pierwszym sezonie wyniósł niemal na szczyt zdobywając trzecią pozycję. Jednak to było za mało dla właściciela. Tomasz Frankowski, Radosław Kałużny, Olgierd Moskalewicz, a przede wszystkim ceniony wtedy Franciszek Smuda w kolejnym sezonie wywalczyli mistrzostwo Polski z 17-punktową przewagą nad Widzewem. Kasa wpompowywana do klubu m.in. na zakup takich piłkarzy, jak Kamil Kosowski czy Maciej Żurawski (obaj kupieni za astronomiczną wtedy kwotę 2 milionów marek) przekuła się w wieloletnią dominację.

Tuż przed premierowym mistrzostwem Cupiała przyszła pora na poważne wkroczenie na europejskie salony. Pierwszy krok był całkiem niezły. Porażka 2:3 z Parmą, która wtedy uchodziła za europejską czołówkę, została odebrana jako dobry omen na przyszłość. O ile Wisła sportowo zdała egzamin, to kibicowsko już niekoniecznie. Fani w dość krótkim czasie zostali przez Cupiała rzuceni na głęboką wodę i – delikatnie mówiąc – zawiedli. Załatwili klubowi pierwszy i to od razu roczny zakaz występów w pucharach za zranienie nożem piłkarza rywali – Dina Baggia.

Po zdobyciu pierwszego tytułu zespół musiał odpokutować za to, co zrobili kibice sezon wcześniej. Cała para poszła więc na ligę i krajowy puchar, ale i tam się nie powiodło. W Pucharze Polski bolesna okazała się porażka aż 0:3 z Amicą Wronki, natomiast w lidze Wisła musiała uznać wyższość Polonii Warszawa z rozpędzonym Emmanuelem Olisadebe.

Był to pierwszy moment próby dla Cupiała, który – podobnie jak w późniejszych latach – nie wytrzymał i postanowił podjąć kilka nerwowych decyzji sugerujących kibicom, że mają do czynienia z człowiekiem, który w podbramkowych sytuacjach niekoniecznie podejmuje dobre decyzje. Dotyczyło to oczywiście zmiany trenerów, których podczas 19-letniej kadencji Cupiała było aż 33! W samym 2000 roku na ławce trenerskiej Białej Gwiazdy zasiadali: Marek Kusto, Wojciech Łazarek, Orest Lenczyk i Adam Nawałka. Więcej roszad Cupiał wykonał tylko na przełomie… 2015 i 2016 roku, kiedy w Wiśle było aż 6 szkoleniowców w ciągu 5 miesięcy!

Więcej stabilizacji było jedynie przy Lenczyku, który dociągnął z zespołem niemal do końca zwycięskiego sezonu, po czym znowu został zastąpiony… Adamem Nawałką. Nawałka jednak niezbyt długo nacieszył się (kolejny raz) funkcją szkoleniowca Wisły, bo na ławkę ponownie wrócił Franciszek Smuda. W międzyczasie Wisła rozegrała historyczny dwumecz z Realem Saragossa, kiedy to odrobiła 3-bramkową stratę z wyjazdu, po czym przegrała 0:3 z Porto.

Wracając do Smudy: Ten dostał wzmocnienia, o jakich każdy trener w Polsce mógł pomarzyć. Kalu Uche i Mauro Cantoro do spółki z wcześniej ściągniętymi Baszczyńskim, Głowackim i Szymkowiakiem mieli dać historyczny awans do Champions League. Na drodze jednak stanęła wielka Barcelona, która po ciężkiej przeprawie (3:5 w dwumeczu) zwyciężyła z krakowianami. Ta rywalizacja wlała w serce Cupiała jeszcze więcej nadziei i kolejny raz postanowił zainwestować…

Do budowy wielkiej Wisły właściciel zaprosił Henryka Kasperczaka, który miał zrealizować długofalowy plan zdominowania ligi i awansu (w końcu) do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Zatrudnienie obecnego selekcjonera Tunezji okazało się punktem przełomowym – nie tylko ze względu na wspaniałą passę meczów u siebie, do której w dużej mierze dołożył się Kasperczak, ale też ze względu na sukcesy w europejskich pucharach.

Niesamowita passa meczów u siebie

Wisła Kraków w latach 2001-2006 nie przegrała na swoim boisku kolejnych 73 spotkań! Co wtedy było 9. wynikiem w historii światowego futbolu. Od tamtej pory lepsze wyniki wykręciły tylko FC Porto (2008-2014) i Chelsea (2004-2008).

Era Kasperczaka zakończona w Tbilisi

Henryk Kasperczak przejął schedę po Smudzie, który „wyciągnął” z krakowianami tylko Puchar Polski i wicemistrzostwo kraju. Zapoczątkował jednak program, o którym od początku marzył Cupiał – poważne szturmowanie Europy. Już od początku pracy Kasperczaka przy Reymonta było wiadomo, że to ktoś, kto może zaimponować właścicielowi. Gładkie wygrane z Glentoranem i Primorje były tylko rozgrzewką przed poważną grą. Na Reymonta po raz kolejny przyjechała Parma, w której składzie grali Freyem, Gilardino, Mutu czy Adriano, jednak tym razem wynik był inny. Wiślacy odrobili straty z wyjazdu i rozgromili wyżej notowanych rywali z Włoch. Ten sukces zapoczątkował program, o którym wspominaliśmy wcześniej. Sukces wepchnął zespół na wyższy poziom, dzięki któremu Wisła wygrała kolejny, również historyczny dwumecz. Żurawski, Żurawski, Uche, Kosowski – te nazwiska strzelców bramek na Arena Auf Schalke w Gelsenkirchen z pewnością bez problemu z pamięci wymieniłby nawet Tomasz Hajto, który w spotkaniu z Wisłą… również zdobył gola. Nie tylko spotkania z Niemcami, ale i z kolejnym rywalem z Rzymu zapadną w pamięci kibiców nie tylko tych sympatyzujących z krakowskim klubem. Dość pechowe 4:5 w dwumeczu zakończyło jednak pierwszą i jedyną udaną przygodę Kasperczaka z pucharami.

W kolejnych latach nie było tak różowo. Porażki z Anderlechtem w eliminacjach Ligi Mistrzów, a później z Valerengą Oslo były tylko preludium do tego, co stało się rok później. O ile odpadnięcie z Realem Madryt można było wybaczyć, to porażkę z Dinamem Tbilisi w Pucharze UEFA już nie. Mimo dwóch tytułów mistrzowskich i Pucharu Polski w tym czasie Kasperczak musiał pożegnać się z Krakowem. Zrobiono to – delikatnie mówiąc – nietaktownie. Szkoleniowiec po dobrych występach w pucharach wynegocjował sobie dosyć pokaźny jak na tamte czasy kontrakt aż do 2008 roku, który po tych porażkach negocjować chciał właściciel klubu. Do konsensusu jednak nie doszło i Kasperczak w dość nieładny sposób został wyrzucony na bruk – Zarząd przedstawił mi swoją propozycję zmiany kontraktu, który mam zawarty z Wisłą. Ja przedstawiłem kontrpropozycję, która nie została przyjęta. I tak się rozstaliśmy. Nic nie wiem o tym, że nie jestem już trenerem Wisły. Nikt mi o tym nie powiedział oficjalnie, ani nie przedstawił na piśmie decyzji zarządu – powiedział wtedy w wywiadzie dla PAP.

Jego dzieło w sezonie 2004/2005 dokończył Werner Liczka, który skończył sezon z kolejnym tytułem i także rozstał się z klubem.

Kolejna zadra w sercu Cupiała

Zespół przejął Jerzy Engel – miał być tym zbawcą, który w końcu, też dzięki wypracowanemu rankingowi klubowemu we wcześniejszych latach (można było w losowaniu liczyć na słabszego rywala), miał dać upragnioną Ligę Mistrzów. Cupiał postarał się też o wzmocnienia; Dudka, Gołoś, Baretto, Varga i kilku innych kosztowało go niemal 2 miliony euro. Po pierwszym meczu z Panathinaikosem wszyscy byli w błogich nastrojach. Świetna gra m.in. Uche, Brożka czy Frankowskiego przełożyła się na wynik 3:1.

Jerzy Engel po meczu nie krył zadowolenia: Zdajemy sobie oczywiście sprawę, że jest to mały kroczek do przodu. Za dwa tygodnie czeka nas rewanż, do którego musimy dokładnie się przygotować. Dziś cieszymy się, że mogliśmy dać wiele radości naszym kibicom. Umiemy się cieszyć, gratulacje należą się wszystkim zawodnikom, którzy wystąpili.

Szampany jednak wystrzeliły zbyt wcześnie. W rewanżu 1:4 po dogrywce i koniec marzeń o Champions League. W Pucharze UEFA gwóźdź do trumny Engela wbiła Vitoria Setubal, która wygrała 4:0 w dwumeczu. Schedę po byłym selekcjonerze na krótko przejął Tomasz Kulawik, a później postawiono na Dana Petrescu.

A nam się nie chce…

Wszystkie osoby ze środowiska powiązanego z klubem wiedziały, co się święci, po zwolnieniu mówił o tym także sam trener, który żalił się na leniwych piłkarzy. Cupiał po raz kolejny się zagotował i zamiast ukarać winowajców, piłkarzy, którym po prostu nie chciało się ostro zapierdalać na treningach, wyrzucił tego, który swoją robotę wykonywał jak należy. Z okresu, kiedy w klubie panował Dan Petrescu, zapamiętamy zespół, który z wielką łaską zdobył drugie miejsce w tabeli ligowej na koniec sezonu, po czym „zwolnił” trenera, przegrywając z Iraklisem i remisując w fatalnym stylu z Górnikiem Łęczna. Przejmujący drużynę Okuka miał gotowy, dobrze przygotowany zespół, z którym po dramatycznym meczu odrobił starty w Salonikach i wszedł do fazy grupowej Pucharu UEFA. Tam zespół musiał uznać wyższość Nancy, Feyenoordu i Blackburn Rovers. Ograł tylko FC Basel (po wspaniałym występie Jakuba Błaszczykowskiego), czyli zespół, który z tego kwartetu obecnie prezentuje najwyższy poziom.

Jednak ten sezon nie zakończył się dobrze dla Białej Gwiazdy. Po słabych występach w lidze pracę stracili nie tylko Petrescu i chwilę później Okuka, ale też po raz kolejny Nawałka i… Moskal, który pierwszy raz prowadził zespół w roli strażaka. Wisła skończyła sezon na 8. miejscu, drugim najniższym w erze Cupiała po… zeszłorocznym miejscu 9.

Czy Cupiał dobrze zrobił, zwalniając Petrescu? Oczywiście, że nie. Popatrzmy na obecne CV asa z Rumunii:

2006-2009 – Unirea Urziceni – objął zespół, który dopiero wchodził do najwyższej klasy rozgrywkowej w Rumunii, po czym w 2009 roku wywalczył mistrzostwo kraju (w 2008 roku był już w finale krajowego pucharu) i… awansował do Ligi Mistrzów, gdzie w grupie zajął trzecią pozycję. Zrezygnował z prowadzenia zespołu niespodziewanie, jak się okazało później – z powodu oferty ze Szkockiego Związku Piłki Nożnej, jednak selekcjonerem nie został.

2009-2012 – Kubań Krasnodar – z którym awansował do I ligi rosyjskiej, a dwa lata później przyczynił się do awansu do Ligi Europy (nie dokończył sezonu, w którym Kubań zajął 5. miejsce).

2012-2014 – Dynamo Moskwa – podobne osiągnięcia co w Krasnodarze. Z drużyny przeciętnej zrobił niezłą, która walczyła jak równy z równym z tuzami ligi rosyjskiej. Pierwszy sezon – 7. miejsce, kolejny – już 4. i awans do Ligi Europy.

Później były jeszcze Al-Arabi SC, ASA Targu Mures i Jiangsu Sainty, w których zarabiał kokosy.

Estońska katastrofa…

Do projektu budowy wielkiej Wisły zatrudniono Macieja Skorżę. Wydawało się, że ten projekt ma ręce i nogi. Okres panowania Skorży w krakowskiej szatni to jeden z trwalszych związków podczas ery Cupiała. W sumie kilkukrotny Mistrz Polski jako trener prowadził zespół niemal przez 2,5 roku. W tym czasie były trener m.in. Legii i Lecha zaliczył kilka spektakularnych spotkań, ale i wpadek. Dwa mistrzostwa Polski, finał Pucharu Polski, zacięty pojedynek z Tottehamem w Pucharze UEFA, a na drugim biegunie kompromitacja z Levadią Tallin, która stała się synonimem największych wpadek polskich drużyn w europejskich pucharach. Cupiał był coraz bardziej zażenowany tą zabawą.

Pieniędzy do klubu wpompowywał coraz mniej. Skorża długo nie wytrzymał przy Reymonta, gdzie ponownie postawiono na Kulawika, w międzyczasie przeproszono się z Kasperczakiem, który podczas dość krótkiej (kolejnej) przygody  z Wisłą nie nawiązał do dawnych sukcesów.

Holenderski gwóźdź do trumny

Na krakowskich Błoniach pojawił się Robert Maaskant, którego szybko zaciągnięto do siedziby klubu. Cupiał postanowił po raz ostatni zaryzykować. Kolejne miliony wpompowane we wzmocnienia zespołu miały dać Champion League. Genkov, Melikson, Jailens, Siwakow – to tylko niektórzy zawodnicy ściągnięci przez Stana Valckksa. Właściciel postawił na holenderską myśl szkoleniową, która miała przynieść ubłagany sukces i… niemal się udało. Po pewnej wygranej w rozgrywkach ligowych Liga Mistrzów była tuż za rogiem, zabrakło kilku minut. APOEL w 87. minucie rewanżowego spotkania wybił z głowy Cupiała marzenia, które ten miał od niemal 14 lat.

634424487599120000Na pocieszenie została Liga Europy, w której Wisła dotarła do 1/16 finału, gdzie odpadła ze Standardem Liege. Oczywiście Cupiał po raz kolejny nie wytrzymał i zwolnił Holendra jeszcze przed końcem fazy grupowej. Spadkobierca Moskal wygrał dwa ostatnie spotkania grupowe i „załatwił” awans do dalszej fazy. Oczywiście po raz kolejny… był tylko opcją przejściową.

Schyłek ery Cupiała

Ogromne pieniądze zostały umoczone przez Holendrów nie tylko na kwoty wykupu piłkarzy, ale też na ich wynagrodzenia. Tak, nie pomyliliście się – „umoczone”. Cupiał zagrał va banque. Brak awansu oznaczał spore kłopoty, które targały zespołem aż do końca rządów prezesa Tele-Foniki przy Reymonta. Na zgliszczach zostawionych przez poprzedników zespół miał odbudować będący na fali, charyzmatyczny Michał Probierz. Jednak zespół pod jego wodzą zajął dopiero 7. miejsce na koniec premierowego sezonu w jego wykonaniu (przejął drużynę w marcu przed końcem rozgrywek). W kolejnym nie było lepiej, drużyna pogrążała się w coraz większych długach, nie grając w pucharach, aż w końcu Probierz podał się do dymisji po niespełna półrocznej pracy w Krakowie.

Białą Gwiazdę po raz kolejny objął jeden z dwóch naczelnych strażaków tego klubu – Tomasz Kulawik. O dziwo poprowadził zespół do końca sezonu, w którym Wisła po raz kolejny zajęła 7. lokatę. Po nim przyszedł do Wisły po raz trzeci Franciszek Smuda, który podpisał trzyletni kontrakt. To on miał zbudować coś z niczego i zapewnić stabilizację w klubie. Tak się jednak nie stało i po niespełna połowie zakontraktowanego okresu znowu został zwolniony, jednak 5. i 6. miejsce były pozycjami na miarę klubu z tamtych lat, z czym nie mógł się pogodzić coraz starszy i schorowany Bogusław Cupiał. Klub musiał radzić sobie sam, zabawa w piłkę nożną nie przynosiła aż tyle radości, po wielu latach sukcesów przyszła nieustanna gorycz porażki (oczywiście można tak powiedzieć, patrząc na poziom, jaki wcześniej prezentowała Wisła).

Ostatnie sezony w erze Cupiała pokazały, że nie tylko piłkarze i trenerzy, ale i sam właściciel stracili panowanie nad tym, co się dzieje w klubie. Konflikty z kibicami Jacka Bednarza tylko zaogniały sytuację, a tracił na tym klub. Moskal, Broniszewski i Pawłowski to kolejne nazwiska, które nie poradziły sobie z tym, co zastały wewnątrz drużyny. Tę „ogarnął” Dariusz Wdowczyk, lecz nie zdołał w porę wyciągnąć zespołu z dołka i ten skończył poprzedni sezon na najgorszym w erze Cupiała – 9. miejscu w tabeli ligowej. Mająca spore problemy finansowe Wisła, tak jak we wcześniejszych latach, ponownie dość kiepsko zainaugurowała sezon. Cupiał postanowił powiedzieć pas i oddać zabawki innym, którzy w tym samym momencie zamarzyli, by wejść na salony piłkarskie – czyli Jakubowi Meresińskiemu i Markowi Citce.

Za co kibice szanują Cupiała?

Swoją miłość do klubu udowadniał w wielu przypadkach. Nie tylko co rusz wykładając astronomiczne jak na polskie warunki pieniądze, ale też pilnując, by marka, jaką przez lata wypracowała sobie Wisła Kraków, była nieskazitelna. Osoby związane z korupcją często niemal natychmiast były usuwane z drużyny, przy jednej z prób kupienia remisu przez piłkarzy Białej Gwiazdy Cupiał tak się zdenerwował, ze niemal zawrócił autokar jadący na wyjazdowe spotkanie do Wronek.

Sprzeniewierzył się własnym ideałom dopiero na końcu swojego panowania, zatrudniając umoczonego w korupcję Dariusza Wdowczyka. Wcześniej bez skrupułów dbał o wizerunek klubu nieskażonego zarazą, jaka nawiedziła polski futbol, wyrzucając z Wisły takie postaci, jak Blacha, Czerwiec czy Łobodziński. Jednak zatrudnienie Wdowczyka pozostawiło sporą rysę na nieskazitelnym do tej pory wizerunku klubu z ulicy Reymonta.

Kibice jednak są mu nadal bardzo wdzięczni przede wszystkim za to, że w ostatnich latach byli świadkami najwspanialszego okresu w dziejach klubu, podczas którego Wisła zdobyła większość swoich trofeów, aż 8 razy sięgając po to najważniejsze – dla najlepszej drużyny w kraju.

Lista grzechów

Niestety, lista grzechów byłego właściciela jest długa. Przez 19 lat przekonano się, że jest człowiekiem bardzo niecierpliwym, takim, który często nie wyciąga wniosków z własnych błędów. Ta cecha jest niepożądana nie tylko w sporcie, ale też w biznesie, który kreci się Cupiałowi coraz słabiej. Podobnie było w ostatnich sezonach w Wiśle, kiedy to podejmował wiele nieprzemyślanych decyzji spychających klub w finansową otchłań (klub w kilku ostatnich latach nie potrafił wypracować zysku netto).

Do tego aż 32 zmiany trenerów w ciągu 19 lat – to chyba rekord Polski, który pobić może tylko Lechia Gdańsk, również nałogowo zwalniająca szkoleniowców w ostatnich sezonach.

Co jeszcze można zarzucić hojnemu właścicielowi? Przede wszystkim brak długoterminowych planów, wszystko miało odbywać się tu i teraz. Przez to też porzucono zamiar inwestowania w młodzież, która została odstawiona na boczny tor mimo kilku sukcesów i wielu ciekawych piłkarzy, którzy nawet w czasach kryzysu mogli pomóc drużynie nie tylko na boisku, ale też finansowo w przypadku ich sprzedaży. 2000, 2008, 2014 to lata, w których młodzieżowe zespoły Wisły były najlepsze w Polsce. Czy nie dało się wprowadzić po 2-3 zawodników z tych roczników do dorosłej piłki? Oczywiście, że się dało, lecz Cupiała bardziej jarało wrzucanie pieniędzy do studni bez dna.

W sezonie 2012/2013, jeszcze przed ostatnim sukcesem juniorskim Wisły, w Ekstraklasie wystąpiło aż 16 wychowanków (część stanowili ci, którzy wygrywali tytuł juniorski w 2008 roku) – najwięcej wśród ekstraklasowiczów. W tamtym składzie (z 2008 roku) grali m.in. Piotr Ćwielong, Krzysztof Mączyński czy Łukasz Burliga. Tylko ten ostatni po wygranej w rozgrywkach Młodej Ekstraklasy (w 2008 roku) na dłużej zadomowił się w zespole Białej Gwiazdy, Ćwielong zaliczył tylko epizod (dwie rundy w Wiśle), a Mączyński wrócił do łask dopiero po powrocie z Chin.

Reanimacja się udała, pacjentowi przywrócono krążenie…

Pierwszy do rannego podbiegł Dariusz Wdowczyk, który tchnął nadzieję w serca kibiców Wisły Kraków wiosną tego roku. Zespół znowu zaczął wygrywać, ale przez ogromną stratę w ligowej tabeli wygenerowaną przez poprzedników nie doczołgał się do czołowej ósemki, jednak był to dobry omen na przyszłość. By organizm zaczął ponownie funkcjonować jak trzeba, potrzebna była też zmiana „u góry”, której świadkami byliśmy w zeszłym tygodniu. W klubie musiała pojawić się świeża krew (i pieniądze). Zapał nowych właścicieli powinien chociaż na początku pomóc postawić kolosa na nogi. Spłata zadłużenia i inwestycje w drużynę – to powinny być pierwsze decyzje nowych włodarzy, którzy od pierwszych dni zaczynają ten plan wdrażać w życie.

A Cupiał? Może w końcu odsapnąć, zostawił klub ludziom, którzy wiedzą, co chcą osiągnąć (a przynajmniej takie sprawiają wrażenie). Jego decyzji zapewne towarzyszy uczucie ulgi, ale też pewnego niedosytu. Wisła w trakcie tych 19 lat dostarczyła nam mnóstwo wspaniałych emocji, byliśmy świadkami meczów historycznych jak te z Barceloną, Schalke czy Parmą, brakowało tylko tego małego kroczku, tych kilku minut w rewanżu w Nikozji, do spełniania odwiecznego marzenia i celu Bogusława Cupiała, czyli awansu do Ligi Mistrzów. Kto wie, jak potoczyłyby się losy Wisły Kraków, gdyby w tamtym meczu udało się uzyskać awans…