Jedenastka najgorszych zimowych transferów Ekstraklasy

Oczywiście nie wszystkie transfery w ostatnim okienku transferowym okazały się wzmocnieniami. Oto subiektywna jedenastka zawodników, którzy z rożnych powodów nie spełnili, przynajmniej na razie, pokładanych w nich nadziei.


<a

Piotr Leciejewski (Zagłębie Lubin)

Doświadczony bramkarz po wielu latach udanych występów w lidze norweskiej powrócił do rodzimej Ekstraklasy. Początek nowej przygody musi jednak uznać za nieudany. Najpierw w meczu z Legią w ostatniej akcji faulował Eduardo Da Silvę, przez co jego drużyna przegrała 2:3 po rzucie karnym, a potem doznał kontuzji. Na razie hit transferowy okazał się więc rozczarowaniem. Pod jego nieobecność dobrze spisuje się młody Dominik Hładun, dlatego Leciejewskiemu może wcale nie być łatwo odzyskać miejsce między słupkami.

Gerson (Lechia Gdańsk)

Od samego początku sezonu Lechia spisywała się poniżej oczekiwań, ale po przerwie zimowej ten zespół prezentuje się jeszcze gorzej. Brazylijczyk po powrocie z wypożyczenia rozegrał pełne pięć pierwszych spotkań, w których drużyna z Gdańska straciła dziewięć goli, nie wygrała ani raz, więc w kolejnych dwóch spotkaniach, już pod wodzą trenera Piotra Stokowca, nie pojawił się na murawie. Odpowiedzialność za utratę bramek nie spada bynajmniej tylko na niego, zwłaszcza, że już bez Gersona Lechia przegrała wysoko z Legią (1:3) i Lechem (0:3). Pierwsze mecze po powrocie do klubu należy jednak uznać za nieudane.

Tim Rieder (Śląsk Wrocław)

Wypożyczony z Augsburga obrońca spisuje się bardzo słabo. Z nim w składzie Śląsk nie wygrał żadnego z siedmiu spotkań, a urodzony w Dachau zawodnik wyróżnił się jedynie prokurowaniem rzutów karnych. Najpierw bardzo nierozsądnie wyciągnął rękę w meczu z Wisłą Kraków (1:3), a w ostatnim spotkaniu podciął szarżującego Merebashviliego z Wisły Płock (1:1). Oba błędy zakończyły się utratą bramki. Kadra Śląska musi być naprawdę uboga, skoro ten zawodnik zaczyna kolejne mecze w podstawowym składzie.

Joona Toivio (Termalica)

Od początku wiosny Termalica pewnym krokiem zmierza w kierunku Nice 1. Ligi, a tempo nadaje między innymi pozyskany z Molde Fin. Wprawdzie zdobył on bardzo cenną bramkę w spotkaniu z Lechią (2:2), jednak nie może to przysłonić błędów, które popełnił. Z nim w składzie Termalica wygrała tylko z równie tragiczną Sandecją (1:0) i straciła aż czternaście goli w pozostałych pięciu meczach. Fin według poważanego portalu transfermarkt.de jest wyceniany na aż 600 tyś. euro, jednak, po tym co pokazał w ostatnich spotkaniach, jego wartość z pewnością nie wzrośnie.

Piotr Tomasik (Lech Poznań)

Jeden z najlepszych lewych obrońców ostatnich kilku sezonów zdecydował się przenieść za ok 125 tyś.euro z Jagiellonii do Lecha Poznań. Jak na razie trudno ten transfer uznać za udany, bo doświadczony zawodnik przegrał rywalizację z Wołodymyrem Kostewyczem i na razie pojawił się na boisku jedynie na jedenaście minut w meczu z Arką (0:0). Lech zapłacił więc całkiem spore pieniądze, a zyskał jedynie to, że potencjalnie osłabił rywala w walce o mistrzostwo. To trochę za mało, by ocenić transfer jako udany.

Filip Mladenović (Lechia Gdańsk)

Kolejny przedstawiciel Lechii w tym niechlubnym zestawieniu. Dwa lata temu FC Koln zapłaciło za niego 1,5 mln euro, rok później Standard Liege musiał wydać 1,2 mln euro. Obie przygody okazały się jednak nieudane i boczny obrońca trafił do Lechii. Tu jednak znów nie zachwyca formą. W ostatnich spotkaniach częściej pojawiał się na boisku dopiero w drugiej części. Jeśli nie poprawi swojej dyspozycji, to trudno będzie mu przekonać trenera Stokowca, że zasługuje na miejsce w podstawowym składzie.

Krzysztof Janus (Arka Gdynia)

Doświadczony pomocnik odszedł z Zagłębia Lubin, gdzie nie otrzymywał zbyt wielu szans na pokazanie swoich umiejętności. W Arce jednak także nie zdołał zadomowić się w podstawowej jedenastce i jak dotąd w nowym zespole rozegrał łącznie dwadzieścia osiem minut. Być może w dalszej perspektywie pozyskanie go nie okaże się błędem, jednak na razie niewiele wniósł do gry gdynian.

Mateusz Matras (Zagłębie Lubin)

Jeszcze w barwach Pogoni Matras zapowiadał się na jednego z najlepszych defensywnych pomocników ligi. Transfer do Lechii okazał się jednak krokiem wstecz w jego karierze, więc już po po siedmiu miesiącach trafił do Zagłębia Lubin. Na razie wyróżnił się niestety jedynie ostrym wślizgiem, po którym otrzymał czerwoną kartkę i musiał opuścić boisko już w 10. minucie meczu z Górnikiem Zabrze (2:2). Ma szczęście, że jego koledzy zdołali wywalczyć chociaż punkt, ale i tak początek przygody Matrasa z „Miedziowymi” należy uznać za bardzo słaby.

Denis Rakels (Cracovia)

Dwa lata temu Łotysz opuszczał Ekstraklasę jako gwiazda ligi. Dziś może jedynie pomarzyć o odbudowaniu dawnej pozycji. Po transferze z Lecha do swojego dawnego klubu, czyli Cracovii zdołał wprawdzie zdobyć ważnego gola w meczu ze Śląskiem (2:1) i asystę w spotkaniu z Wisłą Płock (1:0), jednak to wciąż dość skromny dorobek, patrząc na to, że klub z Krakowa ma za sobą kilka bardzo udanych spotkań, a Łotysz niemal zawsze pojawiał się w wyjściowym składzie.

Eduardo da Silva (Legia Warszawa)

Być może to najbardziej znany obcokrajowiec, jaki kiedykolwiek pojawił się w Ekstraklasie. Nikt nie miał wątpliwości, że pozyskanie byłej gwiazdy Arsenalu i Szachtara Donieck przyniesie Legii pewne korzyści marketingowe, jednak forma sportowa pozostała niewiadomą. Początek miał udany, bo w meczu z Zagłębiem Lubin (3:2) zanotował asystę i wywalczył rzut karny po starciu Piotrem Leciejewskim, a kolejne ostatnie podanie zaliczył w wygranym wysoko meczu ze Śląskiem (4:1). Od tego czasu Eduardo spisuje się jednak znacznie słabiej, co z pewnością ma też wpływ na gorsze wyniki zespołu w ostatnich spotkaniach. Kibice długo będą pamiętać, jak łatwo w ostatnim starciu z Wisłą Kraków (0:2) ograł go Carlitos przed golem na 0:2.

Morten Rasmussen (Pogoń Szczecin)

Gracz z bardzo ciekawym CV, ale znany również z różnego rodzaju skandali. Przyznał się także do uzależnienia od hazardu. Na początku przygody z Pogonią nie zdołał wywalczyć miejsca w podstawowej jedenastce, co akurat w tej drużynie nie powinno być jakimś niesamowitym wyczynem. „Portowcy” zdołali wprawdzie wygrzebać się ze strefy spadkowej, jednak bez większego udziału Duńczyka. Zdobył on jak dotąd jedną cenną bramkę w meczu z Wisłą Płock (2:1), jednak w pozostałych spotkaniach nie pokazał zbyt wiele.