swa

Górnik Łęczna spada z Ekstraklasy

Ruch Chorzów zremisował z Górnikiem Łęczna 2:2. Wynik ten, a także zwycięstwo Arki Gdynia oznacza, że piłkarze z Lubelszczyzny żegnają się z Ekstraklasą.

Trener Krzysztof Warzycha dokonał dwóch zmian w porównaniu z wyjściowym składem z ostatniego spotkania przeciwko Arce. Do pauzy z powodu nadmiaru żółtych kartek zmuszony był Łukasz Surma. W jego miejsce pojawił się Miłosz Trojak. Korekta też na szpicy, w miejsce Niezgody na boisko wyszedł Jakub Arak.

Szkoleniowiec gości – Franciszek Smuda przed spotkaniem po raz kolejny miał problem z obsadzeniem pozycji środkowego obrońcy. Z powodu przymusowej pauzy za kartki zabrakło Adama Dźwigały i do obrony cofnięty został Paweł Sasin. Dzięki temu znalazło się miejsce dla Piotra Grzelczaka, który poprzedni mecz rozpoczynał na ławce.

Początek spotkania należał do gospodarzy, którzy grali zdecydowanie śmielej, odważnie wędrując w okolice pola karnego rywala. Górnik grał dość zachowawczo, jakby czekał na jedną akcję. Okazało się to skuteczne. W 16. minucie świetną piłkę za plecy obrońców posłał Javi Hernandez, tam Śpiączka opanował piłkę i mimo nacisku Helika ze spokojem wykorzystał sytuację sam na sam z Hrdlicką. To jedenasty gol napastnika zielono-czarnych w sezonie.

Po strzelonej bramce goście dalej kontynuowali swoją ostrożną grę. Ruch wyraźnie przeważał, oddał kilka strzałów, wykonał sporo rzutów rożnych, ale nie zagroził poważnie Wojciechowi Małeckiemu.

W 43. minucie Duma Lubelszczyzny podwyższyła na 2:0. Strzał Bonina obronił Hrdlicka, ale przy dobitce Grzelczaka bramkarz był już bez szans i Górnik na przerwę schodził z dwubramkową przewagą.

Początek drugiej połowy nie przyniósł zmian w obrazie gry. Nadal stroną dominującą byli gospodarze. Po niespełna kwadransie gry sędzia Jarosław Przybył ze względu na zachowanie kibiców i odpalanie przez nich rac zmuszony był przerwać spotkanie. Po około dwudziestu minutach piłkarze wrócili do gry. Swoje okazje stworzyli Niebiescy, strzały oddawali kolejno: Przybecki, Arak i Moneta, ale nie udało się im pokonać bramkarza gości.

Dopiero w 102. minucie padła bramka kontaktowa. Defensywa Górnika popełniła fatalny błąd zostawiając na jedenastym metrze przed bramką niepilnowanego Visnakovsa, który nie miał problemów z pokonaniem Małeckiego, kiedy dostał podanie od Jakuba Araka.

Gospodarze poszli za ciosem i pięć minut później doprowadzili do wyrównania. W zamieszaniu w polu karnym największym sprytem wykazał się Michał Koj, który mocnym strzałem wpakował piłkę do siatki i ustalił wynik meczu.

Ostatecznie jak się okazało było to spotkanie dwóch tegorocznych spadkowiczów.