Czy Smuda postawi Górnika na nogi?

Kiedy w grudniu Franciszek Smuda obejmował posadę trenera Górnika Łęczna cel był jasny – utrzymać Dumę Lubelszczyzny w Ekstraklasie. Jasny, aczkolwiek wszyscy zdawali sobie sprawę, że zrealizowanie postawionego celu wcale nie będzie łatwe. Czy po kilku miesiącach pracy byłego selekcjonera w Łęcznej na horyzoncie widać już lepsze jutro?

Jeśli szukać pozytywów w sytuacji Górnika, to na pewno nie w ligowej tabeli. Zielono-czarni zajmują ostatnie miejsce, tracąc do bezpiecznej pozycji 5 punktów. Zanotowali najwięcej porażek w lidze oraz najmniej zwycięstw. W 26 rozegranych spotkaniach zdobyli zaledwie 25 bramek, co daje średnią mniejszą niż jeden gol na mecz. Patrząc jedynie na tabelę to murowany kandydat do spadku.

Jeśli przyjrzeć się jednak jakie postępy w grze łęcznianie wykonują z każdym kolejnym meczem, to pojawia się jednak szansa, aby misja Smudy powiodła się.

Początek Franza w Łęcznej był fatalny. Dwie porażki 0:5 mówią same za siebie, ale później małymi krokami, wyniki Górnika, a przede wszystkim gra zaczęły wyglądać coraz lepiej. Wymęczone zwycięstwo z rywalem w walce o utrzymanie, czyli Piastem Gliwice 1:0. 70 minut dobrej gry na fatalnym boisku w Kielcach, które ostatecznie jednak nie wystarczyło na zdobycie punktów. W grze piłkarzy z Lubelszczyzny pojawiały się proste błędy, chociażby Aleksandra Komora. Smuda stawiał jednak ciągle na młodego stopera chcąc by ten uczył się na własnych błędach.

Proste błędy w defensywie spowodowały też szybko straconą bramkę w meczu z Zagłębiem, a w konsekwencji kolejną porażkę. Mimo, że Górnicy prawidłowo zareagowali na stratę bramki i do końca spotkania walczyli o zmianę rezultatu, to ich starania okazały się biciem głową w mur.

W ostatnich dwóch spotkaniach zaprezentowali oni już naprawdę przyzwoity poziom mierząc się z mocnymi rywalami – Pogonią Szczecin i Lechem Poznań. W obu meczach imponowali nieustępliwością i zaangażowaniem, a przede wszystkim dobrym przygotowaniem fizycznym, co niewątpliwie jest zasługą Franciszka Smudy. Pod jego wodzą piłkarze mocno przepracowali okres przygotowawczy, efektem czego była wyraźna dominacja w końcowych fragmentach spotkań przeciwko Piastowi, Zagłębiu czy Pogoni.

O Smudzie na pewno można powiedzieć też, że ma nosa do zauważenia predyspozycji danego piłkarza do gry na określonej pozycji. Czy ktokolwiek pomyślałby, że Paweł Sasin błąkający się zwykle w bocznych strefach boiska jako skrzydłowy bądź obrońca może tak dobrze prezentować się w roli defensywnego pomocnika? A ofensywny zawodnik Przemysław Pitry rozegra świetny mecz na środku obrony zatrzymując w Poznaniu Kolejorza? Chyba nikt, ale Franz mający olbrzymie doświadczenie potrafił dostrzec w tych piłkarzach cechy, które predysponują ich do gry na tych pozycjach.

W rundzie wiosennej sezonu 2003/2004 Franciszek Smuda w Widzewie dostał misję uratowania najwyższej klasy rozgrywkowej . Wtedy cel się nie powiódł i sezon zakończył się spadkiem.

Rok później podobne zadanie powierzono mu w Odrze Wodzisław Śląski. Wówczas po zwycięskich barażach z Widzewem cel został zrealizowany i Odra utrzymała się w najwyższej lidze.

Jeśli mówić o doświadczeniu w walce o ligowy byt, to nie można zapomnieć o dwóch ostatnich sezonach Górnika. Łęcznianie dwukrotnie rzutem na taśmę wydostawali się ze strefy spadkowej. Nie da się ukryć, że zdobyte doświadczenie z poprzednich lat może być znaczące przy tegorocznej bitwie o utrzymanie. Kluczową rolę ponownie odegrać mogą Grzegorz Bonin, Przemysław Pitry czy Bartosz Śpiączka.

Scenariusz, w którym podopieczni Smudy z meczu na mecz prezentują się lepiej, a po podziale punktów już jako zespół, na którym Franz wyraźnie odcisnął swoje piętno mijają rywali w tabeli i utrzymują się w Ekstraklasie wydaje się być naprawdę realny.

Połączenie doświadczenia obu stron, a więc trenera Smudy oraz piłkarzy Górnika, może przynieść kibicom Dumy Lubelszczyzny mały cud w postaci kolejnego sezonu w najwyższej klasie rozgrywkowej, a w nim być może powrót Ekstraklasy na stadion w Łęcznej.