15152244_967960556642466_763666589_o-png

Wszyscy do ofensywy! Atrakcyjne starcie na koniec weekendu dla Lecha!

Po remisie na starcie sezonu przyszedł czas na rewanż. We Wrocławiu po słabym spotkaniu było 1:1, teraz kibice spodziewali się nieco lepszego meczu. Obie drużyny przystępowały do tego starcia z dość krótkimi seriami dwóch wygranych z rzędu, Śląsk w poprzedniej kolejce wygrał w derbach Dolnego Śląska z Zagłębiem 2:1, natomiast Lech przed przerwą na reprezentację rozgromił w Chorzowie Ruch 5:0. Lech walczył nie tylko o przedłużenie serii, ale o utrzymanie kontaktu z czołówką, a przede wszystkim z Legią Warszawa, Śląsk o utrzymanie się w górnej części tabeli i wyprzedzenie… Lecha Poznań.

Starcie w Poznaniu zaczęło się od… walki z murawą, oba zespoły nie radziły sobie z fatalnym, jak zawsze, placem gry przy Bułgarskiej. Pierwszy inicjatywę przejął Lech, który pokazał, że ma w zamiarze czym prędzej zdobyć otwierającą wynik bramkę. I tak się też stało, po kilku ciekawych akcjach nakręcanych przez Gajosa i Majewskiego (i strzałach tego drugiego) błąd Piotra Celebana wykorzystał Darko Jevtić, który rozbujał Kamila Dankowskiego i umieścił piłkę w siatce. Czy bramka powinna paść? To z pewnością wyjaśni Pan Sławek w „Lidze+ Extra”, jednak po podaniu Makuszewskiego biegnący do piłki Majewski był na spalonym. Kontaktu z futbolówką nie miał, jednak zostawiając ją Jevticiowi, odwrócił uwagę arbitra i ten puścił grę. Śląsk za sprawą Morioki i Riery ruszył do przodu, jednak wszelkie ofensywne inicjacje kończyły zderzeniem się z poznańskim murem zbudowanym z Paulusa Arajuuriego i Jana Bednarka. Spora dziura w środku pola spowodowana ofensywnym ustawieniem obu zespołów dawała duże pole do popisu dla obu zespołów. Częste przejęcia, dużo strat i nakręcanie kolejny akcji obu drużyn podnosiły emocje na trybunach w Poznaniu. Akcje Kownackiego i Majewskiego kończyły się strzałami obok bramki Kamenara bądź w jego rękawicach. Z drugiej strony, jak zwykle, czarował Morioka, który doszedł nawet do strzału głową po zamieszaniu pod bramką Putnockiego. Pierwsza, ciekawa połowa zakończyła się prowadzeniem Lecha, który był stroną przeważającą w tej części gry.

Druga połowa zaczęła się od naporu gości, którzy zmobilizowani w przerwie spotkania przez Mariusza Rumaka ruszyli do przodu. Groźne akcje bocznych obrońców Śląska próbujących dograć futbolówkę przed bramkę Lecha kończyły się na obrońcach Kolejorza, którzy nie chcieli popełnić błędów nawet pod tak dużą presją. Z biegiem czasu u piłkarzy zaczęło pojawiać się zmęczenie i tempo meczu powoli spadało. Trenerzy postanowili reagować, mającego kartkę Bilińskiego zastąpił Idzik, chwilę później nastąpiła też zmiana w Lechu, niewidocznego Kownackiego zastąpił Robak i… znowu strzelił gola. Seria spotkań z golem została przedłużona o kolejne, już piąte. Za tę bramkę były snajper Pogoni może podziękować obrońcom Śląska. Bierność stoperów, spokojne przyjęcie piłki po podaniu od Makuszewskiego, obrót i celny strzał dały Lechowi już dwubramkowe prowadzenie. Śląsk, jak po pierwszym golu, ruszył do odrabiania strat. Po dobrym dośrodkowaniu Riery swoje premierowe trafienie mógł zaliczyć młodziutki Idzik, jednak jego strzał wylądował na słupku bramki Lecha. Chwilę później sam Riera mógł dać kontaktowego gola, jednak jego strzał obronił Putnocky. Minutę później znowu zagotowało się pod bramką Lecha. Po rzucie rożnym kolejną setkę zmarnował tym razem Kokoszka, który posłał piłkę nad poprzeczką. Kiedy wydawało się, że Śląsk dobierze się do gardła Lechowi, po akcji Jevticia z Majewskim ręką w polu karnym zagrał Dwali. Jedenastkę na bramkę zamienił po raz piąty w tym sezonie – Marcin Robak. W kolejnych minutach trener Bjelica skupił się na obronie wyniku, wprowadzając Tetteha. Mariusz Rumak również swoimi zmianami zasugerował, że będzie walczył co najwyżej o mniejszy wymiar kary. Walka w tym spotkaniu przeniosła się do środka pola, a Lech dowiózł rezultat do końca i dopisał sobie kolejne trzy punkty. Tym samym dogonił Legię.