meczyk

Starcie gigantów… A nie! To mecz Termalica – Łęczna..

Szklana pogoda, wioska na 400 mieszkańców, cisza i spokój. Większość autochtonów pewnie leczy kaca a krowy żują niespiesznie trawę, deszcz stuka o wiatę jedynego przystanku. Nieciecza, bo o niej mowa, była jednak świadkiem kolejnego meczu Lotto Ekstraklasy. Gospodarze mierzyli się z Górnikiem Łęczna i nic nie zapowiadało  pasjonującego widowiska. No i go nie było.

Pierwsza połowa zdecydowanie nie zachwyciła, lub jakby to ujął Marcin Brosz, była wyłącznie dla koneserów futbolu. Akcje były rwane, brakowało choć kilku dokładnych podań, w żadnej drużynie nie widać było większego pomysłu na grę. Sytuacji było jak na lekarstwo, tak naprawdę najgroźniej pod bramką gospodarzy zrobiło się po strzale Danielewicza w słupek. Jak zwykle próbował szarpać Bonin, czasami w ofensywie pokazywał się Leandro ale to by było na tyle. Termalica również nie szalała w przodzie. Juhar chyba zapomniał, że na skrzydle się biega, bo jedyną jego aktywnością było schodzenie do środka, ale trzeba przyznać też, że był blisko asysty. Po jego dośrodkowaniu z rzutu rożnego blisko gola był Putiwcew. Wspomniana akcja była również najgroźniejszą w wykonaniu gospodarzy do 38 minuty. Wtedy to sędzia podyktował dość kontrowersyjnego karnego, którego na bramkę zamienił Jovanovic. I na tym można zakończyć relację z pierwszej połowy. Kurtyna.

Druga połowa była lepsza. Może nie urwała wiadomo czego ale była niewątpliwie ciekawsza. Początkowo przewagę osiągnęli gospodarze co znalazło ukoronowanie w postaci drugie bramki. Szybka akcja, dośrodkowanie z prawej strony, które przeleciało całe pole karne, ale zostało zamknięte przez Misaka, który zdołał dograć piłkę do wchodzącego Juhara i mieliśmy 2-0. Od tego momentu Łęczna zaczęła pokazywać, że jednak piłkę trochę kopać potrafi. Mocniej przycisnął Bonin, Piesio również robił swoje, ale największą różnicę zrobił świeżo pozyskany Vojo Ubiparip. Napastnik, dobrze znany z występów w Lechu, w ciągu kilku minut 3 razy zagroził bramce strzeżonej przez Pilarza. Najpierw świetnie wyszedł do zagrania Bonina, lecz trafił w boczną siatkę. Później świetnie wyskoczył do dośrodkowania, lecz zabrakło mu centymetrów, żeby dobrze sięgnąć piłki i umieścić jej w siatce. Na koniec jeszcze uderzył z dystansu, ale dobrze w bramce zachował się Prusak. Widać, że Ubiparip może być cennym nabytkiem Łęcznej, jako że inni rywale do miejsca w ataku delikatnie mówiąc klasycznymi snajperami nie są. Człowiek-wolej, czyli Piotr Grzelczak pewnie z racz czy dwa zasunie bramę kolejki ale na regularne zdobywanie bramek w jego przypadku nie ma co liczyć. Śpiączka natomiast najlepiej czuje się w roli jokera i tak pewnie będzie również w tym sezonie. Po Ubiparipie widać, że nie jest jeszcze w najlepszej formie fizycznej, bo po kilkunastu minutach robienia różnicy na boisku zgasł jak cała Łęczna. Widać, że goście wraz z upływającym czasem przestawali wierzyć, że jeszcze zdołają odwrócić losy meczu. Mecz ponownie się wyrównał a pod koniec spotkania to znowu Termalica zaczęła nacierać. Bliscy gola byli Kędziora i Jovanovic, świetną robotę w środku pola robił Babiarz. Paradoksalnie, kiedy zdawało się, że wynik się nie zmieni, ewentualnie, że Termalica dołoży trzecią bramkę, Górnik strzelił gola kontaktowego. Dobre dośrodkowanie wykorzystał Maciej Szmatiuk i głową umieścił piłkę w bramce. Niestety na skuteczną pogoń było już za późno bo chwilę potem rozległ się gwizdek kończący mecz.

Mecz miał dwie twarze, ale nawet ta ładniejsza nie mogła w pełni zadowolić kibiców na stadionie i przed telewizorami. W Łęcznej wyraźnie brakuje playmakera, co budzi pusty śmiech biorąc pod uwagę to, że przecież w drużynie mógł być Nowak, który może Iniestą nie jest, ale kilka piłek w sezonie dogra na nos. W Termalice nie widać większych dziur czy braków, rywalizacja wyraźnie trwa w środku pola (Jovanovic, Stefanik, Babiarz, Kupczak) i w ataku (Gutkovskis, Kędziora a jest jeszcze przecież Dawid Nowak). Po dzisiejszym meczu portki zaczynają się trząść w Górniku – 4 mecze i 1 punkt chluby nie przynosi, ale trzeba wierzyć w Ubiparipa (tak wiemy, że brzmi to paradoksalnie).