statystykileczna

Spacerek Lecha z Górnikiem

Lech Poznań wysyła mocny sygnał przeciwnikom do walki o tytuł mistrzowski. Kolejorz pewnie pokonał Górnika Łęczna 3:0 w środowym spotkaniu PKO Ekstraklasy. Bramki dla poznaniaków zdobyli Amaral, Ishak i Karlstrom.

Gospodarze rozpoczęli od zamknięcia przeciwnika na własnej połowie i przyniosło to efekt w postaci bramki już w czwartej minucie. Podcinka Pereiry z prawej strony trafia w polu karnym do Amarala. Portugalczyk uderzył piłkę z powietrza, a ta wtoczyła się do bramki przy długim słupku. Po golu lechici nadal kontrolowali przebieg meczu, ale na chwilę pozwolili na nieco więcej Górnikowi. Łęcznianie nie potrafili wykorzystać tego momentu, natomiast po kwadransie Lech włączył kolejny bieg.

Strzałów do końca pierwszej części gry było bez liku – łącznie było ich aż 15. Próbował Amaral, Kwekweskiri, Karlstroem, Ba Loua i Rebocho. Czasem gości ratował Gostomski, ale dwukrotnie był bezradny. Gości stać było jedynie na kontrę Gąski, która zakończyła się celnym, lecz niezbyt trudnym strzałem. Lech jednak zdobył w tym czasie dwa kolejne gole, w 27. minucie dośrodkowanie Rebocho z rzutu rożnego. Uderzał Milić, piłka odbiła się od Ishaka, a następnie spadła pod nogi Karlstroma. Szwed nie mógł spudłować z najbliższej odległości. Tuż przed przerwą wynik podwyższył Ishak, Akcję rozpoczął van der Hart. Fantastyczne podanie Amarala uwolniło Ishaka, który wyszedł na czystą pozycję i uderzył piłkę po drugim rogu. Gostomski nie zdążył zareagować.

Po przerwie Lech nadal przeważał ale dość szybko zwolnił tempo. Warto odnotować próbę centrostrzału Douglasa z rzutu rożnego. Szkot był o mały włos od zaskoczenia Gostomskiego. Najwięcej zamieszania pod bramką Lecha wywołał natomiast niegroźny strzał Śpiączki po wrzutce z rzutu wolnego. Górnicy znów mieli trochę swobody, jednak żaden z kilku strzałów z dystansu nie zmierzał nawet w światło bramki.

W dalszej części meczu do głosu w ofensywie Lecha dochodzili zmiennicy. Swoje okazje mieli Kownacki, Kędziora, Marchwiński i Skóraś. Szczególnie ten ostatni mógł pluć sobie w brodę, bowiem w 76. minucie fatalnie spudłował z ośmiu metrów. Pod koniec bliski podwyższenia rezultatu był jeszcze Kwekweskiri.