Śladem Rakelsa czy Rymaniaka? Czyli jak radzili sobie poprzednicy Krzysztofa Piątka

Transfer Krzysztofa Piątka do Cracovii wywołał całkiem sporo zamieszania. Wielu dziwił ten ruch – było sporo komentarzy, że to żaden krok w przód dla tego piłkarza. My postanowiliśmy spojrzeć na to jednak od innej strony.

Piątek to nie pierwszy piłkarz z Zagłębiem w CV, który trafia do Krakowa. W ostatnich latach było ich aż ośmiu. Wszyscy z nich napisali się na kartach historii Cracovii. Jedni znakomicie, o innych kibice Pasów chcieliby jak najszybciej zapomnieć.

Zaczynamy od piłkarzy, którzy większej kariery przy Kałuży nie zrobili. Najwcześniej ze wszystkich do klubu trafił Mateusz Bartczak. Niezwykle doświadczony piłkarz, który mógł się pochwalić wydatnym udziałem w tytułach mistrzowskich zdobywanych przez Polonię Warszawa i Zagłębie. Do Cracovii trafił w styczniu 2011. Pomógł drużynie utrzymać się w lidze, ale to był jedyny pozytyw jego pobytu. W następnym sezonie dołączył do niego Mateusz Żytko, który także był członkiem mistrzowskiej drużyny Miedziowych z 2007 roku. Żytko to jednak jeden z piłkarzy-symboli czasów „dawnej” Cracovii. Spadek w sezonie 11/12, katastrofalna gra w grupie spadkowej dwa lata później i wreszcie słynne Pilarz-5-2, kiedy drużynę prowadził Robert Podoliński. Nic, tylko oddzielić to grubą kreską.

żytko

Kolejni dwaj piłkarzy to zawodnicy mocno kojarzący się z Robertem Podolińskim. Obaj do Cracovii trafili w podobnym okresie, bo ich przyjście dzieliło ledwie pół roku. Rymaniak od początku musiał zbierać sporo krytyki, zasłużonej zresztą. Apogeum nastąpiło w końcówce 2015 roku, kiedy to w trzech kolejnych meczach popełniał jakiegoś babola: samobój z Piastem, sprokurowany rzut karny z Koroną i wreszcie prosta strata piłki, która poskutkowała golem dla Jagiellonii. Sretenović niczym wielkim się nie wyróżniał, ale też nie schodził poniżej solidnego poziomu. Jednak w pewnym momencie nie za bardzo mieścił się w wizji zespołu Jacka Zielińskiego, więc gdy trafiła się korzystna dla wszystkich stron oferta z Tajlandii, trener nie zamierzał robić zawodnikowi problemów. Krzysztof Danielewicz był przez  dwa sezony dosyć ważną postacią w Cracovii. Najpierw pomógł w powrocie do Ekstraklasy i już w samej lidze był częstym wyborem Wojciecha Stawowego.  Po odejściu z Krakowa zalicza jednak stopniowy zjazd, a jego obecną grę w Górniku Łęczna lepiej chyba przemilczeć.

rymaniak

Nie sposób oczywiście zapomnieć o dwóch wyrzutach sumienia lubińskiej akademii – Mateuszu Szczepaniaku i Damianie Dąbrowskim. Obaj czasy juniorskie spędzili w Zagłębiu. Obaj trafili też na najgorszy dla młodzieży w Lubinie czas. Był to okres, kiedy pieniądze pompowane przez KGHM zamiast dla oddanych wychowanków, szły na pensje dla wątpliwej klasy zagranicznych piłkarzy.

Dąbrowski został najpierw wypożyczony do Pasów, a po roku bez żalu sprzedany. Następne lata to już ciągły  rozwój tego piłkarza. Stawowy, Hajdo, Podoliński, Zieliński – każdy z tych trenerów ustalanie składu zaczynał właśnie od Dąbrowskiego. Nieco rzucany po boisku był przez Wojciecha Stawowego, który ustawiał go nawet na pozycji stopera. Największy progres zaliczył pod wodzą Zielińskiego, który dał mu dużo więcej swobody na boisku. Jego grę ogląda się znakomicie – to piłkarz, który jest w jednym kręgosłupem i głową drużyny. Ze świecą szukać w naszej lidze drugiego piłkarza, który potrafiłby z taką dokładnością dograć piłkę na kilkadziesiąt metrów. Szkoda tylko, że w tym roku w krótkim czasie trafiły mu się dwie kontuzje, bo koło nosa przeleciały mu dwa powołania do reprezentacji. Adam Nawałka jednak na pewno nie spuszcza go z oka.

Szczepaniak musiał trochę tułać się po świecie, w 2011 roku zaliczył nawet nieudane testy w… Cracovii. Trener Szatałow szybko kazał mu się spakować. Czas pokazał, że był to błąd, ale sam piłkarz nie obraził się na klub i 5 lat później z chęcią dołączył do ekipy prowadzonej przez Jacka Zielińskiego. Wejście do drużyny zaliczył wręcz znakomite, już w debiucie strzelił pierwszą bramkę. Na ten moment ma 3 gole, ale jesteśmy pewni, że to nie koniec.

Są ludzie blisko Zagłębia, których transfer Piątka ucieszył. Bo spora kasa dla klubu, bo on przecież i tak był nieskuteczny, bo lubił stroić fochy. I tak dalej. Może coś w tym jest, ale warto przypomnieć o pewnym napastniku, który w momencie transferu do Cracovii był w tych wszystkich kategoriach mniej więcej 100 razy gorszy. Chodzi oczywiście o Denissa Rakelsa. Dość powiedzieć, że kibice byli na tyle zirytowani jego grą i zachowaniem, że złożyli mu nawet wizytę, z której Łotysz wyszedł delikatnie poturbowany. Rakels to też chyba największy sukces Roberta Podolińskiego w Cracovii. To za jego kadencji na dobre odpalił, bo pierwsze pół roku w pasiastych barwach również miał na podobnym poziomie co w Lubinie. Co potem się działo, już wszyscy dobrze wiemy. 15 bramek w jednej rundzie zaowocowało transferem do angielskiego Reading. Tam też zaliczył całkiem dobry start, kibice momentalnie go polubili po golu dającym zwycięstwo nad Charltonem – strzelonym w ostatniej minucie. Obecnie Rakels po złamaniu kostki walczy o jak najszybszy powrót do gry.

Mówiąc krótko – jeśli jesteś piłkarzem, który kiedyś miał jakiś kontakt z Zagłębiem Lubin, to powinieneś mocno się zastanowić nad spróbowaniem sił w Cracovii. Jeśli dodatkowo na boisku nie zajmujesz się bronieniem swojej bramki, tylko atakowaniem przeciwnej, to już na starcie masz spore szanse, żeby zaistnieć. A tak poważniej: Oczywiście, przykłady, które przytoczyliśmy tutaj, nie będą mieć żadnego wpływu na karierę Krzysztofa Piątka w barwach Pasów, ale kibice Cracovii na pewno nie obraziliby się, gdyby poszedł on w ślady choćby Denissa Rakelsa.