statystyki slarcz

Ostatni kwadrans ratuje inaugurację

81 dni – tyle trwała rozłąka z PKO Ekstraklasą. Czekaliśmy z utęsknieniem, czy było warto? Na inaugurację 27. kolejki Śląsk Wrocław zremisował 1:1 z Rakowem Częstochowa.

Przeglądając social media w piątek można było natknąć się na pewnego mema. Przedstawiał on człowieka, który o 18:00 czuł ekscytację z powodu powrotu Ekstraklasy, a kilka minut później siedział znudzony w fotelu. No cóż, chyba nawet najwięksi fanatycy naszej ligi nie spodziewali się fajerwerków po takim długim czasie przerwy. Brak rytmu meczowego nad wyraz widoczny był chociażby u piłkarzy Bundesligi, a wiadomo jak spora różnica dzieli polską oraz niemiecką najwyższą klasę rozgrywkową.

Tempo spotkania rzeczywiście nie było zbyt szybkie. Co by nie mówić, w pierwszej połowie ciśnienie kibicom zostało podniesione 3 razy. Rzut rożny Śląska, po którym świetną interwencją popisał się Szumski, strzał z dystansu Forbesa oraz indywidualna akcja Exposito, w której minął nieporadnego dziś Jacha i oddał strzał w słupek. Jak na 45 minut – mało.

Niewiele działo się również w drugiej połowie. Sytuacji bramkowych było trochę więcej, jednak w dalszym ciągu brakowało konkretów. Na jakiekolwiek większe emocje musieliśmy poczekać do ostatniego kwadransa. Dużą rolę w obu drużynach odegrali zmiennicy. W 83. minucie rezerwowy Bartl dorzucił piłkę Forbesowi, który głową pokonał Szumskiego. Kilka minut później Petrasek nierozsądnie sfaulował w polu karnym Picha, który również na boisku pojawił się dopiero w drugiej odsłonie. W 1. minucie doliczonego czasu jedenastkę na gola pewnie zamienił Chrapek.

Jeżeli chodzi o plusy spotkania, to na pewno największy można zapisać przy nazwisku Tudora. Chorwat widoczny był zarówno w ofensywie, jak i w obronie własnego pola karnego. Na pochwałę zasługują również defensywni pomocnicy – zarówno Zivulić, jak i Sapała dobrze wykonali swoją robotę. Strzelcy bramek – Forbes oraz Chrapek – przez większą część spotkania byli niewidoczni, jednak w odpowiednim momencie potrafili dać drużynie to, co najważniejsze.

Żadna z drużyn nie potrafiła wypracować wyraźnej przewagi nad przeciwnikiem. Gra była rwana, oparta na pojedynczych impulsach. Podział punktów wydaje się być sprawiedliwym rezultatem.