staty

Koszmar przy Reymonta trwa. Śląsk rozgromił Wisłę

Grad bramek, race na boisku i szósta z rzędu porażka Wisły Kraków. Tak najprościej można streścić dzisiejszy wieczór przy Reymonta.

Wiślacy napierali od pierwszej minuty – akcja zakończyła się wolnym dla gospodarzy, dobrą wrzutką popisał się Małecki, sędzia odgwizdał jednak spalonego.

Oprócz tej jednej akcji pierwsze minuty nie były zbyt porywające, a zawodnicy ograniczyli się do rozgrywania piłki w środku pola.

Blisko zdobycia bramki w 8 minucie meczu był Patryk Małecki, piłka minęła jednak bramkę Pawełka o centymetry. Kilkadziesiąt sekund później Paweł Brożek miał szansę wyjść sam na sam z bramkarzem gości, nie opanował jednak piłki, która padła łupem Pawełka. Wiślacy pokazali jednak tymi akcjami, że będą ostro walczyć o zwycięstwo.

Pierwszy kwadrans zdecydowanie należał do Wisły, a piłkarze gości oddali tylko jeden, w dodatku niegroźny strzał.

Chociaż gracze ofensywni nie błyszczeli, bardzo dobrze spisywała się wrocławska obrona. Pokazała, że bardzo dobry bilans tylko dwóch straconych bramek od początku sezonu nie był dziełem przypadku.

W 19 minucie przyjezdni kibice zaczęli rzucać race na boisko, co skutkowało przerwaniem spotkania przez sędziego Kwiatkowskiego, a piłkarze obu drużyn zeszli za linie boczne boiska. Gdy wrócili, kibice obrzucili boisko kolejną porcją flar. Jedna z nich spadła tuż obok wracającego do bramki Michała Miśkiewicza.

Przerwa w meczu trwała 4 minuty.

W 25 minucie Śląsk przeprowadził pierwszą groźną akcje, jednak piłkę wyłapał bramkarz Białej Gwiazdy, co więcej – arbiter odgwizdał spalonego.

30 minuta przyniosła nieprzyjemną sytuację, kiedy Biliński zderzył się z Arkadiuszem Głowackim. Zagranie nie było celowe, jednak konieczna była interwencja medyków, a napastnik wrocławian na chwilę musiał zejść za linię boczną.

Pierwszą z czterech żółtych kartek sędzia pokazał w 33 minucie Alanowi Urydze.

W 39 minucie bliscy zdobycia bramki byli goście, piłka minimalnie ominęła bramkę. Groźnie było również 2 minuty później, jednak znakomitą interwencją po strzale Łukasza Madeja popisał się golkiper gospodarzy.

Na pierwszego gola czekać trzeba było aż do 45 minuty. Strzelcem był Kamil Biliński.

Drugą połowę Wisła zaczęła obiecującą akcją, podopiecznym Wdowczyka ponownie brakło jednak konsekwencji w wykończeniu.

W kolejnych minutach gra ograniczyła się do „klepki” w środkowej strefie boiska. Tak było aż do 59 minuty, kiedy sędzia podyktował rzut karny dla Wisły, którego na bramkę zamienił Adam Mójta.

63 minuta przyniosła kolejny przykry incydent, w polu karnym Wisły głowami zderzyli się Głowacki z Joviciem. Słoweniec szybko się podniósł, jednak Głowacki wymagał pomocy medyków. Na boisku pojawiły się nosze, jednak kapitan Białej Gwiazdy opuścił murawę o własnych siłach, a chwilę potem wrócił do gry.

W 69 minucie drugą bramkę dla Śląska zdobył Morioka, a raptem 2 minuty później za sprawą Filipe Goncalvesa było już 3:1.

Kolejne minuty nie przyniosły poprawy gry wiślaków, a w 80 minucie dobił ich Morioka i przy Reymonta było już 4:1.

Gospodarze próbowali jeszcze rozpaczliwie odrabiać straty, ale nie byli w stanie poważnie zagrozić bramce Śląska.

Na minutę później sędzia podyktował rzut karny dla Śląska, pewnie strzelił Stjepanović, a kibice przy Reymonta zaczęli powoli opuszczać trybuny. Kilka chwil później sędzia Tomasz Kwiatkowski zakończył mecz.

Spotkanie w Krakowie oglądało 13 607 kibiców.