piłka, ekstraklasa

Ekstraklasa w czasach koronawirusa. Cyrk z piłkarzami w roli głównej nadchodzi…

Miesiąc, góra półtorej i znowu wróci nasza ukochana Ekstraklasa. Taki przynajmniej jest plan, ten w większych szczegółach będzie ewoluował zapewne w najbliższym czasie, jednak media, kluby i sam PZPN już teraz przedstawiają swoje „innowacyjne” pomysły na czas epidemii. Oczywiście, przynajmniej na razie, piłkarzy będziemy mogli „podziwiać” tylko przez szklany ekran, jednak cieszy fakt powrotu do względnej normalności. Część pomysłów jednak jest dosyć kontrowersyjna, niektóre wręcz kibiców bawią. Postaramy się nakreślić Wam jak to ma mniej więcej wyglądać, podsunąć kilka pomysłów i poruszyć sam temat cyrku jaki niebawem się zacznie w wersji sportowej, a jaki już widujemy od kilku tygodni w naszym codziennym życiu.

Cała zabawa zaczęła się nieco ponad miesiąc temu, wtedy stopniowo zaczęto wygaszać życie społeczne na całym świecie, oczywiście to samo dotknęło sport, który w tamtej sytuacji mógł stanowić największe zagrożenie epidemiczne, a był on także na końcu łańcucha pilnych potrzeb dla społeczeństwa w zaistniałych czasach. Zagrożenie zlekceważono we Włoszech i Hiszpanii, ponoć to właśnie mecz w Mediolanie pomiędzy Atalantą Bergamo, a Valencią był głównym ogniskiem choroby na te kraje, co zgodnie przyznały lokalne władze na czele z Burmistrzem Bergamo i później – władzami organizacji WHO. Pomijamy już fakt dysproporcji w ilości fanów obu ekip na San Siro oraz tego, że właściwymi ogniskami w Hiszpanii były głównie rejony Madrytu i Barcelony, a nie Walencja (ogniska te odkryto później niż we Włoszech) – daje to do myślenia. U nas swawolnie grano jeszcze do 9. marca. Kto pamięta, że ostatnim spotkaniem rozegranym na naszych boiskach był szlagier szlagierów, czyli mecz 14. Korony Kielce z 16. ŁKSem Łódź? Zapewne niewielu, bo kto miał się spodziewać, że po tamtym spotkaniu zostanie zamrożona tabela rozgrywek przed długą przerwą? Może by wtedy fanatycy naszej ligi znacznie chętniej obejrzeli to jakże ważne spotkanie obfitujące w kapitalną wymianą ciosów pomiędzy oboma ekipami zakończone wynikiem 1:0 dla Korony po golu z rzutu karnego autorstwa obrońcy kielczan? Co jak co, ale to kilka dni po zakończeniu tego spotkania panika ogarnęła i nasz kraj, a wszystkie spotkania odwołano, perspektywa braku dokończenia sezonu zaczęła doskwierać wszystkim. Niemal każdy klub zaczął zastanawiać się nad swoją przyszłością, zwłaszcza tą finansową. PZPN przy poparciu władz europejskich i klubów z naszej rodzimej ligi narzucili piłkarzom obniżkę wynagrodzeń, z której skorzystało jak się okazuje niewielu piłkarzy, zaproponowali także wsparcie finansowe dla klubów szczebla centralnego. Tylko część klubów doszła do porozumienia ze swoimi pracownikami, niektórzy nie zrobili nic by sobie pomóc, zwłaszcza gdy do klubowej kasy spływała dalej miejska kroplówka, niektórzy piłkarze się postawili i… za brak pracy, czyli treningów i grania w spotkaniach dalej popierają pełne apanaże. Wielu ta sytuacja jest… na rękę. Kasa spływa, grać nie trzeba, bo po co? Zawsze można się zasłonić obawą przez śmiercionośnym wirusem, którzy przecież zabija każdego. Szał medialny i dezinformacja oraz nakręcanie strachu przez rządzących w tym pomaga, co rodzi kolejne problemy, nie tylko dla lokalnych i małych firm, ale też dla klubów piłkarskich.

Pojawiło się jednak światełko w tunelu

PZPN i część włodarzy klubowych zaczęło pracę nad planem powrotu do „nowej rzeczywistości”, sama chęć dogrania sezonu i pokazanie wirusowi środkowego palca jest bardzo odważna, jednak absurdalna w kontekście tego co działo się miesiąc temu. Dlatego wtedy nie kontynuowano rozgrywek bez udziału publiczności? Poczekaliśmy na szczyt „epidemii” i… wracamy! Pokazuje to tylko jeden aspekt, powrót normalnego myślenia i otrząśnięcie się z wirusowego otumanienia oraz zrozumienie zasad gry w tym całym cyrku zwanym „koronawirusem”.

Niestety w tym całym planie pojawiło się kilka jednostek typowo polskich, mowa o klubach, które za wszelką cenę chcą kombinować, by się utrzymać w lidze, bądź utrzymać pozycję w tabeli. Z obecnych spadkowiczów pełną wolę gry wyraziła tylko Arka, jeden z właścicieli Wisły – Jarosław Królewski – przeciąga działania zadając mnóstwo absurdalnych pytań, które i tak się będą pojawiać, jednak działać już trzeba, niezależnie od odpowiedzi czy komplikacji, które nastąpią – niestety. Największy problem powstaje przede wszystkim jeśli chodzi o kadry zawodnicze i końcówki kontraktów piłkarzy ze schyłkiem czerwca, jeśli do wtedy nie zakończymy ligi, to mogą zacząć robić się jaja, chociażby w takiej Koronie, z której odejść może… KILKUNASTU piłkarzy! Trzeba się spiąć i działać, dlatego większość klubów wezwała swoich piłkarzy do powrotu do kraju, Ci w trakcie swojej przymusowej kwarantanny będą musieli „odsiedzieć” 14 dni na domowych przygotowaniach, te po majówce powinny stopniowo też ruszać na boiskach treningowych dla pozostałych graczy. Wtedy też ruszy Bundesliga, a część pozostałych lig, podobnie jak nasza będzie w trakcie przygotowań. Jeśli dobrze pójdzie, to pod koniec maja restartujemy sezon i dogrywamy brakujące 11 kolejek w systemie co 3 dni. I do tego momentu plan wygląda rozsądnie, będzie czas na przygotowanie względnej formy (w sumie w naszej lidze przygotowanie nigdy nie powalało na kolana, więc powinno wystarczyć do podobnego poziomu jaki był jeszcze w marcu). Jednak kolejne pomysły zwalają z nóg, przyjrzyjmy się co wymyślili włodarze:

  1. Maseczki dla piłkarzy w szatniach
  2. Dodatkowe zmiany w meczu
  3. Dodatkowe przerwy w meczu na dezynfekcję
  4. Zabezpieczenie sędziów maseczkami, rękawiczkami i elektronicznymi gwizdkami
  5. Ograniczona obsługa spotkań
  6. Przed restartem obowiązkowe testy

Generalnie z tych „pomysłów” tylko ten piąty wygląda rozsądnie, oczywiście jeśli założymy, że cały cyrk związany z koronawirusem istnieje i musimy poudawać, że się tym przejmujemy. Wtedy brak oprawy reklamowej, chłopców do podawania piłek, hostess, vipów, mniejsza obsługa relacji, brak VAR czy zaproszonych gości będzie dobrym pomysłem. Jednak co z resztą? Maseczki dla piłkarzy w szatni są tak samo poważne jak zakładanie maseczki w mieście, by po przekroczeniu granicy lasu je zdejmować, co one zmienią jeśli gracze będą przygotowywać się razem i co więcej – będą na meczach grać razem – i nawet krycie na radar nie sprawi, że będą oni bezpieczni. W zasadzie można to połączyć z punktem trzecim i dodatkowymi przerwami na dezynfekcję – tutaj właśnie zacznie się cały nasz cyrk na kółkach, podczas takiej przerwy piłkarze będą odgrywać nowe, niepiłkarskie role – będą mianowicie udawać, że bardzo dbają o higienę zapewne odkażając ręce, piłkę itd., by po chwili znowu się szarpać z przeciwnikiem za koszulkę w polu karnym. Tutaj też podważa się punkt 6., który również jest bez sensu – jeśli tak dbamy o zdrowie piłkarzy i chcemy pełnej izolacji i kontroli, to czemu na ten miesiąc nie odizolować ich, jak podczas zgrupowania od ich rodzin, które tak samo będą mogły przynieść wirusa dla naszych graczy? (przypominam, że mniej więcej w tym okresie i tak gracze by wyjeżdżali na obozy przygotowawcze przed nowym sezonem) Jeśli jednak zakładamy, że piłkarze (oraz sztaby szkoleniowe i sędziowie) będą bezpieczni i nie będą narażeni na wirusa z zewnątrz (czyli teoretycznie go nie mają po otrzymaniu ujemnych testów, które dopuszczą ich do gry) to po co im te przerwy? Wirus nagle się pojawi i zmutuje na murawie? Przed czym się będą bronić w tej pokazówce? Śmiech wywołuje także „zabezpieczenie” sędziów w jakże ważne i korzystne dla układu odpornościowego zdrowego człowieka maseczki i to podczas wykonywania wysiłku. Obawiam się tylko tego, by to nie doprowadziło do tragedii… Elektroniczne gwizdki to też wymysł godny ludzi owładniętych koronawirusem. Czy w ów gwizdek dmuchał więcej niż jeden sędzia podczas spotkania? Odpowiedzcie sobie sami, oczywiście mogą się pojawić głosy, że wirusy mogą na niego przenieść protestujący zawodnicy, ale równie dobrze, mogą to przenieść na strój sędziowski, a przecież arbitrzy nie będą biegali w skafandrach. Jeśli chodzi o dodatkowe zmiany „sanitarne”, to tak naprawdę nie wiemy czemu mają one służyć, zakładamy, że (uwaga!) piłkarze mogą być niewystarczająco dobrze przygotowani do spotkań, przez co mogą odnosić kontuzje, dlatego w pierwszych pięciu spotkaniach będzie możliwość większej liczby zmian. Tak naprawdę ten przepis za bardzo nie uchroni graczy, a piętnuje kolejny problem – dbamy o zdrowie piłkarzy w kontekście koronawirusa, mamy wywalone na zdrowie piłkarzy w kontekście kontuzji.

Czy piłkarze mają tak naprawdę czego się bać?

W przypadku takich pomysłów, a przede wszystkim wykonania dla nich komercyjnych testów, staną się grupą uprzywilejowaną na tle reszty społeczeństwa. Nie tylko ze względu na przeprowadzone testy, ale są także uprzywilejowani ze względu na charakter wykonywanego zawodu. Nie są wszak styranymi pracownikami Amazona podczas 100-osobowej zmiany nocnej, są za to (zwykle) osobami na ten moment wypoczętymi, wysportowanymi, których układy odpornościowe są w stanie bez problemu zwalczyć każdą zarazę. Między bajki można włożyć historie o byłych i aktywnych sportowcach, którzy mają po ozdrowieniu z wirusa problemy, aby normalnie trenować, ponieważ dokonały się w ich płucach jakiekolwiek zmiany. Są to pojedyncze w skali ŚWIATOWEJ przypadki osób, które również nie są świadome, czy tak naprawdę za tego typu objawy nie odpowiadają żadne ukryte schorzenia. Takowe rzecz jasna również mogą mieć gracze naszej ekstraklasy, jednak tak czy siak, nie grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo, dodatkowo jeśli będzie problem to trener wykona sanitarną zmianę i po problemie, w końcu po coś ona jest, prawda? Nie raz do tej pory słyszało się o przypadkach drobnych chorób/przeziębień piłkarzy, którzy stracili kilka jednostek treningowych i mecz zaczynali na ławce, bądź nie grali na 100% możliwości. Tak byłoby i tym razem, nawet z koronawirusem nie należałoby ich izolować, ponieważ szansa na to, iż dany zawodnik będzie ciężej przechodził chorobę jest bardzo niska. (obecnie na około 10 tys. znanych zakażonych przypadków w Polsce hospitalizowanych lub zmarłych było około 20% z nich i to większości były osoby starsze i schorowane – sportowców w tej grupie nie było). Inna sprawa, że te drobne przeziębienia, które trafiały się graczom w przeszłości również mogły być spowodowane… koronawirusem, który istnieje w przestrzeni społecznej od lat 60.! Pewnie macie w głowie także przypadek naszego reprezentanta Bartosza Bereszyńskiego, który „ozdrowiał” z wirusa. On podobnie jak zdecydowana większość chorych przeżył delikatnie chorobę, objawy jak sam przedstawiał podczas wywiadu w Kanale Sportowym były na poziomie zwykłego przeziębienia, nie słyszy się aby miał problemy z oddychaniem, czy też treningami domowymi po przejściu choroby. Takie problemy sugerowały chociażby media włoskie na podstawie wypowiedzi jednego z byłych reprezentantów tego kraju (będącego na emeryturze, nie będącego już w dodatku w takim rygorze treningowym).

Dość z tym cyrkiem!

Cyrk, który proponuje nam rząd oraz PZPN przedkładając kolejne absurdalne pomysły na Ekstraklasę, powinien się jak najszybciej zakończyć. Oczywiście, wiadomo, w cenie jest pójście w stadzie, modne jest być pro-obostrzenia, by dawać „dobry przykład”, że się coś robi w kierunku ograniczenia rozprzestrzeniania wirusa. To dobrze się sprzedaje, jednak opinii publicznej wydaje się piłkarzy na wyśmiewanie. Społeczeństwo coraz bardziej radykalnie reaguje na kolejne „logiczne” obostrzenia i szopkę tworzoną przez media wokół wirusa, teraz w ten kocioł wrzuca się niewinnych piłkarzy, z których robić się będzie zwierzęta występujące w tym cyrku. Dopełni to obraz absurdów serwowanych nam przez władze każdego dnia. Przekaz dla klubów – przede wszystkim dogadajcie się z piłkarzami co do zakończenia kontraktów, by te przypadały jednak po zakończeniu naszego sezonu, klub jeszcze zdążą zmienić, zwłaszcza, że okienko zostanie jeszcze wydłużone, a pozytywny przekaz w świat pójdzie też o samych piłkarzach. Jeśli udało Wam się zbić pensje to przekonać aby zostali ten miesiąc dłużej, zwłaszcza w takiej niepewnej sytuacji ekonomicznej klubów, na pewno Wam też się uda. Co do samej organizacji przygotowań, samych spotkań i zabezpieczenia graczy: pomysł z testami wydaje się bardzo dobrym, zwłaszcza w tym okresie, gdzie jednocześnie każdy powoli będzie wracał do formy, czas będzie grał na korzyść klubów, a po uzyskaniu ujemnych testów da też spokój samym zawodnikom i ich rodzinom. Jeśli chodzi o organizację samych rozgrywek – grajmy jak do tej pory – oczywiście bez publiczności, bo ta byłaby jednak dosyć mocno narażona na przenoszenie wirusa. Obsadę spotkań ograniczmy do minimum i odizolujmy tą grupę ludzi od reszty społeczeństwa, na poczet wykonywania zawodu, który w podobnym okresie i tak „zapewniłby” im obóz przygotowawczy w ciepłych krajach. Grajmy bez żadnych udziwnień, by każdy czuł się komfortowo, a nie jak małpa w zoo. Skończmy sezon i następny przygotujmy tak by można było rozgrywać już publicznością (nawet w ograniczonej ilości i z odstępami pomiędzy ludźmi), mimo że teraz się słyszy by kolejny sezon rozpoczął się podobnie…