statystyki

Zwycięstwo, które Legii jest na rękę

W niedzielnym szlagierze Lotto Ekstraklasy Legia Warszawa pokonała Lecha Poznań 2:1. Dla gospodarzy gole strzelali Marko Vesović i Michał Kucharczyk, a dla gości trafił Christian Gytkjaer. Legioniści tym sposobem uciekają od „Dumy Wielkopolski” na 5 punktów. Głównym bohaterem tego widowiska był jednak arbiter Szymon Marciniak, który pod koniec spotkania podyktował bardzo kontrowersyjny rzut karny mający decydujące znaczenie dla wyniku spotkania.

Gospodarze chcieli zmazać bardzo brzydką plamę powstałą po meczu z Jagiellonią. I bardzo szybko przeszli do czynów. Remy zagrał długą piłkę do Vesovicia, który miał tyle czasu i miejsca, by spokojnie umieścić piłkę w siatce. Takim oto sposobem już w 2.minucie Legia wyszła na prowadzenie. Lech nie zamierzał jednak się poddawać i po kwadransie mógł wyrównać za sprawą Raduta, ale Malarz wybił na rzut rożny, po którym Vujadinović był jeszcze bliżej gola, jednak 37-letni golkiper Legii kapitalnie obronił. Po 10 minutach znów pokazali się poznaniacy, konkretnie za sprawą Majewskiego, który popisał się dobrym centrostrzałem, jednak Malarz wyciągnął się jak struna i gola nie było. Legia mogła podwyższyć prowadzenie, jednak Radović po zagraniu Hamalainena jedynie obił obramowanie bramki Buricia. Poza tym w pierwszej odsłonie nie działo się wiele.

Po przerwie wyszła zupełnie inna drużyna Lecha, która zdominowała „Wojskowych”. Efektem tej dominacji był gol wyrównujący, kiedy to Radut poprowadził piłkę w taki sposób, że Gytkjaerowi pozostało tylko wepchnąć futbolówkę do siatki. Poznaniacy chcieli pójść za ciosem, ale mogło się to zemścić. Hamalainen świetnie zagrał do Kucharczyka, który mimo że stanął oko w oko z Buriciem minimalnie spudłował. Generalnie Lech atakował, a Legia rzadko mogła sobie pozwolić na grę w polu karnym rywala. Kiedy jednak taka okazja się pojawiła, do gospodarzy uśmiechnęło się ogromne szczęście. Obrońca Lecha Kostewycz walcząc z Mączyńskim o piłkę dotknął ją ręką. Gwizdek sędziego Marciniaka długo milczał, jednak po chwili arbiter z Płocka zmienił zdanie i podyktował rzut karny. Z tej fatalnej dla poznaniaków decyzji skorzystał Kucharczyk i ustalił wynik meczu na 2:1. Decyzja Marciniaka była o tyle kontrowersyjna, że zagranie ręką Kostewycza było w zasadzie przypadkowe i przede wszystkim nie przyniosło dla lechitów żadnej korzyści. Nasz międzynarodowy arbiter postawił jednak na skrupulatność, której miejmy nadzieję nie zabraknie na finałach Mistrzostw Świata. Bez wątpienia dla piłkarzy i kibiców z Poznania ten pojedynek będzie kojarzony jako „circus” lub „skandaloza” i trudno się temu dziwić.