3d5753de4bb28

Znakomity comeback Jagi, Lech z brązowym medalem

Takie mecze moglibyśmy oglądać codziennie. Ostatnie spotkanie sezonu 2016/17 LOTTO Ekstraklasy miało w sobie wszystko, co kochają piłkarscy kibice. Dramaturgii, a także rollercoastera emocji, jakie zafundowali nam zawodnicy Jagiellonii Białystok oraz Lecha Poznań, nie sposób nie zapamiętać. Legia Warszawa aż do samego końcowego gwizdka nie mogła być pewna kolejnego Mistrzostwa Polski, gdyż podczas doliczonych 10 minut na stadionie przy ulicy Słonecznej parcie na zdobycie goli trwało niemalże do ostatniej sekundy. Rywalizacja Jagi z Kolejorzem zakończyła się jednak remisem 2:2 (0:2), a drużyny zajęły odpowiednio drugie i trzecie miejsce w ostatecznym rozrachunku.

Całe spotkanie z krótkimi okresami trwało pod dyktando podopiecznych Michała Probierza. Od początku Lech skupiał się przede wszystkim na defensywie. Kilkakrotnie kotłowało się w jego polu karnym, czego jednym z uczestników był Matúš Putnocký. Bramkarz po raz kolejny zachowywał się w swoich interwencjach dość niepewnie. Białostocczanie okupowali połowę Lechitów, jednakże nie mogli sobie stworzyć stuprocentowej sytuacji. Oglądaliśmy błyskawiczne akcje, a co za tym idzie – wiele niedokładności. Oby dwie ekipy stosowały podwójne, a nawet potrójne krycie, co uniemożliwiało swobodne konstruowanie ataków. Niespodziewanie na prowadzenie wyszli jednak goście. Tomasz Kędziora zagrywając długą piłkę za plecy Piotra Tomasika, uruchomił Macieja Makuszewskiego, który podaniem po ziemi znalazł wchodzącego w szesnastkę Radosława Majewskiego. Rozgrywający Kolejorza nie pomylił się i kąśliwym strzałem na krótki słupek zdobył bramkę. Na 0:2 podwyższył Łukasz Trałka. Były kapitan wykończył składną akcję Majewskiego z Darko Jevticiem, który świetnym no look passem z piętki obsłużył strzelca gola. Kombinacyjna gra na małej przestrzeni to coś, do czego przyzwyczaili nas zawodnicy z Poznania. W międzyczasie świetną okazję na przypieczętowanie korony króla strzelców i 0:3 dla Lecha zmarnował Marcin Robak. Jego wolej minął lewy słupek strzeżony przez Mariána Kelemena. Można stwierdzić, że wynik nie oddawał do końca tego, co działo się na murawie. Jagiellonia miała kilka sytuacji, spokojnie przesuwała się do przodu, podejmując odważne próby. Mocne i bardzo groźne strzały z dystansu Tarasa Romanczuka i Konstantina Wasiljewa oraz techniczne uderzenie Piotra Tomasika nie znalazły jednak drogi do bramki Putnockiego.

W drugiej połowie Lech cofnął się do jeszcze głębszej defensywy. Było widać, że chce bronić wyniku, wyprowadzając jedynie szybkie kontry. Kibice Kolejorza mogli jedynie przeczuwać, że dopiero teraz zacznie się prawdziwy mecz. Dwie stuprocentowe sytuacje ze stałych fragmentów gry zmarnowali Guti, a także Ivan Runje. Nieczyste trafienia w futbolówkę środkowych obrońców jednak nie podcięły skrzydeł ekipie trenera Probierza.  W 77. minucie kontaktowego gola zdobył Jacek Góralski. Ładna akcja Arvydasa Novikovasa została wykończona bez zastanowienia przez reprezentanta Polski mocnym strzałem w krótki róg. Putnocký powinien zachować się znacznie lepiej. Przed 80. minutą posiadanie piłki wynosiło 64% do 36% na korzyść Jagiellonii. Jej przewaga była wręcz miażdżąca, co przełożyło się na wyrównującą bramkę na 2:2. Podczas zamieszania w polu karnym Lecha najlepiej zachował się wspomniany już wcześniej Novikovas, dając wyraźny sygnał, że to jeszcze nie koniec. Przy wyniku w Warszawie (0:0) kolejny gol dla Jagi dałby jej Mistrzostwo Polski. Piłkarze Kolejorza byli niezwykle sfrustrowani oraz zdenerwowani. Presję wywierano także na sędzim, który musiał zmagać się z protestami dotyczącymi dwóch nieodgwizdanych kontrowersyjnych sytuacji, w których Maciej Wilusz i Jevtić mieli użyć ręki. Frustracji nie wytrzymał przywołany pomocnik Lecha. Po stracie brzydko sfaulował Góralskiego i decyzją Mariusza Złotka udał się do szatni.

Dziesięć minut doliczonego czasu gry po tym, jak kibice z Białegostoku wrzucili na boisko serpentyny, zwiastowało dla Lecha nic więcej niż przysłowiową obronę Częstochowy. Rozpaczliwe cofnięcie się we własne pole karne i gra w dziesiątkę – z taką perspektywą musieli zmierzyć się nie tylko piłkarze, a także sympatycy Poznańskiej Lokomotywy. Najlepszy sezon w historii Jagiellonii mógł przypieczętować aktywny dziś Tomasik, który w 93. minucie zdecydował się na mocny strzał. Minął on o centymetry prawy słupek. Warto zaznaczyć, że jedynymi godnymi uwagi akcjami ze strony Dumy Wielkopolski był rajd Makuszewskiego w 52. minucie – zablokowany w ostatniej chwili przez Romanczuka oraz kontra Mihai Răduţa i Nicki Bille Nielsena. Napastnik został sfaulowany, wychodząc na czystą pozycję, co wywołało u niego spore oburzenie. Chwilę później rzut wolny Majewskiego w 97. minucie poszybował tuż nad poprzeczką.

To kolejny mecz, w którym Lech po zdobyciu prowadzenia, ma problemy z jego utrzymaniem. W środowisku piłkarskim w Poznaniu głośno mówi się, że brązowego medalistę LOTTO Ekstraklasy czeka letnia rewolucja. Kilku zawodników nie uwzględniają plany trenera Bjelicy, z kolei inni chcą spróbować swoich sił za granicą. Jagiellonia osiągnęła wielki sukces, z którego nie będzie miał okazji czerpać Michał Probierz. Bez wątpienia można rzec, że kontrowersyjny szkoleniowiec zrobił swoje i zostawia Białostocczan ze świetną perspektywą – gry w pucharach, a także potężnego zastrzyku gotówki. Co z kadrą Jagi? Prezes Cezary Kulesza na pewno będzie chciał zostawić swoich „srebrnych” graczy. Z kolei dla nich gra w Europie w żółto-czerwonej koszulce na pewno nie będzie krokiem w tył. Pozostaje trzymać kciuki – zarówno za Jagiellonię, jak i za Lecha, aby godnie reprezentowali polską piłkę!