statystyki

Miedziany mur nie do przebicia dla Cracovii

Znacie to uczucie z różnych gier komputerowych w których przejście danego etapu jest tak uciążliwie, że mimo powtarzania go kilkanaście razy wciąż nie udaje się tego zrobić? No to mniej więcej tak dzisiaj czuli się piłkarze Cracovii. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że nawet jeśli ten mecz trwałby kilka godzin dłużej, to i tak piłka nie wpadłaby do bramki Miedzi.


Anton Kanibołocki zagrał dzisiaj mecz z kategorii takich, które bramkarze lubią najbardziej. Same pewne interwencje, bardzo dobre czytanie gry, bo praktycznie każda wrzutka piłkarzy Cracovii do której wychodził trafiała w jego ręce. Ten dzisiejszy punkt to jego wielka zasługa, bo blok obronny delikatnie mówiąc zbytnio mu nie pomagał.

Kto oprócz niego pokazał się dobrze w Miedzi? Przede wszystkim Petteri Forsell. Fin po raz kolejny potwierdził, że gdyby jego waga była nieco bardziej stabilna, to spokojnie mógłby poradzić sobie w piłce trochę poważniejszej od Ekstraklasy. Spokój, przegląd pola, jakość w podaniach. Całkiem nieźle w środku partnerował mu Borja Fernandez, który kilkoma ofensywnymi wejściami zakręcił w głowie piłkarzom Cracovii. Brakowało jednak gościom więcej jakości u pozostałych piłkarzy by zagrać o coś więcej niż wyszarpany remis. Dla Dominika Nowaka najważniejsze jest jednak to, że kaca po bolesnej porażce ze Śląskiem udało się dosyć szybko wyleczyć.

Po 15 minutach można było się zastanawiać ile goli wbije tego popołudnia Cracovia Miedzi.

Po 30, czy uda się jej coś ustrzelić do przerwy.

Po 60, czy uda jej się wcisnąć jakąkolwiek bramkę.

Po 75, czy Miedzi uda się trafić po którymś z kontrataków.

Taki to był właśnie mecz w wykonaniu Pasów. Ruszyli bardzo mocno, ale z każdym kolejnym kwadransem jakby zaczynało brakować paliwa. Z przodu z czasem co raz mocniej widać było brak Javiego Hernandeza, który złapał kontuzje na ostatnim treningu przed meczem. Jego partner z ataku, Cabrera, musiał zejść w przerwie. Tego paliwa właśnie też na ławce, bo żadna ze zmian nie dała tyle ile powinna. Filip Piszczek irytował publikę każdym kolejnym niecelnym odegraniem, Serder Serderov ani razu nie uaktywnił się na skrzydle, a Michał Helik wrzucony do środka pola wyglądał na zagubionego jak student pierwszego roku szukający sal wykładowych.

To wszystko nie zmienia faktu, że Cracovia ten mecz po prostu powinna wygrać. Sam Damian Dąbrowski mógł mieć spokojnie przynajmniej dwie asysty ze stałych fragmentów gry, ale znów odezwała się największa pasiasta bolączka w tym sezonie – skuteczność. Ona jest głównym powodem huśtawki nastrojów u kibiców Cracovii. Najpierw niemal depresja przed meczem z Górnikiem Zabrze, później dwa przekonujące zwycięstwa i powrót myśli o możliwości gry o coś więcej niż utrzymanie, a następnie znów dwa słabsze mecze, brak choćby jednej bramki i odpadnięcie z Pucharu Polski. Pasy mogły złapać nieco oddechu, mocniej dojść do pierwszej ósemki, a znów same sobie skomplikowały sytuację.