statystykijagwis

Wójcicki-time! Wymęczone zwycięstwo „Jagi”.

To już nie Mamrot-time, ale Wójcicki-time. Były zawodnik m.in. Zawiszy Bydgoszcz znowu strzela zwycięską bramkę w ostatniej akcji meczu. Jagiellonia Białystok wygrała z Wisłą Płock 1:0, jednak gospodarze mieli furę szczęścia. Co ciekawe najgoręcej było po…ostatnim gwizdku arbitra.

Początek nie wskazywał na takie kłopoty Jagiellonii. Już w 9. minucie Jagiellonia powinna prowadzić, ale niepilnowany przez nikogo Zoran Arsenić trafił prosto w Dahne. Próbował też Poletanović, ale bramkarz Wisły miał jeszcze łatwiejsze zadanie. Następną klarowną okazję Jagiellonia stworzyła w 26. minucie, kiedy to Arviydas Novikovas mógł znaleźć się sam na sam z Niemcem, ale Angel dosyć łatwo rozprawił się z Litwinem, który parę minut później zresztą strzelił bramkę, jednak nie mogła być uznana ze względu na ewidentny spalony. Jeszcze jedną okazję miał Arsenić, jednak zaskoczony tym, że znalazł się w tak dobrej sytuacji, dał sobie zabrać futbolówkę, oczywiście za sprawą Angela. Co można powiedzieć o poczynaniach gości do przerwy? Oddali jeden strzał, tyle.

„Nafciarze” obudzili się po przerwie, kiedy to po wrzutce Stefańczyka groźnie głową uderzył Zawada. Jeszcze groźniej zrobiło się po strzale z rzutu wolnego Dominika Furmana. Piłka minimalnie minęła słupek. Te dwie groźne akcje obudziły w dobre uśpionych gospodarzy. W 62. minucie powinni nawet prowadzić, jednak dobre zagranie Kostala zmarnował koncertowo Scepović, uderzając Panu Bogu w okno. W drugiej połowie Kibu Vicuna dał szansę debiutu Justinasowi Marazasowi i Grzegorzowi Kuświkowi. Ten drugi stanął nawet oko w oko z Sandomierskim, jednak obronną ręką wyszedł z tego golkiper „Jagi”. Końcówka należała do gości. Wprawdzie nie tworzyli stuprocentowych okazji, ale sprawili że wicemistrzowie Polski stali się bezradni. Nawet jeśli już Pospisil stanął przed niezłą szansą, to trafił w Angela. Piłkę meczową białostoczanom podarował Stefańczyk faulując Novikovasa. Rzut wolny wykonał Adamec, piłka trącona przez Scepovicia obiła poprzeczkę, a dobitka Wójcickiego cudem wpadła do bramki. Tym oto sposobem zmarznięci kibice w jednej chwili rozgrzali się do czerwoności. Tym samym trener Mamrot wpuścił trzech „jokerów”, ponieważ każdy z uczestniczących w decydującej akcji wszedł na boisko w drugiej połowie. Po tej akcji sędzia Kwiatkowski zakończył spotkanie, czym rozwścieczył zespół gości. Pretensje były o to, że przedłużył i tak już doliczony czas gry. Niesłusznie, ponieważ czas został przedłużony też o przerwy w doliczonym czasie, które na nieszczęście gości, przesądziły o porażce. Negatywne emocje udzielały się w różny sposób, jednak najgorzej wicekapitanowi Wisły Dominikowi Furmanowi. Jeśli wierzyć kierownikowi drużyny Jagiellonii Arkadiuszowi Szczęsnemu i Tarasowi Romanczukowi, to nazwanie przez Furmana tego drugiego banderowcem nie było ani mądre, ani trafne. Zwłaszcza że przodkowie kapitana „Jagi” byli ofiarami…banderowców. Idąc dalej tym poronionym tokiem myślenia, Furman chyba zapomniał, że bramkę jego drużyny strzeże hitlerowiec. Faux-pas to najłagodniejsze określenie tej brzydkiej sytuacji.