SLASAND stat

We Wrocławiu kibice zobaczyli tylko kartki…

Spotkanie pomiędzy Śląskiem Wrocław, a Sandecją Nowy Sącz rozpoczęło sobotnia serie gier. Trener Tadeusz Pawłowski nie dokonał zmian personalnych względem poprzedniego spotkania, w drużynie gości nastąpiły dwie zmiany: za Grica do składu wskoczył Kasprzak, natomiast w miejsce Szufryna debiutujący w Ekstraklasie Benga.

Piłkarze obu zespołów rozpoczęli czwarte już w tym roku spotkanie z nadzieja na przełamanie się i zdobyciem kompletu punktów. Bardziej konkretny w pierwszych minutach był Śląsk, bocznymi sektorami boiska zawodnicy wrocławskiego klubu posyłali niezliczona liczbę dośrodkowań, niestety zabrakło im wykończenia i nie potrafili oddać groźnego strzału na bramkę Gliwy. W poczynaniach obu zespołów było widać frustracje i zdenerwowanie co skutkowało błędami i szarpaną grą. Pierwsza polowa nie obfitowała w składne akcje, najbliżej pokonania bramkarza był kapitan Śląska Piotr Celeban, który po dośrodkowaniu z rzutu wolnego wykonywanego przez Sito Riere wyskoczył najwyżej i oddal strzał w kierunku bramki, ale Gliwa złapał piłkę bez większych problemów. Podczas pierwszych 45.minut zobaczyliśmy 8 żółtych kartek, po cztery dla każdej ze stron.

Drugą część gry lepiej rozpoczęli piłkarze Śląska, starali stworzyć zagrożenie poprzez szybką wymianę podań na połowie rywala, ale nie potrafili oddać celnego strzału na bramkę rywala. Nieporadność formacji ofensywnej nie mogła przejść obojętnie uwadze trenera Pawłowskiego, który postanowił ściągnąć z boiska Srinica oraz Picha, a w ich miejsce kolejno weszli Chrapek i Bergier. Zmiany poskutkowały, Śląsk zaczął śmielej atakować bramkę przeciwnika. Najlepsza okazje do pokonania bramkarza przeciwnika po składnej akcji i wymianie kilku podań miał Marcin Robak, otrzymał on piłkę w okolicach siódmego metra i płaskim strzałem przy prawym słupku próbował pokonać bramkarza rywali, dobrą interwencje zaliczył Gliwa wybijając piłkę czubkami palców na rzut różny. Kolejna okazja na zmianę wyniku nadążyła się już 5 minut później. Śląsk wyszedł z kontrą, doskonałe podanie trafiło do Sito Riery, ale Hiszpan uderzył prosto w bramkarza.

Wynik pozostał bezbramkowy do końca spotkania, a mecz nie należał do tych, które utkwią nam na długo w pamięci. Więcej w nim było walki niż gry w piłkę i choć drużyna gospodarzy pokazała się z lepszej strony to nie potrafiła tego udokumentować w postaci gola. Warto odnotować debiut byłego kapitana Stali Mielec Mateusza Cholewiaka, który wszedł na ostatnie dziesięć minut spotkania i pokazał się z bardzo dobrej strony.