kostzrwq

Strzelanina w Niecieczy, pogrom Cracovii i planowane wygrane Legii i Lecha – podsumowanie 16.kolejki

16. kolejka Ekstraklasy wystartowała z wielkim hukiem, potem działo się równie sporo, a na wszystko zakończyła kolejnym pogromem u siebie Cracovia. Zapraszamy na 16. serię gier w szybkim skrócie.

Fajerwerki i za krótki  dach w Niecieczy

terma

Na taką chwilę w maleńkiej Niecieczy czekano już od dawna i w ostatni piątek w końcu stało się klub z niewielkiej wsi pierwszy raz zagrał w ekstraklasie na własnym stadionie. Takiego otwarcia nie spodziewał się jednak nikt. 44 strzały, osiem goli i dwie defensywy, w których dziur było tyle co w szwajcarskim serze. Widowisko z mnóstwem goli to jedno, ale znalazły się również niedociągnięcia bowiem  jak się okazało, dach przed deszczem chroni zaledwie część trybuny (ponoć jest tymczasowy). Ale przejdźmy do tego co działo się na boisku. Przyjazd lidera tabeli i zarazem największej niespodzianki tego sezonu tylko dodawał dodatkowego smaczku. Daniel Stefański nie zdążył użyć gwizdka po raz pierwszy, a Kornel Osyra rozpoczął strzelanie na nowym stadionie i wprowadził w mieszane nastroje fanów Termaliki. To co wydarzyło się pomiędzy 25 a 30 minutą wprowadziło każdego kto oglądał to spotkanie w stan jakiego nieczęsto spotyka się w naszej lidze. Jeszcze w 25. min. na tablicy widniał wynik 0-1 by po kolejnych pięciu minutach Piast dalej prowadził ale już 3-2. To było niebywałe najpierw  w ciągu dwóch minut gospodarze wyszli na prowadzenie po(golach  Dawida Sołdeckiego i Tomasza Foszmańczyka, a po czterech kolejnych  Piast znów był lepszy o gola, a trafiali Kamil Vacek i Josip Barisic.

Tuż po przerwie Piast podwyższył. Gospodarze przy stanie 2:4 mieli rzut karny, ale zmarnował go Wojciech Kędziora notabene były piłkarz lidera Ekstraklasy, a najlepsze jest, że jak powiedział trener Mandrysz w tamtej chwili do jedenastki miał podejść ktoś inny:

– nie wiem, czy kluczowym momentem spotkania był rzut karny. Gdybyśmy go wykorzystali, złapalibyśmy kontakt z przeciwnikiem. Mamy kilku piłkarzy wyznaczonych do strzelania „jedenastek”. Chciałem, żeby wykonywał ją Dawid Sołdecki

Obie ekipy finalnie dołożyły po kolejnym trafieniu i tym samym Piast odniósł efektowną wygraną na nowym stadionie naszej ekstraklasy. Był to rekord sezonu pod względem strzelonych bramek w jednym spotkaniu, ale również pokaż efektownej gry i nieporadności gry w formacji obronnej. Trener Mandrysz jak ma to w zwyczaju gdy jego drużyna przegrywa wpuścił na boisko kolejnych napastników, ale niewiele to dało i Termalica przegrała pierwszy raz u siebie, a trzeci z rzędu w roli w gospodarza.

„Piast stworzył sześć akcji, a strzelił pięć bramek”

Strzeliliśmy trzy bramki liderowi. Poziom naszej gry był dobry, gdybyśmy mieli więcej jakości w wykończeniu, to może wynik byłby inny. Nie pomylę się, jeśli powiem, że Piast stworzył sześć akcji, z których zdobył pięć bramek. My akcji mieliśmy multum, ale nie wygraliśmy – zauważa Mandrysz

„mecz z naszej strony był katastrofalny pod względem obrony”

Ten wynik możemy zawdzięczać głównie Kubie Szmatule, który obronił karnego i w wielu sytuacjach po prostu ratował nasz zespół od straty gola. Niestety ten mecz z naszej strony był katastrofalny pod względem obrony. Graliśmy bardzo niespokojnie, ale takie mecze też trzeba umieć wygrywać – mówi czeski szkoleniowiec lidera Ekstraklasy

Waldek King blisko „pudła”

Zespół Ruchu ostatnio zadziwia formą i znajduje się już tuż za podium. Piłkarze Waldemara Fornalika przed wyjazdem do Łęcznej nie mogli być pewni siebie co prawda ostatnio grali bardzo dobrze, ale mieli się zmierzyć z zespołem, który również ostatnio prezentował dobrą dyspozycje i co najważniejsze pokonał niebieskich w pierwszej rundzie. Tymzasem piłkarze Ruchu, już w 10. minucie cieszyli się z prowadzenia. W jej zdobyciu miało udział dwóch obrońców niebieskich. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego piłka trafiła na głowę Rafała Grodzickiego, który przedłużył ją do Michała Koja, a ten także głową wpakował futbolówkę do siatki bramki gospodarzy. Gospodarze dążyli do wyrównania, ale nie bardzo mieli pomysł jak do tego doprowadzić i tuż przed przerwą otrzymali drugi cios. Akcję rozpoczął Koj, wypuścił w bój Mazka, a ten dokładnie obsłużył Mateusza Stępińskiego, który strzelił Górnikowi gola do szatni.

Próby gospodarzy i bramka jubilata

Po przerwie gospodarze nie rezygnowali. Próbowali swoich szans szukać strzałami z dystansu, ale albo brakowało precyzji, albo piłka lądowała w rękach bramkarza Ruchu. Także  chorzowianie nie rezygnowali z podwyższenia wyniku i  ta sztuka się udała temu, który najbardziej tego dnia na to zasługiwał – czyli  Markowi Zieńczukowi. Pomocnik Ruchu skutecznie wykorzystał znakomite podanie Iwańskiego i ustalił wynik spotkania na 3:0. Dla tego piłkarza był to mecz szczególny, bo po raz 400-setny zagrał w ekstraklasie.

„W naszej grze było widać mądrość piłkarską”

Oprócz dużego zaangażowania całej drużyny, było także widać mądrość piłkarską. Potrafiliśmy wytrącać przeciwnika z rytmu i utrzymać się przy piłce, a przy tym konstruowaliśmy ciekawe akcje, po których zdobyliśmy trzy bramki – relacjonował Fornalik.

Wygrana Legii w blasku jubileuszu „Nieznanych  Sprawców”

Legia Warszawa pokonała 1:0 Śląsk Wrocław, a bramkę na wagę trzech punktów dla gospodarzy strzelił Aleksandar Prijović. Trener Stanisław Czerczesow w sobotę nie zaskoczył składemi  postawił na graczy, którzy wrócili ze zgrupowań reprezentacji, a po raz kolejny kontuzjowanego Dusana Kuciaka w bramce zastąpił Arkadiusz Malarz. Wojskowi” przez pierwszy kwadrans praktycznie nie opuszczali połowy Śląska, a wszelkie zapędy rywali bezbłędnie kasował Pazdan razem z Igorem Lewczukiem. Przed przerwą Legia miała jedną dobrą okazje. Przed znakomitą szansą stanął „Kuchy”. Skrzydłowy Legii, po płaskim podaniu od Jodłowca, wyprzedził dwóch stoperów Śląska i stanął oko w oko z Mariuszem Pawełkiem, ale pomylił się i huknął wysoko nad poprzeczką. Odpowiedź Śląska mogła być katastrofalna dla gospodarzy.  Poważny błąd defensywy „Wojskowych” mógł wykorzystał Jacek Kiełb. Były gracz Korony Kielce przejął piłkę, spojrzał i uderzył, jednak dobrą interwencją popisał się Malarz. I po pierwszej połowie po za tymi okazjami można w zasadzie było napisać tylko tyle, że się odbyła. Po przerwie gra, a przede wszystkim wynik, długo nie ulegały zmianie. Gospodarze niby dominowali, niby częściej znajdowali się pod bramką przeciwnika, ale z ich akcji nic kompletnie nie wynikało. Legionistom brakowało elementu zaskoczenia. W 69. minucie trener Czerczesow zdecydował się na pierwszą roszadę. Na placu gry pojawił się Aleksandar Prijović,  a boisko opuścił Vranjes. Chwilę później Szwajcar mógł cieszyć się z upragnionego gola! Po centrze z prawej strony piłkę w „szesnastce” przedłużył Kucharczyk, a akcję z najbliższej odległości wykończył Prijović. I jak się okazało było to trafienie na wagę cennych trzech punktów dla legionistów.

Od 10 lat porywamy tłumy, czyli aż pięć opraw „Nieznanych Sprawców”

Proszę państwa, przed nami szczególny mecz, dlatego nie czekajcie, tylko zajmujcie swoje miejsca jak najszybciej – apelował do kibiców na niespełna godzinę przed spotkaniem spiker Legii Dariusz Urbanowicz

Spotkanie bowiem nie było jakimś wielkim show, ale to co się działo w sobotę na trybunach na długo zostanie w pamięci nie tylko warszawskich kibiców. Na wejście piłkarzy, po kwadransie spotkania, na koniec pierwszej połowy, na początku drugiej i na sam koniec. Aż pięć opraw na meczu Legii ze Śląskiem zaprezentowali bowiem „Nieznani Sprawcy”, czyli grupa kibiców-ultrasów, którzy w sobotę świętowali na trybunach swoje 10. urodziny.

Gdy piłkarze pojawili się na boisku, na „Żylecie” zaprezentowana została pierwsza oprawa. A właściwie kartoniada, która utworzyła napis: „Nieznani Sprawcy”. Pod nim, przez całą długość trybuny, rozciągnięty został transparent: „Od 10 lat porywamy tłumy”.

1

Minął kwadrans spotkania, a kibice z pozostałych trzech trybun mogli już podziwiać kolejną oprawę. Ultrasi rozwinęli sektorówkę nawiązującą do kibicowskiej wersji Bitwy pod Grunwaldem. A na dole pod trybuną już wcześniej rozwiesili transparent z napisem: „A my na tej wojnie ładnych parę lat”.

druga

Gdy sędzia kończył pierwszą połowę na „Żylecie” odpalone zostały czerwono-biało-zielone race oraz świece dymne w tych samych kolorach.

rave

Po tym jak sędzia wznowił mecz na trybunie pojawiła się kolejna oprawa, też sektorówka. Konkretniej flaga z wizerunkiem kibica-ultrasa w kominiarce.

ultra

Po golu Aleksandara Prijovicia w 73. minucie cała „Żyleta” machała czerwono-biało-zielonymi flagami. Na sam koniec znowu odpalone zostały na niej race, a pod trybuną pojawił się napis: „Dbajmy o to, by sprawcy tych czynów pozostali nieznani”.

dba

Zagłębie Lubin i Jagiellonia przerywają serię meczów bez zwycięstwa

Zagłębie Lubin wreszcie przerwało serię sześciu meczów ligowych bez zwycięstwa – drużyna trenera Piotra Stokowca wygrała 2:1 w Bielsku-Białej z Podbeskidziem. Zagłębie od przez kolejne  kolejek nie potrafiło wygrać spotkania w  międzyczasie lubinianie trzykrotnie przegrywali i trzykrotnie remisowali, spadając z 4. na 12. miejsce w tabeli. Rywale miedziowych przed tym spotkaniem nie przegrali od sześciu spotkań. Ale co ciekawe  na własnym stadionie w tym roku jeszcze nie triumfowali i dlatego też bardzo im zależało na wygranej. Pierwsza połowa była bardzo wyrównana, obie ekipy na zmianę stwarzały zagrożenie pod bramką rywala, a najbliżej powodzenia był gracz Podbeskidzia Adam Mójta gdy po jego strzale piłka trafiła w słupek. Zadziało się w samej końcowe tej fazy spotkania. Wtedy to Jakub Kowalski przemierzył z futbolówką u nogi sporą część boiska i znajdując się w polu karnym próbował uderzać na bramkę. Przypadkiem jednak piłka trafiła pod nogi Roberta Demjana, który nie zmarnował okazji i z najbliższej odległości pokonał bramkarza gości. Zbyt pasywny w tej sytuacji był jednak Jarosław Jach, który nie utrudnił zadania napastnikowi Podbeskidzia. Prowadzenie bielszczanie utrzymali jednak tylko przez kilka minut. Tuż przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę i to dosłownie Cotra dośrodkował z rzutu wolnego – Guldan przedłużył piłkę głową, a młody Jach również głową posłał piłkę do siatki. Zagłębie świetnie zakończyło pierwszą połowę i świetnie zaczęło drugą część gry. W 49. min Janus dośrodkował w pole karne, a Janoszka popisał się doskonałym uderzeniem głową, po którym piłka wylądowała w okienku bramki rywali. Zagłębie dowiozło ten wynik i przełomową wygraną do kona, ale równie dobrze mogło wygrać kilkoma bramkami, ale zabrakło skuteczności.

„Za wcześnie zaczęliśmy przerwę i troszeczkę za późno wróciliśmy z szatni”

Ciężko to skomentować, sądzę że troszeczkę za wcześnie zaczęliśmy przerwę i troszeczkę za późno wróciliśmy z szatni. Chyba wystarczyłoby to za cały komentarz, bo momentami graliśmy niezły mecz, ale troszkę zbyt łatwo oddaliśmy tą przewagę rywalowi. Był to rzeczywiście taki mecz, że utrzymując do przerwy 1:0,  jestem przekonany, że przy naszej dzisiejszej dyspozycji (może nie wybitnej jeśli chodzi o tę strzelecką) byli byśmy w stanie to spotkanie wygrać. Prezentowaliśmy się nieźle i szkoda, że przy tak fajnym dopingu naszych kibiców nie udało się nam odnieść zwycięstwa mówił Robert Podoliński

„Potrzebowaliśmy dzisiaj zwycięstwa i je odnieśliśmy”

Potrzebowaliśmy dzisiaj zwycięstwa i je odnieśliśmy, myślę, że po bardzo ciekawym i emocjonującym spotkaniu. Podbeskidzie dzisiaj zagrało zdecydowanie lepiej niż w pierwszym meczu. Widać, że jest to trochę  inna drużyna, lepiej operująca piłką  i trudno się z nimi gra, dlatego cieszę się niezmiernie, że udało nam się wygrać. Tego przysłowiowego „farta” nam ostatnio brakowało, choć ostatnie mecze nie były złe w naszym wykonaniu. Brakowało tego czegoś i dzisiaj to dostaliśmy. Wracamy zadowoleni i koncentrujemy się na następnych spotkaniach – skwitował Piotr Stokowiec 

Koniec złej serii Jagiellonii

Piłkarze Jagiellonii po dwóch miesiącach i sześciu spotkaniach bez wygranej w ekstraklasie w sobotę triumfowali nad Koroną. Białostoczanie z Koroną nie rozegrali pięknego spotkania, ale w sobotę nikogo nie interesowało piękno w grze. Najważniejsze było przełamanie i wywalczenie trzech punktów, tym bardziej, że Korona to drużyna, która uwielbia wyjazdy i wszyscy spodziewali się bardzo trudnego spotkania. W siódmej minucie pojedynku piłkę z autu wrzucił Piotr Tomasik. Sprytnie przepuścił ją Łukasz Sekulski i futbolówka trafiła do Konstantina Vassiljeva. Estończyk mógł strzelać, ale odegrał jeszcze do Cernycha.

Strzeliliśmy gola po pięknej akcji, jak na PlayStation – mówi trener Jagiellonii

Tak krzyczałem, że Kosta się przestraszył i musiał mi podać – śmiał się po spotkaniu Litwin, który po przyjęciu piłki ograł jeszcze obrońcę i spokojnie skierował futbolówkę do siatki

Piłkarze Korony, którzy do Białegostoku przyjechali jako niepokonani w tym sezonie na wyjeździe, nie potrafili znaleźć sposobu na dobrze zorganizowaną drużynę Jagiellonii. W środku pola niemal nie do przejścia był Jacek Góralski i Korona tym razem poniosła pierwszą porażkę na wyjeździe.

To było ważne zwycięstwo z kilku względów – mówił po spotkaniu z Koroną Michał Probierz. – Po pierwsze, ważne jest to, że zawodnicy nam zaufali, bo ostatnio robiliśmy rzeczy, których normalnie nie robi się w trakcie sezonu. Po drugie, istotne jest zaufanie ludzi, z którymi się pracuje w klubie. To jest bardzo fajnie, że nam zaufali

Lokomotywa na dobrej trasie

Pogoń postawiła naprawdę trudne warunki dla „Kolejorza”, ale piłkarze Jana Urbana z każdym spotkaniem prezentują się coraz lepiej i tym razem sprostali kolejnemu wyzwaniu. Już przy pierwszym trafieniu  przyjemnie było popatrzeć, jak Marcin Kamiński odważnie ruszył w stronę bramki rywala, wymienił z kolegami kilka podań, a w efekcie piłka trafiła do Szymona Pawłowskiego, ten co prawda skiksował, ale piłka trafiła następnie do Hamaleinena, który zdołał umieścić ją w siatce. W grze Lecha imponowała szybka wymienność podań na jeden-dwa kontakty i bardzo szybkie wychodzenie do kontr. „Portowcy” długo utrzymywali się przy piłce, zastawiali się ciałem, efektownymi ruletami blokowali poznaniaków i przede wszystkim wiedzieli po co są na boisku. Trener Michniewicz musiał ostro popracować ze swoimi podopiecznymi w szatni, bowiem na drugą część spotkania wyszli zdecydowanie bardziej zmotywowani i zdeterminowani by doprowadzić do wyrównania. Kilka kolejnych akcji piłkarzy ze Szczecina przyprawiło poznańskich kibiców o palpitację serca, a swoich o rozpacz z powodu braku skuteczności. Szczególnie aktywny był Małecki, który w 55. minucie mógł doprowadzić do remisu po tym jak poślizgnął się Trałka, a wybicie Kędziory umieściło mu piłkę pod nogami – strzał pomocnika najpierw obronił Burić, a dobitka nie pomknęła nawet w światło bramki.

Trałka zaskakuje i  Lech Pogoń pokonuje

Poznaniacy nie wytrzymali jednak wysokiego tempa gry do końca meczu. Na drugą połowę wyszli znacznie mniej zmotywowani. Gra „Kokejorza” nie była już tak dobra dla oka jak w pierwszej połowie, ale tu najbardziej lizy się skuteczność. W 64. minucie Trałka wykorzystał fenomenalne dośrodkowanie Lovrencsicsa z rzutu wolnego, które spadło mu prosto na nos i bez większych problemów pokonał Słowika. Wywołało to spore poruszenie bowiem Trałka w lidze nie trafił do bramki od… 6300 minut. Mimo wszystko niezależnie od poziomu gry ekipy Jana Urbana najważniejszy jest wynik, który zwiastuje, że „Kolejorz” znów jest na dobrej ścieżce.

Lechia utonęła przy Kałuży

W meczu kończącym 16. kolejkę Ekstraklasy Cracovia wygrała na własnym stadionie z Lechią Gdańsk 3-0. oście przez prawie całe spotkanie grali o jednego zawodnika mniej po czerwonej kartce Michała Mak z  6 minuty spotkania i to zagranie można śmiało wybrać na idiotyzm tej kolejki. Mak powalił Deleu na lewej flance, upadając dopuścił się niedozwolonego zagrania, prawie uderzając nogą w głowę Brazylijczyka. Gospodarze dominowali przez prawie całą pierwszą połowę, Biało-Zielonym pozostało tylko skupienie się na grze obronnej i to do przerwy jakoś im  wychodziło, chociaż mieli też dużo szczęścia. Ale statystyki strzałów  14-1 i posiadania piłki 72-28 mówiły same za siebie.

Druga połowa pod dyktando jednego zespołu.

W drugiej połowie Lechia momentami broniła się rozpaczliwie raz po raz wybijając piłki daleko w pole. Dało to skutek jednak tylko przez godzinę. Budziński zagrał nad obrońcami gości do Bartosza Kapustki, który przyjął futbolówkę klatką piersiową, po czym oddał strzał. Marić odbił piłkę wprost pod nogi Rakelsa, a Łotysz nie miał problemu z umieszczeniem jej w bramce. Potem przyszły  kolejne ciosy. W 70. minucie Rakels podał na lewej stronie boiska do Łukasza Zejdlera, a ten zacentrował w szesnastkę, gdzie strzał z powietrza oddał Cetnarski, nie dając szans Mariciowi na skuteczną interwencję. Trzynaście minut później gospodarze strzelili jeszcze jednego gola. Zejdler ponownie dośrodkował w pole karne, a tam Jendrišek najpierw trafił w Jakuba Wawrzyniaka, a następnie kopnął w kierunku bramki. Futbolówka odbiła się jeszcze od Rafała Janickiego i zmyliła bramkarza gości.

Cracovia zdeklasowała Lechię i umocniła się na najniższym podium ligowej tabeli, a Lechia? Przed nimi spotkanie z Lechem i marne perspektywy na dobry rezultat. Nawet sam trener nie był zbyt rozmowny i to spotkanie skwitował bardzo krótko:

0r611o

fot. Mateusz Kostrzewa/Legia Warszawa