tralalala

Słodko-gorzkie zakończenie roku w Białymstoku

Kolejka cudów. Ruch wygrywa z rozpędzoną Wisłą, Lechia nie daje rady Koronie, a zaraz potem Wisła Płock wywozi z Białegostoku 3 punkty i to dzięki bramce w doliczonym czasie gry. W Białymstoku z jednej strony smutek (porażka), z drugiej ogromna radość – dzięki porażce Lechii Jaga spędza zimę na fotelu lidera.

Pierwsza połowa? Do zapomnienia, zdecydowanie. Naprawdę do zapomnienia. Groźnie było tak naprawdę tylko w 20 minucie, kiedy to Cernych z łatwością wpadł w pole karne rywali, jednak Litwin nie potrafił oddać nawet celnego strzału na bramkę. No i to by było na tyle z ciekawszych rzeczy w pierwszej odsłonie gry.

Piłkarze na szczęście zrekompensowali nam to drugą połową. Strzelanie rozpoczął już 4 minuty po wznowieniu gry niezawodny ostatnio Piotr Wlazło. Co prawda w tym uderzeniu było znacznie więcej przypadku niż umiejętności, jednak jak to skwitował Wojciech Jagoda: „kiedy masz złe dni nawet oddając zły strzał piłka ląduje w siatce”. Jaga odpowiedziała 10 minut później, ale za to jak odpowiedziała! Cernych z powietrza z 15 metra i wyrównanie.

Remis byłby sprawiedliwym rozstrzygnięciem, działo się później niewiele, ale sprawy w swoje ręce nogi wziął Kamil Sylwestrzak. Były piłkarz Korony strzelił przepiękną bramkę i to w dodatku swoją gorszą prawą nogą! Gol rodem z FIFY. Co ciekawe – Wisła zdobywa komplet punktów z Jagiellonią (6). Szczerze? Nie zdziwilibyśmy się, gdyby się po 30 kolejce okazało, że będą jedyną taką drużyną. Tym większe słowa uznania dla podopiecznych trenera Kaczmarka, którzy dzięki ostatnim udanym meczom nie dość że odskoczyli od strefy spadkowej, to jeszcze znacznie przybliżyli się do górnej ósemki.