legia-lech-staty

Quo Vadis, Lechu? Pełna kontrola Legii, brak pomysłu Kolejorza

Już na początku czerwca może się okazać, że dzisiejsze 90 minut będzie kluczowe dla drużyny Jacka Magiery w zdobyciu Mistrzostwa Polski. Legia została liderem LOTTO Ekstraklasy dzięki perfekcyjnemu spotkaniu w defensywie, a także niesamowitej pewności, zabójczej skuteczności i błyskowi Vadisa Odjidji-Ofoe. Stwierdzenie, że 2:0 to najmniejszy możliwy wymiar kary, nie jest przesadzone. Piłkarzom Lecha brakowało dokładności, skuteczności, a także choć jednej akcji z polotem. Po raz kolejny zawiniła mentalność?

Mecz pod względem kibicowskim rozpoczął się niezwykle ciekawie – oprawa w formie kartoniady widoczna na trzech trybunach jednocześnie musi robić wrażenie. Oby dwie drużyny wyszły od pierwszej minuty w optymalnych składach, jednakże na ławkach rezerwowych obaj menedżerowie zatrzymali zawodników, którzy potrafią zrobić różnicę – Kaspera Hämäläinena i Marcina Robaka (co z resztą spotkało się z dużą dezaprobatą kibiców z Poznania). Starcie najlepszej ofensywy z najszczelniejszą defensywą ligi na początku na krótko nie zaskakiwało niczym szczególnym –  widzieliśmy spokojny atak pozycyjny, a także wzajemne badanie swoich możliwości. Legia lekko przeważała. Lech próbował korzystać z długich piłek, ale to gospodarze szybko wykorzystali tę taktykę w swojej grze. Maciej Dąbrowski ustawiony na środku defensywy w 7. minucie znakomitym podaniem przez niemalże całe boisko (z pominięciem drugiej linii) podał do Vadisa Odjidji-Ofoe, który zamienił magiczny przerzut na gola potężnym strzałem w bliższy róg. W tej akcji nie popisali się zarówno Jan Bednarek, Tomasz Kędziora, jak i Matúš Putnocký. Od tamtej pory widzieliśmy wyłącznie ataki warszawiaków, którzy narzucili bardzo wysokie tempo oraz pressing już na ok. 25-30 metrze. Swoje świetne okazje mieli jeszcze przede wszystkim Dominik Nagy, Guilherme, a także w trzecim kwadransie, Tomasz Jodłowiec. Lechici nie mogli przedrzeć się przez szczelną defensywę swoich rywali. Nie wyglądali ani trochę na zespół, który ma aspiracje mistrzowskie. Pojedyncze zrywy, niedokładne podania, brak kreatywności, dużo fauli, a do tego niewidoczni Radosław Majewski oraz Maciej Gajos – to wszystko przekładało się na bardzo słaby wizerunek poznaniaków. W szeregi Kolejorza wdarło się wiele nerwów, co przełożyło się na trzy dość kontrowersyjne decyzje sędziego – dwie z udziałem Dawida Kownackiego (który kompletnie nie radził sobie z siłową grą), a także jedną z Guilherme i Majewskim. W szeregach Legii czujnie grali wszyscy zawodnicy – na czele z duetem Odjidja-Ofoe-Nagy, wspieranym przez cały blok obronny. W Lechu na mały plus zasłużyli Wołodymyr Kostewycz i Maciej Makuszewski.

Druga połowa była znacznie spokojniejsza. Ze strony Kolejorza widzieliśmy praktycznie wyłącznie akcję Kędziory z Kownackim, która mocniej zagroziła bramce Arkadiusza Malarza. Zawodnicy w niebiesko-białych koszulkach przejęli inicjatywę, jednakże nie przełożyło się to na zmianę wyniku, a jedynie nabicie statystyk nieudanych dośrodkowań. W 65. minucie po ciekawej akcji lekkie uderzenie oddał Guilherme, a minutę później po raz drugi w tłoku w polu karnym jego strzał został zablokowany przez Bednarka. W 83. minucie niedawno wprowadzony na murawę Michał Kucharczyk przypieczętował zwycięstwo Legii po prostopadłym, miękkim podaniu Jodłowca, które wykorzystał w dość osobliwy sposób – najpierw lobując bramkarza, a następnie dokładając do tego ekwilibrystyczną główkę.

Nenad Bjelica wspominał, że Lechowi w poprzednich spotkaniach z Legią zdecydowanie brakowało szczęścia. Dziś należy podkreślić również mniejszą jakość piłkarską – do 86. minuty żaden z piłkarzy Lecha nie oddał celnego strzału. Doszły do tego także gorsze warunki fizyczne, gdyż sędzia Stefański dodatkowo pozwalał na agresywną grę. Po zakończonej rywalizacji za Kolejorzem stoi jedynie matematyka, a Wojskowych może zgubić jedynie nadmierna pewność siebie. Jedno jest pewne – czekają nas emocje do ostatniej kolejki.