wow

Matko Bosko, co to się stanęło. 6 bramek Śląska, 3 Bilińskiego

Śląsk Wrocław wygrywający mecz. Patrząc na ostatnie mecze wrocławian, to już samo w sobie brzmi… dziwnie. Śląsk Wrocław strzelający 6 bramek w jednym meczu. Śląsk Wrocław strzelający 5 bramek w jednej połowie. Kamil Biliński strzelający 3 gole w jednym meczu. Które z tych trzech określeń sprawia, że kopara najbardziej opada na dół – to już zostawiamy Wam.

Pierwsza połowa w wykonaniu Śląska była niezła. Nie jakaś rewelacyjna, ale jak na dotychczasowe standardy Śląska – naprawdę niezła/dobra. Pierwszą kontrowersję mieliśmy już po niecałym kwadransie gry – Biliński strzela głową, a Hrdlicka niemal pakuje piłkę do własnej siatki. Niemal, ponieważ na pierwszy rzut oka nie wiadomo było, czy piłka przekroczyła linię, czy też nie. Zarówno kibice na stadionie, jak i piłkarze gospodarzy domagali się uznania gola, jednak sędzia pozostał niewzruszony – jak widać było w późniejszych powtórkach, raczej słusznie, ale wątpliwości nie rozwiała ani pierwsza, ani druga powtórka, więc tym bardziej szacunek dla sędziego liniowego. Co się nie udało wtedy, udało się kilka minut później – wrzutka Kovacevicia, Biliński główkuje i 1:0. Zarówno Śląsk ani Ruch nie stwarzali sobie w pierwszej odsłonie sytuacji, po których tętno wzrastało w okolice 200, ale to gospodarze byli w pierwszej stronie przeważającą. Zaś w drugiej…

Zaś w drugiej, to Matko Bosko, co to się stanęło. 3 gole w 6 minut, łącznie 5 w samej drugiej części spotkania, wszystkie 5 autorstwa piłkarzy Śląska, hat-trick Bilińskiego, dwie bramki Morioki. Do tego jeszcze Celeban. Statystyki strzałów po meczu? 24:8 dla Śląska. Kiedy ostatnio Śląsk zagrał takie 45 minut? Nawet najstarsi górale i wrocławianie chyba tego nie pamiętają. 6 bramek – tyle ostatnio Śląsk strzelił w swoich ostatnich 6 spotkaniach łącznie. Cuda. Dopełnieniem obrazu chorzowskiej nędzy była akcja z 63 minuty, kiedy Arak minął Pawełka, miał przed sobą pustą bramkę, uderzył, ale Celeban zdążył wybić piłkę z linii bramkowej. Cuda. Dodając do tego problemy z Lipskim – czyżbyśmy mieli pierwszego spadkowicza?