statystykilegjag

Jagiellonia wywozi komplet punktów z Łazienkowskiej

Legia tracąca punkty na początku sezonu? Co za zaskoczenie. Tak na poważnie, stołeczna drużyna kontynuuje stałą tendencję zawalania początku sezonu zarówno w rozgrywkach ligowych, jak i pucharowych. Tym razem z tego skorzystała Jagiellonia, w której raczej jest tendencja do bycia ligowym dżemikiem, a nie potentatem. Wprawdzie jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale na pewno jest to dobry prognostyk dla drużyny Bogdana Zająca.

Jeszcze piłkarze nie zdążyli się porządnie rozgrzać, a padła bramka. Stolarski zagrał górną piłkę w stronę Pekharta, a ten głową skierował piłkę do siatki. W tym sęk, że bramka nie została uznana i słusznie, bo Czech był na minimalnym spalonym. Paradoksalnie to Jagiellonia lepiej na to zareagowała. Wprawdzie oddała inicjatywę rywalowi, ograniczając się do kontrataków, jednak strategia ta była bardzo skuteczna. Kontry były coraz groźniejsze, aż w końcu padł z tego gol. Długie podanie Prikryla do wychodzącego na pozycję Pjulicia i po jego strzale „Jaga” objęła prowadzenie. Czy Legia rzuciła się wściekle na rywala po tym golu? A skądże. Taktyka obu ekip nie zmieniła się w ogóle, co było w graj dla gości. Nie minął kwadrans od pierwszego gola, a padł już drugi. Kapitalne podanie Pospisila (a jakże!) zewnętrzną częścią stopy niemal ze swojego pola karnego dotarło do Imaza, który przebiegł nie nękany przez nikogo pół boiska, by wreszcie wykończyć podcinką w stylu Tomasza Frankowskiego. Dla Imaza to pierwszy gol od 15 grudnia ubiegłego roku. Nietrudno policzyć, że na gola czekał ponad 9 miesięcy. W tym czasie można wiele rzeczy zrobić, zresztą nie tylko rzeczy.

W drugiej połowie Jagiellonia postanowiła „zaparkować autobus”, przez co Legia miała mnóstwo czasu na stworzenie akcji ofensywnych. Sygnał do ataku dał co ciekawe Pospisil, który tak niefrasobliwie wybił piłkę, że Kante stanął oko w oko ze Steinborsem, który swoją interwencją rozpoczął swoje show. W przerwie od ataków Legii, Wdowik mógł zamknąć sprawę, ale chyba on sam był zaskoczony tym, jaką miał sytuację. Zemściło się to dosyć szybko. Rezerwowy Luquinhas skonsternował szyki rywala, dzięki czemu wrzutka Kapustki do Pekharta nie została przecięta, a Czech już zdołał pokonać Steinborsa. Nie zmienia to faktu, że Łotysz zasłużył na najwyższą notę w tym pojedynku. Nie były to jakieś spektakularne interwencje, ale bez wątpienia dodawały obrońcom otuchy. W akcjach Legii więcej było nerwowości, co w sumie dobrze świadczy o piłkarzach, ponieważ mogli jej zaczerpnąć do woli od sztabu trenerskiego. O ich zachowaniu niech poświadczy fakt, że sędzia Frankowski musiał ukarać Vukovicia i Cierzniaka żółtą kartką, a kierownika drużyny nawet wyrzucił z boiska. Nic dziwnego, że poza zamieszaniem w polu karnym z 66. minucie i słupkiem Rosołka w 90. minucie nic groźnego pod bramką „Jagi” się nie zadziało. Pierwsza wygrana Bogdana Zająca w roli trenera stała się faktem. Dzięki temu, Jagiellonia przeskoczyła Legię w tabeli, w co nawet kibice z Białegostoku nie byliby skłonni uwierzyć. Nawet jeśli to jest dopiero druga kolejka. W trzeciej Legię czeka wyjazdowy pojedynek z Wisłą Płock, a Jagiellonię domowe starcie z Podbeskidziem Bielsko-Biała.