statystyki (1)

Ekstraklasa where amazing happens

Ekstraklasa to taka liga, w której wszystko jest możliwe. Dziś przekonaliśmy się o tym na własne oczy oglądając pojedynek Zagłębia Sosnowiec z Koroną Kielce. Faworytem spotkania byli goście. Pytacie dlaczego?
a) Zagłębie dotąd wygrało tylko trzy spotkania w sezonie i zamyka ligową stawkę,
b) Zagłębie gra bez kilku podstawowych zawodników,
c) Zagłębie nie ma nawet własnego trenera na ławce,
d) Zagłębie nie uzbierało siedmiu zawodników na ławkę rezerwowych.

Kto wygrał? Zgadza się Zagłębie. 

Mecz lekko mówiąc nie był ciekawy dla kibiców. Od początku spotkania obie ekipy nie potrafiły wymienić ze sobą podań, a najczęściej na stadionie w Sosnowcu można było usłyszeć gwizdek sędziego Tomasza Kwiatkowskiego. Gra była bardzo szarpana oraz ostra. Pierwszy strzał w spotkaniu oddał Ivan Jukić, ale bardziej można to uznać za podanie do bramkarza. Minuty mijały, a emocji brakowało. W 19. minucie piłka jakimś cudem przeszła nad głowami stoperów Korony. Do niej postanowił wyjść Michał Miśkiewicz, ale uprzedził go Olaf Nowak, który pięknym lobem zdobył swoją pierwszą bramkę w Ekstraklasie.

Zagłębie zadowolone ze zdobycia bramki cofnęło się głęboko chcąc bronić jedno bramkowej przewagi. Obrona Zagłębia jak dobrze wiemy nie jest jednak monolitem i mimo fatalnej gry Koronie udało się wyrównać. Po zamieszaniu w polu karnym kopnięty został Vato Arveladze. Sędzia ani chwilę się nie zastanawiał i wskazał na wapno. Do piłki podszedł Elia Soriano i wyrównał wynik spotkania. Poza tymi bramkami ciężko znaleźć coś co można by jeszcze napisać o pierwszej połowie.

Druga połowa rozpoczęła się wyśmienicie dla beniaminka Lotto Ekstraklasy. W 53. minucie Szymon Pawłowski świetnie poradził sobie z Kovaceviciem i zagrał piłkę na wolne pole. Tam do niej dopadł Udovicić, który nie miał problemu aby wykorzystać sytuacje jeden na jeden z Michałem Miśkiewiczem. Trzy minuty później kibice Zagłębia wpadli w prawdziwą ekstazę. Udovicić zagrał piłkę w pole karne, tam przyjął ją Mygas i podwyższył wynik na 3:1.

Korona w tym spotkaniu była bardzo bezbarwna. Cytując klasyka: z tyłu dramat, z przodu dramat. Oglądając to spotkanie widać było, że Kielczanie są totalnie bez formy. Ich plan na zdobycie bramki w tym spotkaniu polegał na kopnięciu piłki w stronę bramki gospodarzy. Co ciekawe, nie przyniosło to efektu. W doliczonym czasie gry podczas gdy Korona grała już w dziesiątkę (czerwona kartka Marqueza) wynik spotkania ustalił Patrik Mraz. Zagłębie ma co świętować, wygrało całkowicie zasłużenie. Natomiast Gino Lettieri ma o czym rozmyślać, ponieważ sobotni mecz z krakowską Wisłą może okazać się kluczowy w walce o czołową ósemkę.