LECH

Ciągłe gdybanie i niewykorzystane szanse. Lech Poznań w sezonie 2016/17

3. miejsce i Superpuchar Polski. Mimo wszystko – czegoś zabrakło. Szczęścia? Koncentracji? Agresji? Po części, wszystkiego. Sezon 2016/17 w wykonaniu Lecha Poznań to rozgrywki pełne gdybania. Gdyby nie bezbramkowy remis z Górnikiem Łęczna na własnym stadionie tuż przed kluczowym okresem w walce o mistrzostwo, gdyby nie stracone punkty po golach Lechii Gdańsk i Legii Warszawa ze spalonego, gdyby nie pudło Radosława Majewskiego w doliczonym czasie gry na Stadionie Narodowym w finale Pucharu Polski, gdyby nie beznadziejna passa Jana Urbana na początku sezonu – na pewno byłoby lepiej. Mówi się, że człowiek uczy się na błędach, ale to powiedzenie jest pustym sloganem, jeśli życiowe porażki nie stają się wyznacznikiem, czego nie robić w przyszłości. Czasy wymówek się skończyły. Kolejne dwanaście miesięcy będzie dla całego Kolejorza wielkim testem – począwszy od samych zawodników, przez sztab szkoleniowy, włodarzy klubu, kończąc na kibicach – uznawanych przez wielu za najbardziej wymagających i pamiętliwych w Polsce.

Czas pożegnać minimalizm

Koniec końców, plan minimum został zrealizowany. Europejskie puchary zawitają w Poznaniu już niebawem. Na jak długo – zobaczymy. Jeszcze w 13. kolejce, kiedy to Lech miał aż 12 punktów straty do ówczesnego lidera, Lechii, nikt w Wielkopolsce nie wierzył w zdobycie mistrzostwa – tym bardziej, że w pierwszej części sezonu za „panowania” Jana Urbana, Kolejorz okupował miejsce spadkowe. Cztery pierwsze mecze wyłącznie z bramką strzeloną przez Marcina Robaka i jednym punktem na 12 możliwych – oto bilans drużyny prowadzonej przez obecnego szkoleniowca Śląska Wrocław. Pozycja trenera była nie do obronienia, a jedynym pytaniem, jakie było stawiane w związku z jego zwolnieniem, brzmiało: „Czemu tak późno?”. Nie bez powodu o Urbanie w Poznaniu nikt nie chce pamiętać. Mimo pewnego niedosytu – bo apetyt rośnie w miarę jedzenia, zaufanie do Nenada Bjelicy, który wyprowadził Lechitów z dołka, jest ogromne. Widać to również po działaniach zarządu Kolejorza. Wydaje się, że po kilku latach duet Rutkowski-Klimczak zrozumiał, że potrzebna jest prawdziwa rewolucja, zmiana „mentalności Arsenalu”. Wprowadzenie świeżej krwi, boiskowej agresji oraz bezkompromisowej gry ma opierać się na doświadczonych, ogranych zawodnikach uzupełnionych utalentowanymi juniorami. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, chorwacki menedżer w końcu będzie mógł pokazać, co naprawdę potrafi. Przez niecały rok sprawił, że Lech zakończył sezon z najlepszą defensywą w kraju, a także był trzecią siłą ofensywną. Co ciekawe, w całym Poznaniu za wszelkie niepowodzenia w trakcie rozgrywek obarcza się nie Bjelicę, ale poszczególnych zawodników. Można stwierdzić, że jest to swoista nowość w Polsce, kiedy to po takich porażkach jak z Arką Gdynia, wina nie spada na trenera. Pokazuje ona skalę rozgoryczenia i istotę problemu, z którym zmaga się niebiesko-białe środowisko.


Najmocniejsze punkty

1. Jan Bednarek

Kriwets, Bednarek

Powrót z wypożyczenia spędzonego w Górniku Łęczna nie dawał młodemu zawodnikowi większych nadziei na regularną grę. Mimo niewątpliwego talentu nie pokazywał go dotąd zbyt często. Jesienią w hierarchii stoperów był za Paulusem Arajuurim, Lasse Nielsenem i Maciejem Wiluszem, aby po kilku miesiącach stać się czołowym defensorem w Polsce. Najpewniejszy punkt pierwszej linii Lecha (34 mecze w całym sezonie, w tym 32 od 1. do 90. minuty, 4 wynik wśród całej kadry), powołanie na Mistrzostwa Europy U-21, możliwy wyjazd za granicę za grube miliony (mówi się nawet o kwocie 5 milionów euro) – to najlepsze laurki dla rosłego obrońcy urodzonego w Słupcy. Sam zainteresowany na pewno nie pogardziłby kolejnym rokiem spędzonym w Poznaniu, jednakże są oferty, których się nie odrzuca.

2. Matúš Putnocký

Specjalista od bronienia rzutów karnych, dobrze grający nogami. Bez wątpienia najlepszy transfer Lecha w poprzednim sezonie, jeden z wyróżniających się graczy na tle całej LOTTO Ekstraklasy. Fakt, iż przyszedł do Poznania za darmo, a w trakcie rozgrywek aż 18 razy zachował czyste konto i został wybrany najlepszym bramkarzem ligi, mówi wszystko. Miał być zmiennikiem szanowanego w Poznaniu, jednakże bardziej „elektrycznego” Jasmina Buricia. Kiedy otrzymał szansę, pokazał się ze świetnej strony, wzbił się na wyżyny swoich umiejętności. Przez większość czasu nie oddał miejsca w bramce. Popełniał mało błędów, a jeśli już się takowe zdarzały, były swoistymi wypadkami przy pracy.

3. Marcin Robak

Budzący skrajne emocje napastnik zdobył kolejny tytuł króla strzelców LOTTO Ekstraklasy. Łącznie w 44 meczach strzelił 21 bramek i zanotował 6 asyst. Daje to gola co 118 minut. Krytycy 34-letniego snajpera wytykają mu fakt, że znajdował drogę do siatki w dużym stopniu po rzutach karnych, a także miał się wykazywać niesubordynacją i zachowaniem niegodnym tak doświadczonego zawodnika. Mimo dobrego sezonu zapewne jego czas w Poznaniu się kończy. Jest swoistym symbolem minionych rozgrywek – mimo końcowego niezłego wyniku pamięta się jego nieskuteczność, wytykając wpadki z najmocniejszymi rywalami.

Wyróżnienie: Wołodymyr Kostewycz

Po pół roku w Kolejorzu wyrósł na czołowego bocznego obrońcę ligi. Na newralgicznej pozycji lewego defensora spisywał się naprawdę dobrze. Stosunkowo nieznany Ukrainiec z bijących się o utrzymanie Karpat Lwów okazał się perełką transferową pośród wielu ostatnich niewypałów. Świetnie odnalazł się w systemie gry Bjelicy już od pierwszego meczu, a sam trener w pełni mu zaufał, co pokazują statystyki występów. Widać od niego bijący profesjonalizm także za boiskiem. Jeśli utrzyma formę bardzo możliwe, że w kolejnym sezonie Poznań stanie się za niego zbyt mały. To kolejny lewy obrońca – po Barrym Douglasie i Tamásie Kádárze, który w niebiesko-białych barwach może wyrobić sobie europejską markę. Musi jednak skupić się na poprawie swojej gry z tyłu.


Najsłabszy punkt

Szymon Pawłowski

Pawłowski

Nie ma co ukrywać, że 30-letni skrzydłowy od początku gry w Lechu niejednokrotnie był wyróżniającą się postacią. W miarę upływu czasu jego rajdy i zejścia na środek boiska stały się niezwykle przewidywalne. Przestały go bronić nawet statystyki. Proste straty na Bułgarskiej kończyły się jękami zawodu oraz gwizdami, a w kluczowym momencie sezonu nie łapał się nawet do osiemnastki meczowej. Kiedy pojawiał się na murawie, najczęściej wybierał złe wyjścia. Można było dostrzec, że bardzo szybko się poddawał. Wiele kibiców i ekspertów u Szymona Pawłowskiego podkreśla brak pokazania sportowej złości, a nawet zaangażowania. 1 gol wraz z dwiema asystami w 21 meczach to jednak nie do końca efekt zmniejszonego zaufania. Przykro patrzeć, jak gra jednego z najlepszych pomocników w LOTTO Ekstraklasie przestała być wartością dodaną dla Poznańskiej Lokomotywy.

Od kogo jeszcze oczekiwało się więcej?

To tego grona można zaliczyć Nickiego Bille Nielsena – z napastnika, który zakończył sezon bez zdobytej bramki, nikt nie może być zadowolony, także sam Duńczyk. Pytanie, czy cierpliwość zarządu Lecha skończy się do sympatycznego zawodnika z końcem okienka transferowego, czy wiecznie kontuzjowany 29-latek otrzyma ostatnią szansę na Bułgarskiej?

Abdul Aziz Tetteh z ważnej postaci w Kolejorzu stał się pierwszym rezerwowym środka pola. Odbierający piłkę pomocnik miał w miarę upływu czasu zajmować miejsce Łukasza Trałki, jednakże sytuacja kompletnie się odwróciła. Popularny „Bizon” w zakończonych rozgrywkach często miał problem z tempem, a zamiast uporządkowywać grę, momentami wprowadzał w nią chaos.


Widoki na przyszłość

Lech sezon 2017/18 rozpoczyna już 19 czerwca, kiedy to piłkarze zbiorą się na zgrupowanie w Opalenicy. 10 dni później odbędzie się mecz w pierwszej rundzie eliminacji do Ligi Europy, czyli jeszcze przed oficjalnym otwarciem okienka transferowego. To jedna z wielu przeszkód, które czekają Kolejorza przez następne miesiące. Wielkie nadzieje i szumne zapowiedzi mamy w Poznaniu co roku. Jednakże teraz słowa muszą zostać zamienione na czyny. To chyba ostatnia szansa na zerwanie z łatką „wiecznie przegranych” z opuszczonymi głowami. Szybki rzut oka na kadrę wymusza konieczność wzmocnienia „na już” środkowej obrony (odeszli Maciej Wilusz oraz Elvis Kokalović), skrzydeł i linii napadu. Z chęcią zmiany otoczenia nie kryją się Dawid Kownacki (niemalże pewne odejście do Sampdorii Genua), Tomasz Kędziora, a także Marcin Robak. Sprawa jest otwarta również w przypadku Jana Bednarka, Szymona Pawłowskiego czy Nickiego Bille Nielsena. Nadal nie wiadomo, co stanie się z Maciejem Makuszewskim (nieoficjalne informacje wieszczą porozumienie) czy Łukaszem Trałką, który może być nie do końca zadowolony z obrotu spraw personalnych znanych z końcówki rozgrywek. Ponadto wspominany wcześniej Kostewycz nie ma godnego rywala na swojej pozycji (lewa obrona).

Przebudowa zespołu jest raczej nieunikniona, dlatego na Bułgarskiej na pewno pojawi się jeszcze kilka nowych twarzy oprócz piłkarzy powracających z wypożyczeń (Szymon Drewniak, Dariusz Formella, Kamil Jóźwiak, Jakub Serafin oraz Robert Gumny). Czy kibice Lecha powinni oczekiwać spektakularnych osiągnięć w ciągu kilku miesięcy? Biorąc pod uwagę nadciągające zmiany, można podchodzić do tego sceptycznie. Jednakże stopień rozgoryczenia wielu fanów z Poznania jest tak duży, że są w stanie zaakceptować kolejny „chudszy” sezon kosztem zgrania się ekipy prawdziwych walczaków – o czym mówi się otwarcie nie tylko pośród korytarzy INEA Stadionu.

Lech Poznań