To nie tak miało być. Podsumowanie drużyn z miejsc 9-12.

Nie ma wątpliwości, że omawiane dzisiaj rejony tabeli nie są spełnieniem marzeń żadnego z klubów, które w nim się znalazły. Skala rozczarowania jest większa lub mniejsza, a każdy z zespołów miał swoje problemy. Nietrudno odnieść wrażenie, że wszystkie te zespoły łączy brak perspektyw na nagłą, korzystną zmianę sytuacji. Ekstraklasa nieraz kpiła z takich prognoz, jednak na ten moment trudno sądzić inaczej. Mimo powyższego, postaramy się powróżyć z fusów.

9. Jagiellonia Białystok

Bezkrólewie po podlasku.

Spośród omawianej czwórki, to właśnie w Białymstoku ostatnio dzieje się najwięcej. Po 11 latach panowania nastało bezkrólewie, które faktycznie trwa od kilku miesięcy. Ze stanowiska Prezesa Zarządu zrezygnował Cezary Kulesza, który zamierza pokierować Polskim Związkiem Piłki Nożnej. Na razie jego obowiązki w „Jadze” pełnić będzie jego dotychczasowa przełożona Agnieszka Syczewska. Jeśli wierzyć Wojciechowi Strzałkowskiemu, taki stan rzeczy ma potrwać dłużej. Na ten moment decyzje podejmują najważniejsi akcjonariusze, których jest aż kilkunastu. Przykład Widzewa pokazuje, że taki stan rzeczya sytuacja długo trwać nie może. Bałagan na górze teraz przykrywa nieporządek na dole, a tam jest co sprzątać. Porządek ma zrobić ten, co po części go zaburzył, czyli Ireneusz Mamrot. Czy będziemy mieli do czynienia z powrotem tak spektakularnym, jak w przypadku Michała Probierza?

Patrząc na losy Mamrota po opuszczeniu Białegostoku, niewiele na to wskazuje. Nie uchronił przed spadkiem Arki, ale to jeszcze można wybaczyć, ponieważ utrzymanie byłoby cudem. Jednak w 1. lidze wcale nie było lepiej. Drużyna balansowała na granicy miejsca barażowego, a to dla Kołakowskiego (imienia specjalnie nie wpisuję) było to za mało, a poza tym istniała rozbieżność zdań w kwestiach transferowych. Niedługo potem 50-latek objął ŁKS celem uzyskania bezpośredniego awansu. Drużynę zostawił na 5. miejscu, przez co „Rycerze Wiosny” o promocję powalczą w barażach. W obu przypadkach było to spore rozczarowanie. Jako że jest to miejsce na podsumowanie sezonu Jagiellonii, przejdźmy wreszcie do meritum.

Po zakończeniu sezonu 2019/20 niespodziewanie zwolniono Iwajło Petewa. Jego następca był jeszcze większą niespodzianką. Został nim Bogdan Zając, czyli absolutny debiutant na stanowisku pierwszego trenera. Pomimo pokonania wszystkich medalistów poprzedniego sezonu, runda jesienna była tylko poprawna. Zwycięstw było tyle, ile porażek. Dramat zaczął się po Nowym Roku. Wygrana w 15. kolejce z Lechią stanowiła miłe złego początki, bo potem aż do 21. serii gier Jagiellonia zdobyła zaledwie 2 punkty, przez co Bogdan Zając stracił pracę. Kadencja tego szkoleniowca została podsumowana TUTAJ. Następcą został Rafał Grzyb, który także radził sobie przeciętnie. Białostoczanie do końca sezonu wygrali tylko trzy mecze – z Lechem, Cracovią i Lechią. Przy tak przeciętnym sezonie, 9. miejsce i tak wydaje się być niezłe. Jeśli ma być lepiej, raz na zawsze muszą zostać ukrócone transfery pokroju Krisa Twardka. Przedłużenie z nim kontraktu na prośbę trenera, którego 3 dni później zwolniono, znakomicie wyraża w jakim miejscu znalazła się „Duma Podlasia”. Na razie wszystko wskazuje na to, że w tym miejscu zaczyna wygodnie się urządzać.

 

10. Górnik Zabrze

Miłe złego początki.

Początek sezonu miał prawo rozbudzić nadzieje kibiców Górnika. Po 4. kolejkach zabrzanie zdobyli komplet punktów, co pozwoliło im objąć fotel lidera. Rozbudzone apetyty musiały zostać szybko ostudzone, bo drużyna systematycznie przez cały sezon pikowała w dół. Odliczając pięć pierwszych kolejek, Górnik zdobył tyle samo punktów, ile piętnasta Stal Mielec i o zaledwie jeden więcej niż spadkowicz z Bielska-Białej!  To tylko świadczy o tym, że bez wspaniałego początku Górnicy broniliby się przed spadkiem do samego końca. Niewykluczone, że wpływ na ten regres miała sprzedaż Pawła Bochniewicza, który był liderem formacji obronnej. Nie pomagały także liczne kontuzje, które powodowały sporą rotację w bloku defensywnym. Przykładowo Dariusz Pawłowski i Aleksander Paluszek zagrali co najmniej 10 spotkań w tym sezonie ligowym, ale nie można powiedzieć o nich, że kiedykolwiek byli pierwszym wyborem Marcina Brosza. Wahadłowi, którymi byli zazwyczaj Janża i Massouras także grali poniżej swoich możliwości. W ofensywie problemem był brak porządnego napastnika numer 2. Kiedy zacinał się Jesus Jimenez, cierpiała na tym cała ofensywa. Ani Sobczyk, ani Krawczyk nie podołali zadaniu, więc uznano, że należy postawić na poważne nazwisko. Richmond Boakye, który miał niemałe doświadczenie na poziomie Serie A i La Liga okazał się być totalnym niewypałem. W 13 meczach nie zdobył choćby jednej bramki. Nie usprawiedliwia go regularne obijanie słupków i poprzeczek pod koniec sezonu – taki wynik dla napastnika to po prostu kompromitacja.

Pozytywne postacie? W każdej formacji znajdzie się jedna taka osoba. W bramce poniżej pewnego poziomu nie schodził Martin Chudy, na środku obrony rolę lidera od Bochniewicza przejął Przemysław Wiśniewski, w pomocy dobry sezon zagrał Alasana Manneh, a w ataku schedę po Angulo przejął Jesus Jimenez. Na tym jednak pozytywy się kończą. W przypadku sprzedaży jednego z wymienionych zawodników, robi się problem. Jeśli odejdzie dwóch lub więcej, mogą być poważne kłopoty ze złożeniem poważnej drużyny. Po 5 latach panowania Marcina Brosza, problemy te rozwiązywać będzie Jan Urban. Długo czekał na swoją szansę, ponieważ przez ponad 3 lata nie miał pracy. Cierpliwość popłaca, więc wreszcie zgłosił się po niego klub ekstraklasowy i to taki, w którym z czasów gry w piłkę ma dobre wspomnienia. Jeśli ich nie chce sobie popsuć jako trener zabrzan, musi wzmocnić zespół i nie dopuścić do jego poważnego osłabienia. Inaczej widmo spadku może poważnie zajrzeć w oczy drużynie z Zabrza.

Wszystko co dobre, musi kiedyś się skończyć...
Wszystko co dobre, musi kiedyś się skończyć…

11. Lech Poznań

Te przeklęte puchary.

Gdyby ktoś na początku października stwierdził, że Lech zakończy sezon ligowy na 11. miejscu, każdy sympatyk parsknąłby śmiechem. Dlaczego? Wtedy zespół Dariusza Żurawia awansował do fazy grupowej Ligi Europy i można było oczekiwać, że wreszcie idzie lepsze. Nic z tego. Mimo całkiem ładnej gry w większości spotkań, w fazie grupowej poza domową wygraną ze Standardem Liege, zanotowano same porażki. Za to w lidze było chyba jeszcze gorzej. W związku z tym, że strefa pucharowa niechybnie zaczęła się oddalać, Dariusz Żuraw zdecydował odpuścić wyjazdowy mecz z Benficą, wystawiając optymalny skład na…Podbeskidzie. Jeśli wierzyć Tymoteuszowi Puchaczowi, ten ruch definitywnie popsuł atmosferę w szatni. O ile jesień była przeciętna, to mimo słabego początku, w pewnym momencie rundy wiosennej można było mieć nadzieję na lepsze jutro. Przyszła jednak porażka z Cracovią, która długo nie potrafiła z nikim wygrać oraz gładka eliminacja z Pucharu Polski przez Raków i sezon można było uznać za stracony. Z tego powodu ze stanowiskiem pożegnał się Dariusz Żuraw, a jego miejsce zajął Maciej Skorża. Dotychczas o żadnym progresie nie ma mowy. Żuraw opuszczał drużynę, która zajmowała 10. miejsce w tabeli, a nowy szkoleniowiec nie zdołał nawet tej pozycji utrzymać.

Czy za wszystko jednak należy winić trenerów? Jesienią brakowało drugiego środkowego obrońcy, jedyny który trzymał poziom był Lubomir Satka. Mimo ściągnięcia Bartosza Salamona, było jeszcze gorzej. Satka stracił dobrą dyspozycję, a Salamon, jak na razie, nie spełnił oczekiwań. W rundzie wiosennej z tonu spuścił także Michael Ishak, jednak nawet wtedy był ważnym ogniwem zespołu. Nie pomagali również chimeryczni skrzydłowi, którzy rzadko strzelali bramki lub zaliczali asysty. Stulecie klubu wypada w przyszłym roku, więc słowa włodarzy klubu, wedle których ma już za momencik rozpocząć się wielka ofensywa transferowa, trafiają do większego grona ludzi niż zwykle. Jak na razie ściągnięto środkowego pomocnika Radosława Murawskiego i prawego obrońcę Joela Pereirę. Oczywiście to zdecydowanie za mało, aby myśleć o godnym uczczeniu jubileuszu. Stulecie klubu można obchodzić zupełnie różnie. Jagiellonia swoją rocznicę mogła uczcić zdecydowanie lepiej i tu rok wybuchu pandemii jest usprawiedliwieniem wyłącznie w aspektach pozaboiskowych. Raków za to pięknie spiął klamrą stulecie swojego istnienia – wicemistrzostwo i Puchar Polski to są zdecydowanie największe sukcesy dla tego klubu. W Poznaniu, jak na razie, bliższy realizacji jest wariant białostocki.

12. Wisła Płock

Ligowy dżemik wciąż smakuje tak samo.

Poprzedni sezon zakończył się dla „Nafciarzy” lekkim niedosytem. Na pięć minut przed końcem sezonu, płoczczanie wygrywali grupę spadkową, a to zawsze daje pewien zastrzyk gotówki. Prowadzenie z Rakowem zostało wypuszczone, przez co Wisła spadła aż na 12. lokatę. Mimo powyższego, Radosław Sobolewski miał pewną pozycję w klubie i mógł przygotowywać zespół na nowy sezon. Jak co roku, poszukano zawodników niechcianych w Legii oraz obcokrajowców na całym kontynencie. Zastanawiając się nad słusznością takich ruchów, niech każdy odpowie sobie na następujące pytanie: Czy ktokolwiek z grona Pyrdoł, Lagator, Susnajara, Cabrera, Vallo, Obradović, Rodriguez stanowił wartość dodaną dla ligi?

Największym problemem przed sezonem było zastąpienie Dominika Furmana. Ściągnięty w tym celu Rafał Wolski ponownie zerwał więzadło krzyżowe i dopiero pod koniec tego sezonu mógł pokazać pełnię swoich możliwości. Dlatego w buty pomocnika Genclerbirligi Ankara musiał wejść Mateusz Szwoch. Wyszło nie najgorzej, bo został najlepszym asystentem ligi. Brakowało jednak stabilizacji wysokiej dyspozycji. Podobnie było w przypadku Dawida Kocyły, który jest największą nadzieją na potencjalny przypływ gotówki w klubie z tytułu sprzedaży. O ile w rundzie jesiennej zagraniczne aspiracje Kocyły były uzasadnione, to po nowym roku wszelkie argumenty przestały być aktualne. Nie zmienia tego nawet niezła końcówka sezonu. Jeśli 19-latek chce wyjechać za granicę i nie wrócić po roku do Polski, musi ustabilizować swoją dyspozycję. Inaczej taki wyjazd nie ma sensu.

Przez większą część sezonu zapowiadało się na spokojne utrzymanie Wisły Płock w Ekstraklasie. Jednak po wygranej z Lechem Poznań, „Nafciarze” na długo zboczyli ze zwycięskiego kursu. Niemałym zaskoczeniem było oświadczenie Radosława Sobolewskiego przed meczem z Pogonią Szczecin. Wówczas ogłosił swoje odejście z końcem tego sezonu. Dymisja przyszła jednak znacznie szybciej. Już po porażce w Szczecinie, były reprezentant Polski mógł pakować walizki. Misji ratunkowej podjął się Maciej Bartoszek. Można się śmiać, że taki ruch miał na celu poprawienie mitycznej atmosfery, jednak ostatecznie ten ruch się obronił. Dzięki rozgromieniu Zagłębia Lubin w ostatniej kolejce, Bartoszek zachował posadę, więc będzie miał możliwość przygotowania zespołu na swoją modłę. Mimo powyższego, żadnym zdziwieniem nie będzie, jeśli były trener Korony Kielce zostanie pogoniony po kilku kolejkach nowego sezonu. Nie można wykluczać takiej opcji tym bardziej, że można zapomnieć o spektakularnych transferach do klubu przy tak mocno obciążonym budżecie płacowym.