PLOCK

Zaczęło się od trzęsienia ziemi, a potem było… nadspodziewanie dobrze. Podsumowanie sezonu Wisły Płock

Mówisz zaskoczenie sezonu – myślisz Górnik Zabrze i Wisła Płock. Mówisz trener sezonu – myślisz Brosz i Brzęczek. Wisłę Płock, zarówno jak Górnika, naprawdę da się lubić. Nafciarze naprawdę nieźle grali w piłkę, niemały procent zespołu stanowili względnie młodzi (20 – 22 lata) Polacy. No i naprawdę niewiele zabrakło, by świetny sezon został okraszony awansem do eliminacji do europejskich pucharów – a naprawdę nic tego nie wskazywało.

Nie wskazywało, ponieważ zaczęło się, tak jak dobry film według Alfreda Hitchcocka, od trzęsienia ziemi. Jak inaczej nazwać zwolnienie na kilka dni przed rozpoczęciem sezonu trenera pracującego przez 5 lat, który przeszedł drogę z 2. ligi do Ekstraklasy, zajmując w niej 12. miejsce w debiutanckim sezonie? Trenera wybranego niemal pół roku później najlepszym szkoleniowcem w historii klubu? O co poszło? Głównym powodem ponoć był konflikt z Dominikiem Furmanem. Ciężko znaleźć kibiców, w których ta sytuacja napawała optymizmem. Szczególnie, że nowym trenerem (ogłoszony na 3 dni przed rozpoczęciem rozgrywek) został Jerzy Brzęczek, mający za sobą średnio udane epizody w Gdańsku i w Katowicach. A tu proszę – już we wrześniu statuetka dla menedżera miesiąca. Pierwsza z trzech.

I to właśnie w trenerze Brzęczku widzę najmocniejszy punkt Wisły. Płocczanie mimo braku topowej „dziewiątki” zostali czwartą siłą ligi pod względem liczby strzelonych goli. Szkoleniowiec i piłkarze dobrze reagowali na różne kryzysy – 4 porażki z rzędu na przełomie października i listopada? No to potem 10 punktów w 4 meczach na koniec rundy. Po nowym roku kolejne dwa zwycięstwa. Poza tym Wisła naprawdę potrafiła grać z drużynami z „topu”. Lech? Ograny. Legia? Ograna. Jagiellonia? Ograna. Górnik? Ograny. Zresztą w tym sezonie zaledwie Lechia nie dała się pokonać Nafciarzom.

Chwalić można również dyrektora Masłowskiego – mało który klub w Polsce robi tak udane transfery, jak Wisła.

Najgorsze punkty? Obsada bramki i atak. Mimo przyzwoitej liczby strzelonych goli, Wisła jest jednym z tych klubów (6 na 16) w których nikt nie strzelił dwucyfrówki. Bilski był Kante (9), Varela (8), jednak brak tej regularnej strzelby był widoczny gołym okiem. Tak jak problemy w bramce – popisy Seweryna Kiełpina zna niemal każdy kibic. Thomas Daehne niby się ogarnął po fatalnym początku, ale golkiperzy z klubów pierwszej czwórki dali swoim zespołom znacznie więcej, niż bramkarze Nafciarzy.

Największe zaskoczenia? Trzy. Pierwsze – Damian Szymański, który przychodził przed sezonem jako rezerwowy Jagiellonii (w rozliczeniu za Piotra Wlazło), a teraz może stać się bohaterem najwyższego transferu w historii klubu. Zainteresowany nim był Spartak Moskwa, który był w stanie ponoć zaoferować 2 miliony euro. Nie ma co – niezła przebitka.

Zaskoczenie numer dwa? Alan Uryga. Na początku sezonu dobił do setki meczów w Ekstraklasie. W żadnym z nich nie strzelił gola, choć wiadomo, że to nie było jego zadanie. Ten sezon? 4 trafienia.

Zaskoczenie numer trzy? Konrad Michalak. Wypożyczony z Legii skrzydłowy był motorem napędowym Nafciarzy (pomimo iż nie miał wybitnych liczb), jak już się urwał na skrzydle, to nie lada sztuką było go zatrzymać. Również w młodzieżowej reprezentacji pokazywał się niejednokrotnie z dobrej strony. To wszystko złożyło się na to, że przed marcowymi sparingami z Nigerią i Koreą Południową pojawiały się głosy, że przy naszych kłopotach na skrzydłach powinien zostać sprawdzony przez Adama Nawałkę.

Widoki na przyszłość – wiele wskazuje na to, że pozytywne. Jerzy Brzęczek prawdopodobnie zostanie (mimo zakusów Legii), dyrektor Masłowski zostaje, ktoś z młodszych pewnie odejdzie, ale jestem spokojny o to, że włodarze klubu znajdą godnego zastępcę. Już teraz zakontraktowali Żynela (bramkarz, który z RB Salzburg wygrał młodzieżową Ligę Mistrzów) oraz Mateusza Szwocha. To jest również jasny sygnał, że polityka oparta w dużej mierze na perspektywicznych piłkarzach będzie kontynuowana. Czy Nafciarze będą tylko „cudem jednego sezonu”? Możliwe, w naszej lidze wszystko jest możliwe, jednak naprawdę niewiele na to wskazuje.