statystykiślącra

W popisie nieskuteczności lepszy Śląsk

To z całą pewnością nie był mecz, który można byłoby określić mianem pokazu fenomenalnej skuteczności i spokoju pod bramką rywala, zupełnie nie. To jednak na swój sposób dodało temu starciu duży ładunek emocjonalny, który na koniec w formie pozytywnego zastrzyku mógł przyjąć Śląsk.

Cracovia w tym sezonie bardzo lubi utrudniać sobie życie. Tak było w obu meczach pucharowych z DAC, tak było w lidze z Zagłębiem Lubin czy ŁKS-em Łódź. Nie inaczej było dzisiaj. Tak naprawdę goście dzisiaj mogli zamknąć sobie ten mecz mniej więcej w pierwszych 30 minutach. Do tego jednak potrzeba byłu skuteczności, a gdyby Mateusz Wdowiak i sytuacje sam na sam z bramkarzem byli parą, to na facebooku raczej ustawiliby sobie status „to skomplikowane”. Ogromną zagadką jest to, dlaczego skrzydłowy Pasów jest aż tak nieskuteczny. Gdyby był w stanie przełożyć chociaż jedną dziesiątą swojej szybkości i umiejętności wyjścia na pozycję przełożyć na wykończenie, to już dawno występowałby w jednej z najsilniejszych lig europejskich. Ale jak na razie, niestety, nie przekłada.

Przełożył to za to Śląsk, który swoją jedyną okazję przed przerwą skrzętnie wykorzystał. Całkiem ciekawy schemat rozegrania rzutu rożnego paradoksalnie powinien kompletnie się nie udać, ale źle przyjęta piłka przed polem karnym okazała się sprawną asystą do Roberta Picha. W drugiej połowie było za to trochę inaczej, bo to Śląsk mógł spokojnie podwyższyć prowadzenie, a wyrównała Cracovia. Pierwszą szansę w lidze otrzymał Ruben Lopez Huesca i odwdzięczył się trenerowi w bardzo ładny sposób, nieco ekwilibrystycznym wolejem dając Cracovii chwilowy remis.

Kilkukrotnie w trakcie tego meczu Michał Probierz mógł sobie splunąć w brodę obserwując to, co na boisku robi Przemysław Płacheta. Trener Cracovii nie skorzystał z możliwości pozyskania tego piłkarza zimą, więc zamiast codziennie na treningach, to dzisiaj w trakcie 90 minut musiał oglądać jak Płacheta raz po raz objeżdża jego obrońców. Tytuł sprintera całego meczu przypada jednak Mateuszowi Cholewiakowi, który w akcji dającej Śląskowi zwycięstowo był sterem, żaglem i okrętem – sam odebrał piłkę, sam ją sobie wystawił na pozycję i wreszcie sam kapitalnie akcję wykończył strzelając gola z kategorii: „ciarki za każdym razem, gdy to oglądam”.

Dużym problemem Cracovii w tym sezonie jest to, że w meczach, które są na styku nie jest w stanie przechylić szalę na swoją stronę. Zupełnie odwrotnie można powiedzieć za to o Śląsku, który czy to z Piastem, czy to z Lechem czy właśnie dzisiaj potrafił te zwycięstwa wyszarpywać.