Missing image

Magiera w Legii wbrew jej procedurom

Gdyby Legia Warszawa sztywno trzymała się swoich kryteriów, Jacek Magiera na pewno nie zostałby teraz jej trenerem. Tak przynajmniej czytamy w tygodniku „Piłka Nożna”.

Dla wtajemniczonych nie było żadnym zaskoczeniem, że za kandydaturą Jacka Magiery do objęcia Legii po Besniku Hasim opowiadało się tylko dwóch akcjonariuszy. I gdyby się nie uparli, dziś pewnie ktoś inny prowadziłby zespół, ponieważ w specjalnie do tego celu – czyli angażu trenera – przygotowanej ankiecie personalnej, „Magic” spełniał siedem punktów w czterdziestostopniowej skali.

Prawda jest zresztą taka, że kiedy rozstawał się ze stołecznym klubem po pracy z zespołem rezerw – wspólnie z szefami zakładali, że wróci na Łazienkowską za dwa lata, oczywiście już w charakterze pierwszego szkoleniowca. Tyle że rozstał się wówczas z Legią tylko teoretycznie, bo cały czas pozostawał na liście płac mistrza Polski – nawet wtedy, kiedy objął pierwszoligowy zespół Zagłębia. Dziś w Sosnowcu płaczą po szkoleniowcu, po odejściu którego drużyna nie może się podnieść, ale w momencie ogłaszania transferu – nie było podstaw do narzekania. Z prostego, mianowicie finansowego, powodu. Mimo że to stołeczny klub pokrywał połowę kosztów utrzymania Magiery, aby Zagłębie nie było stratne, padło pytanie, ile wcześniej wynosił najwyższy w historii transfer z Sosnowca. Kiedy okazało się, że 300 tysięcy, padła propozycja nie do odrzucenia – rekordowa, opiewająca na 400 tysięcy. Co nie zmienia faktu, że trener Magiera, który zremisował z Realem i wydobył warszawski zespół z największego kryzysu w najnowszej historii trafił do Legii wbrew jej wewnętrznym procedurom”.

 

źródło: Piłka Nożna