podsleczna

Kiksy bramkarza, centrostrzał, wiaderka witamin i powrót z dalekiej podróży – w Łęcznej wszystko to, za co kochamy w Ekstraklasie!

Mecz z cyklu loteria. Mecz, którego przebiegu nie potrafiłby przewidzieć ani wróżbita Maciej, ani Nostradamus, ani wyrocznia delficka. Górnik Łęczna – Śląsk Wrocław, czyli spotkanie, które albo może uśpić po 5 minutach, albo może być kandydatem do meczu sezonu. Czysta loteria. Nam na szczęście trafiła się druga opcja.

Mecz od początku stał na naprawdę niezłym poziomie, bardziej mógł się podobać Śląsk, jednak brakowało konkretów. W 16. minucie cieszyli się jednak kibice gospodarzy – fatalna interwencja Pawelca, piłka spada pod nogi Pitrego – kiedy on ostatnio strzelał bramkę w Ekstraklasie, Robert Lewandowski szalał w Zniczu Pruszków, a Zagłębie Sosnowiec jeszcze grało w najwyższej klasie rozgrywkowej. Dwie minuty później piękny centrostrzał(sam Grzegorz Bonin w przerwie meczu przyznał, że było to nieudane dośrodkowanie) i 2:0.

Chciałoby się powiedzieć, że Śląsk wrócił z dalekiej podróży, ale trwała ona… zaledwie 40 minut, ponieważ wrocławianie na ten mecz udali się samolotem. Więc zamiast tego można napisać, że w końcu z tego samolotu wyszli – nie minęło 15 minut i ekipa Tadeusza Pawłowskiego doprowadziła do wyrównania! Przy obu bramkach, delikatnie mówiąc nienajlepiej zachował się Sergiusz Prusak. Najpierw fatalna interwencja poza polem karnym, co wykorzystał Robert Pich, lobując golkipera, a potem odbicie niegroźnego strzału wprost pod nogi Bilińskiego.

Tempo meczu w następnych minutach wcale nie siadło – wręcz przeciwnie, przyjezdni jeszcze mocniej przycisnęli, ale pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 2:2. Piłkarze do szatni schodzili przy akompaniamencie gwizdów, ponieważ sędzia nie zagwizdał ewidentnego rzutu karnego dla gospodarzy(mocno pchnięty w polu karnym Pitry).

Wątpliwości co do tempa w drugiej części gry szybko zostały rozwiane. Jeśli jednak w pierwszej połowie mieliśmy naprawdę wyrównane spotkanie, tak w drugiej był to mecz Śląsk Wrocław kontra Sergiusz Prusak i przyjaciele. Bramkarz Górnika w niepamięć puścił wcześniejsze dwie bramki, przy których miał niemały udział i pokazywał to, co umie najlepiej. Tak jak tydzień temu, u wrocławian do momentu strzału wszystko wygląda perfekcyjnie. Tak jak z Lechią, prowadzili oni grę, stwarzali sobie o wiele więcej naprawdę dobrych sytuacji, których… nie potrafili wykorzystać. Nie oznacza to, że gospodarze nie potrafili się odgryźć – ekipa z Lubelszczyzny odwdzięczała się podobnymi kontrami, jak wczoraj Cracovia – brakowało jednak tego ostatniego podania.

Nie zabrakło go wrocławianom w 94. minucie – piękna akcja zakończona golem Flavio Paixao. Wojtek Jagoda skwitował to stwierdzeniem ‚świat nie jest sprawiedliwy’. Szkoda gospodarzy, którzy zagrali bardzo dobre zawody, ale Śląsk niewątpliwie na te 3 punkty zasłużył.