statystykicraxa

Wejście z bramą Mystkowskiego

Mecz Cracovii z Jagiellonią, mimo braku obecności kibiców na trybunach, miał szczególną aurę ze względu osoby Jerzego Pilcha, wybitnego pisarza, a prywatnie kibica Pasów, który zmarł kilka dni temu. Dzisiaj piłkarzom Pasów daleko było jednak do błyskotliwości pana Jerzego.

 

To starcie odbywało się przy Kałuży nie tylko z powodu lokalizacji stadionu Pasów, ale też w dosłownym znaczeniu tego stwierdzenia, bo w Krakowie deszcz padał, z drobnymi przerwami, kilkanaście godzin. Trudno jednak powiedzieć, by miało to wydatny wpływ na poziom tego spotkania, szczególnie po stronie gospodarzy. Po nich widać było pewną nerwowość, z czego też wynikała optyczna przewaga Jagiellonii w pierwszej połowie. Mobilni Bida, Imaz, Pospisil i Makuszewski całkiem sprawnie operowali piłką, gościom brakowało jednak konkretności pod bramką Peskovicia, przez co sytuacji było bardzo mało.

Cracovia po przerwie wyglądała już nieco lepiej, dwa razy była bardzo blisko zdobycia bramki, ale dwukrotnie zabrakło nieco timingu, by nie dać się złapać na spalonym. Swoją sytuację miał też wprowadzony po przerwie Wdowiak, który wyszedł sam na sam z Ilievem, ale sam złym przyjęciem piłki ułatwił pracę Bułgarowi, który wygrał z nim pojedynek. Jagiellonia z kolei trochę spuściła z tonu, w pewnym momencie można było nawet odczuć, że trener Petew szanuje utrzymujący się na tablicy,  co sugerować mogła zmiana Imaza na Borysiuka. Bułgarski trener przeprowadził jednak jeszcze jedną roszadę, która dla tego meczu okazała się kluczowa. Kontrę Jagiellonii szybko rozprowadził Makuszewski, a w polu karnym bardzo przytomnie zachował się właśnie wprowadzony Przemysław Mystkowski, który płaskim strzałem dał Jadze zwycięstwo. Gol o tyle symboliczny, że Mystkowski w Ekstraklasie debiutował jako 16-latek, za kadencji Michała Probierza i to w meczu na stadionie Cracovii. Euforia w zespole Jagi po tym trafieniu była duża, co piłkarze pokazali formując małą górkę ze swoich ciał, gratulując gola 22-latkowi. Pociesznie przy tym wyglądał sędzia Gil, który głośnym gwizdaniem starał się przypominać zawodnikom o zasadach dystansu społecznego.

Cracovia przegrywa piąty mecz z rzędu, ale dla jej kibiców bardziej martwiącą sprawą może być to, co po meczu powiedział jej trener. Michał Probierz, wyraźnie poirytowany, mówił bowiem o potrzebie dłuższej rozmowy z profesorem Filipiakiem i zastanawiał się nad tym czy jest jeszcze w stanie czegoś swoich piłkarzy nauczyć. W obecnej sytuacji, gdzie trzeba zacząć powoli spoglądać na zespoły w okolicy ósmego miejsca, tego typu perturbacje związane z trenerem są ostatnią rzeczą, jakiej ta drużyna potrzebuje. A pomyśleć, że na starcie rundy wiosennej przy Kałuży całkiem poważnie myślano o walce o mistrzostwo…