Niemoc Górnika w Krakowie trwa! Choć po poprzednim blamażu i porażce 0:5 w zeszłym sezonie, w Zabrzu panowały bojowe nastroje, to ponownie nie udało się zdobyć stadionu przy ulicy Kałuży. Sam mecz za to był bardzo emocjonujący i naładowany różnymi wydarzeniami, które nie pozwalały widzom nawet na mrugnięcie okiem!
Nastroje przedmeczowe
Pasy przed dzisiejszym meczem mieli na swoim koncie dwie wygrane z rzędu. Z uśmiechem i wiarą podchodzić mogli do spotkania z Górnikiem. Wszakże jest to jeden z bardziej ulubionych dla Cracovii rywali do podjęcia na swoim stadionie. Historia jest tu mocno sprzyjająca gospodarzom, co też uwierało trenerowi gości, który chciał wreszcie przełamać się i zdobyć komplet punktów w Krakowie. Wiarę w sukces mógł opierać na formie zespołu – w ostatnich czterech kolejkach byli niepokonani, dwukrotnie zwyciężając i tyle samo razy dzieląc się punktami.
Przebieg meczu
Spotkanie było od początku wyrównane. Na uwagę zasługiwały podobne rozwiązania taktyczne. Zarówno Cracovia, jak i Górnik w stałych fragmentach gry korzystali z krótkiego rozegrania piłki, unikając w ten sposób bezpośrednich wrzutek w pole karne. Goście tych rzutów wolnych, czy rożnych mieli z początku więcej i potrafili z tego skorzystać. Po krótkim rozegraniu rzutu rożnego i dryblingu Ismaheela udało się pokonać Zabrzanom Ravasa, a konkretnie zrobił to Rasak. Górnik objął więc prowadzenie, co było małą niespodzianką. Przed meczem więcej szans na wygraną dawano podopiecznym Kroczka. Z prowadzenia cieszyli się goście wyjątkowo krótko, bo Pasy nie poddały się i chcąc szybko wyrównać stosowali wysoki pressing. Jeden z takich skoków skończył się odzyskaniem piłki na skrzydle, gdzie był Kallman. Podał on piłkę w pole karne, gdzie znajdowali się Van Buren oraz Rózga. Do piłki dopadł młody Polak i precyzyjnym strzałem pokonał Szromnika i w Krakowie był już remis. Podobna przerwa czasowa, jak między pierwszą, a drugą bramką, wystarczyła Zabrzanom, aby podobnie wyjść na prowadzenie w meczu. Pozornie bezpieczny atak i brak większych zagrożeń. Jak się później okazało, błędne ustawienie w obronie pozwoliło na dogranie piłki w pole karne do niepilnowanego Ismaheela, który wiedział, co z piłką zrobić i ponownie to Górnik był z przodu w tym meczu. Tak też skończyła się pierwsza połowa. Po wyrównanej grze to ekipa Urbana była górą i naprawdę można było wierzyć, że to ten dzień, kiedy po 10 latach Zabrzanie wywiozą komplet punktów w ligowym starciu z Krakowa. Dawid Kroczek miał jednak swój plan na ten mecz. Po przerwie od razu dokonał zmiany i z boiska zszedł Hoskonen, a wszedł Hasić, który dotychczas miał szanse pokazać się w meczach rezerw Pasów. Co to oznaczało dla gospodarzy? Przejście z taktyki na trzech stoperów na czwórkę z tyłu. Teoretycznie ryzykowne zagranie, choć widocznie ćwiczone na treningach. Zaskoczyło ono gości oraz pozytywnie nastroiło na drugą połowę Pasy. Pierwsze 10 minut po przerwie to dominacja gospodarzy, udowodniona zdobytą bramką, przy której jednak był spalony i słusznie została ona anulowana. Górnicy przetrwali napór Pasów i wydawało się, że to, co dla nich najgorsze, minęło. Moment nieuwagi Pasy wykorzystały w maksymalnym stopniu, zagranie na czystą pozycję do Kallmana i Fin został sfaulowany przy wyjściu na czystą pozycję i sędzia nie miał wyjścia, tylko musiał wysłać Janickiego do szatni. Nie podlega wątpliwości – Janicki faulować zamiaru nie miał, trącił jednak Kallmana delikatnie, co wystarczyło arbitrowi do negatywnej dla gości oceny zdarzenia. Z gry w przewadze co bardziej doświadczeni kibice nie cieszyli się zbytnio i nie świętowali, mając w pamięci mecz, kiedy ich piłkarze nie potrafili wykorzystać gry 11 na 9. Tym razem jednak Pasy były bezwzględne i potrafili wykorzystać grę w przewadze, strzelając dwie bramki. Po nich Górnicy jeszcze mocniej osłabili się, zgarniając drugą czerwoną kartkę, a powinni zdaje się kończyć w ósemkę, tylko sędziowie zlitowali się nad Szromnikiem i nie podarowali mu czerwonej kartki za wyraźną interwencję ręką przed polem karnym. Na papierze minimalna, w rzeczywistości dość wyraźna wygrana Pasów i morale podniesione do maksimum przed kolejnymi spotkaniami ligowymi.
Dobra mina do złej gry Urbana?
Na konferencji pomeczowej trener Jan Urban mimo porażki starał się pokazać wyluzowany stosunek do porażki – kolejny raz nie udało się pokonać Pasów w Krakowie, choć było bardzo blisko… Porażka także nie stała na przeszkodzie w żartach, że przez brak czerwonej kartki dla Szromnika nie będzie mógł wystawić Majchrowicza za tydzień, bo ufa temu pierwszemu i wg trenera jest w dobrej formie. Trener Dawid Kroczek z kolei na konferencji odbierał liczne gratulacje kolejnego zwycięstwa oraz przekonywał, że wg niego zespół musi potrafić grać trójką z tyłu, ale również płynnie przechodzić na czwórkę, kiedy – jak wczoraj – następuje taka konieczność. Młody trener może czuć satysfakcję, gdyż wiele głosów było wobec niego zdecydowanie nieprzychylnych. Jak narazie przynajmniej udowadnia, że brak wiary do niego wśród kibiców był niewspółmierny i powinno mu dać się szanse i pozwolić spokojnie pracować z zespołem. Pompowanie mistrzowskiego balonika? W Krakowie zdecydowanie woleliby tego uniknąć. Przede wszystkim jest to niepotrzebne, a tym bardziej widoczny był szkodliwy wpływ takich przewidywań na Wisłę Płock przed laty, gdzie podobnie rozpoczęli sezon znakomicie, żeby potem zacząć pasmo porażek, które ostatecznie zakończyło się spadkiem do niższej ligi.
Co dalej w terminarzu?
W przyszłej kolejce Pasy pojadą do Radomia, gdzie miejscowy Radomiak notuje jedynie porażki w ostatnich czterech meczach. Górnik z kolei przyjmie w Zabrzu beniaminka z Gdańska. Czy porażka w samej końcówce spotkania z Rakowem załamie Lechię, czy wręcz przeciwnie – sprawi, że żądza wygranej będzie jeszcze większa? Okazja wydaje się spora, bo trener Urban będzie miał problem z ułożeniem obrony na ten mecz po wykartkowaniu się w Krakowie.