sędzia, Exposito

Spalone pieniądze, wypalone ambicje

Pieniądze w życiu to nie wszystko, jak to śpiewali bracia Golec przed laty. Do dziś te słowa mają swoje potwierdzenie, choćby i w polityce niektórych klubów, jak Śląsk Wrocław. Wojskowi w tym sezonie po raz kolejny w ostatnim czasie są wplątani w walkę o utrzymanie. Tylko tym razem nie zapowiada się by cokolwiek mogło ich uratować. Po prostu wyglądają naprawdę fatalnie. 

 

Kominek ciągle płonie

Można mieć dużo pieniędzy i niesamowicie je przepalać. Dyskusja o klubach miejskich i praktycznie nieskończonej studni publicznych pieniędzy ciągnie się już jakiś czas. A teraz mamy kolejny przykład, ile znaczy dobre zarządzanie nie tyle pieniędzmi co charakterem ludzkim. W Śląsku znajdziemy bowiem piłkarzy, którzy pewnie mogliby grać na wyższym poziomie. I ok, taki Yeboah mimo obecnego poziomu się wyróżnia. Jednak inni stale grają poniżej nawet minimalnych oczekiwań. Martin Konczkowski, Konrad Poprawa, Petr Schwarz, Erik Exposito, Denis Jastrzembski. To zawodnicy, którzy w przeszłości już pokazali, ile znaczą lub mogą znaczyć. Oczywiście, postać Poprawy jest tu przez wzgląd na jeden sezon i zainteresowanie czołówki, ale i po takim sezonie, który jest ponad stan swoich umiejętności, nie zjeżdża się aż tak nisko.  

A w niedzielnym meczu z Górnikiem widziałem chyba najbardziej zaciętą walkę dwóch bezpośrednich rywali w walce o utrzymanie. Dosłownie po pierwszej bramce był to mecz na chodzonego. Śląsk wyglądał na drużynę bardziej załamaną niż Tottenham w 22 minucie. Tam po 5 bramkach przynajmniej po przerwie się zmobilizowali i Kane wcisnął honorowego gola. Tutaj Górnicy nie musieli robić nic. Naprawdę nic. A w akcji ustalającej wynik meczu, goście trzykrotnie próbowali wślizgiem przerwać akcję, jednak nawet nie trafili w rywala. Wręcz niesamowita passa.  

Moc charakteru

Zupełnie inny przykład daje nam Warta Poznań, która z jednym z mniejszych budżetów i bardziej kojarzona jako taki klubik “dzielnicowy”, przyjacielski, tworzy niesamowitą historię zbliżając się do pucharów. I choć teraz na to szanse mogą być nie za duże, a i sama taka przyszłość nie za dobra, to robią swoje. Krok po kroku, z podstawowymi celami na sezon tworzą drużynę walczącą o TOP6. I choćby wypowiedź trenera Szulczka w Foot Trucku o karze w postaci ufundowania wyjścia na kręgle i pizzę pokazuje, ile znaczy tak zwany team spirit.  

Dziś coraz bardziej dostrzegamy jak nietypowe niekiedy metody zarządzania szatnią się sprawdzają. Kiedyś pewien skandynawski klub doszedł z niższych lig aż do europejskich pucharów, a gdy zaczynali budowę projektu to grali sztuki w teatrze dla ludzi. Tak się zgrywali i pozbywali tremy, nabywali pewności siebie. Natomiast w Wiśle Kraków widzimy teraz zupełnie przeciwne zżycie grupy w stosunku do rundy jesiennej. I to pomimo sporej koloni jednej nacji. Tik toki, kulisy nagrywane przez zawodników, prezes latający w szatni z głośnikiem. Wszędzie widać, że pieniądze są ważne, ale nie grają. 

Tato, nie bądź smutny

A we Wrocławiu jak mogliśmy przeczytać po raz kolejny wzięto pieniądze publiczne. Jak to mówią niektórzy “zabierając jedzenie zwierzętom z zoo, które nie będą miały co jeść”. Może aż tak mocne słowa są przesadą, jednak i tak mają coś w sobie. W końcu jak nie zoo, to zabierają pieniądze publiczne zwyczajnie ludziom, które w żadnym stopniu na koniec nie dają nic mieszkańcom. Po prostu się ulatniają.  

Śląsk pomimo aktualnej formy wciąż ma jedną z wyższych frekwencji w Polsce. Jednak problem zapełniania stadionów nad Wisłą zostawmy na kiedy indziej. Jedno z największych miast w kraju. Dwie duże drużyny. Jedna odnosząca sukcesy, porywająca fanów, wypełniająca trybuny, żużlowa. Druga piłkarska będąca na pierwszych stronach głównie z tych negatywnych powodów.  Ludzie nie identyfikują się z piłkarzami, choć mieliby z kim. Nie przyjdą na mecz, bo poza wpadkami jak ta z podświetleniem stadionu na derby, żal jest to oglądać. Ok, niektórzy przyjdą, bo przyjedzie rywal, by ujrzeć ostatni mecz w najbliższym czasie w Ekstraklasie. Jednak wzrasta wśród nich szansa na wykrycie syndromu sztokholmskiego.  

Spadająca syzyfowa kula

Właściwie trudno wskazać choć jedną rzecz, którą Śląsk robi dobrze. Choć mogłoby się wydawać, że zmiana trenera jest czymś takim, to nawet to udało im się zepsuć. No bo kto zatrudnia szkoleniowca właściwie dzień przed wyjazdowym meczem, kiedy przez cały tydzień do spotkania przygotowywał ją kto inny? Toż to i najlepsi piłkarze mogliby się zgubić w tym co mają grać. Na pewno ci ze stolicy Dolnego Śląska tak mieli, bo drogi do bramki Górnika mogliby i przez kilka dni nie znaleźć.  

Tak jak i dobrej drogi do zarządzania klubem mogą nie znaleźć we Wrocławiu bez spadku. Choćby w Krakowie pokazali, że czasami taki spadek się przyda. Dziś chyba trudno byłoby uwierzyć, że Wisła takie zmiany przeprowadziłaby bez degradacji. Sam początek sezonu i transfery choćby Jalty, Pereiry czy Niewiadomskiego pokazują jak ludzie się gubią. Dlatego może nie sezon, a pewnie dwa lub trzy może trwać przemiana klubu, ale w pewnym momencie po prostu potrzebny jest katharsis w postaci spadku. A w przypadku Śląska chyba wręcz konieczny. 

 Siła w spadku

Kiedyś spadał Górnik, wrócił z potencjałem. Zmarnowanym co prawda przez miasto i niezrozumiałe decyzje, ale z silnym wsparciem na trybunach i zawodnikami, którzy wypłynęli wyżej. Wróciła Korona, która musiała zmienić trenera. To decyzją jednak sprawiła, że uchroni się przed spadkiem. Pokazała charakter i jakość, jakiej nie było przed laty. Z nijakiej, stała się jakąś, choć i w tym roku było momentami źle. Decyzjami takimi jak odsunięcie Śpiączki od składu i sprzedaż z klubu pokazała jako kolejna wagę dobrego zarządzania grupą.  

Po dłuższej przewie powrócił Widzew. W pierwszej lidze o awans walczy po przemianach Ruch. Zaraz wróci ŁKS, który też wchodzi na nową drogę. Jest teraz moment, w którym naprawdę wiele klubów postanawia wyjść ze średniowiecza, zrozumieć więcej i upiększyć piłkę. Tym samym większa może stać się rywalizacja na zapleczu Ekstraklasy. Coraz więcej drużyn może mieć mądrze zbudowane i silne kadry. A w tej sytuacji obecny WKS się raczej nie odnajdzie. Dlatego choć do końca trzeba walczyć i wierzyć, a w szczególnie w przypadku piłkarzy, to trzeba pamiętać o jednym klasycznym powiedzeniu. Czasem trzeba zrobić krok w tył, by potem mogły być dwa kroki naprzód. Zobaczymy, czy Śląsk temu podoła, bo od tego może zależeć najbliższa przyszłość tego klubu.