czeslaw-michniewicz

Legia po raz kolejny zdobywa Moskwę

Co to był za mecz, co to były za emocje! Legia Warszawa po kolejnym porywającym spotkaniu na europejskim podwórku, tym razem w fazie grupowej Ligi Europy pokonuje na wyjeździe Spartak Moskwa 1:0 (0:0). Zwycięskiego i zarazem jedynego gola w tym meczu strzelił Lirim Kastrati.

Mistrz Polski nie był faworytem przed tym spotkaniem, lecz mając na uwadze to co wydarzyło się w eliminacjach i to co miało miejsce przed dziesięcioma laty, jechali do Moskwy z nastawieniem jakby to miał być ich ostatni mecz, jakby to był finał. Od początku było widać pasję, determinację i zaangażowanie. Te cechy są niezwykle ważne, jeśli chce się osiągnąć zamierzony cel, jakim były punkty. Spotkanie z buta mógł rozpocząć Luquinhas, jednakże nie trafił wystarczająco dobrze, by umieścić piłkę w sieci. Chwilę później atak przypuścili gospodarze, jednak niesamowitym kunsztem pokazał się Maik Nawrocki genialnie i skutecznie neutralizując zagrożenie. Później dało się zauważyć, że na boisku co raz pewniej czują się piłkarze Spartaka. Nijak się to miało do skuteczności, gdyż przeważnie futbolówka przelatywała sporo obok obramowania bramki strzeżonej przez Artura Boruca. Oczywiście raziły czasem w oczy błędy podopiecznych Czesława Michniewicza, ale gospodarze w żaden sposób nie potrafili tego wykorzystać, bijąc tym samym głową w mur.

W drugiej połówce byliśmy świadkami podobnych scen, co w przeważającej części poprzedniej odsłony. Wicemistrz Rosji próbował, ale albo brakowało dokładności, skrupulatności ,a przede wszystkim cierpliwości. Gospodarze przeprowadzili prawdziwy szturm pomiędzy 61, a 70 minutą, tworząc przy okazji trzy jakże groźne sytuację bramkowe. Za pierwszym razem Ayrton został uprzedzony przez Boruca, w sytuacji oko w oko. Wydawało się, że był faul, lecz sędzia nie gwizdnął co spowodowało lekki chaos na placu gry, który dzięki Bogu nie wykorzystali gospodarze. Pięć minut później poprzeczka uratowała Legię przed utratą gola. Niepilnowany Gigot, był o włos o wyprowadzenie swojej drużyny na prowadzenie. tak samo było w przypadku Larssona, który w dobrej sytuacji w polu karnym musiał uznać wyższość, byłego już wielokrotnego reprezentanta Polski. Po tej lawinie, z piłkarzy Spartaka zaczęło ulatywać powietrze, co skrzętnie chciała wykorzystać Legia. Najpierw w słupek główkował Emreli, chwilę później w niewytłumaczalny sposób Luquinhas zmarnował dogodną sytuację na zdobycie gola. Gdy wydawało się, że w Moskwie nastąpi podział punktów, to sprawy w swoje ręce wziął Ernest Muci, który popisał się genialnym rajdem wzdłuż linii ( a’ la Bale w słynnym Gran Derbi) i później jeszcze lepszym zagraniem wysunął na pustaka piłkę niepilnowanemu Kastratiemu, a ten pewnie wpakował piłkę do siatki, dając Legii jakże cenne zwycięstwo. Po raz kolejny Legia pokazała, że potrafią się przeciwstawić silniejszym rywalom, a Czesław Michniewicz, że warsztat trenerski jest ogromny i po raz kolejny wzniósł zespół na wyżyny. Oczywiście, to dopiero pierwsza kolejka, lecz bardzo ważna, z uwagi na to, że to właśnie Spartak będzie w głównej mierze głównym rywalem, o wyjście z grupy z trzeciego miejsca do fazy pucharowej Conference League. Jednym zwycięstwem i zarazem jednym golem Legia zagwarantowała sobie ponad 600 tys. euro. Kwota robi wrażenie, a my z niecierpliwością czekamy na więcej w wykonaniu Legionistów, teraz czas na mecz na krajowym podwórku, Niedzielnym rywalem będzie Górnik Łęczna.