michniewicz kulesza

Kulesza i Michniewicz? To już było

Wszystko wskazuje na to, że to Czesław Michniewicz zostanie selekcjonerem reprezentacji Polski. To nie będzie pierwszy raz, kiedy Cezary Kulesza zatrudni tego szkoleniowca. Drogi obu panów zeszły się po raz pierwszy w lipcu 2011 roku w Jagiellonii Białystok. Jak wyglądała ta współpraca? Czy mogła mieć wpływ na ostateczną decyzję Prezesa PZPN?

Okoliczności zatrudnienia Michniewicza w Białymstoku były dosyć zaskakujące. Michał Probierz został zwolniony w trakcie przygotowań do nowego sezonu Ekstraklasy. Powód? Po pierwsze, klęska w dwumeczu ze znacznie niżej notowanym Irtyszem Pawłodar. Po drugie, szkoleniowiec coraz odważniej zaczął odrywać się od rzeczywistości. Narzekanie na brak lotniska, określanie polityki transferowej klubu mianem partyzantki – bez wątpienia na takie deklaracje nigdy nie ma dobrej pory, ale nie ma gorszej, niż po takiej klęsce, jak z Irtyszem. Dlatego ta współpraca musiała po 3 latach wreszcie dobiec końca. Następcą został Czesław Michniewicz, który dopiero co odszedł z Widzewa Łódź, z którym nie doszedł do porozumienia w kwestiach finansowych. Była to niezła kadencja, więc oczekiwania w „Dumie Podlasia” były całkiem spore. Tym bardziej, że Jagiellonia dopiero co zajęła 4. miejsce w lidze i niemal do końca walczyła o wicemistrzostwo kraju. 2010 rok kończyła nawet na pozycji lidera, ale sprzedaż Kamila Grosickiego uniemożliwiła walkę o najwyższe cele.

Miłe złego początki.

Najważniejszym celem miał być oczywiście wynik, który miał nawiązać do sukcesów z minionego sezonu. Niemniej ważne miało być wprowadzanie zdolnej białostockiej młodzieży, która dopiero co zdobyła Mistrzostwo Polski juniorów. To za kadencji Michniewicza swoje szanse dostali tacy zawodnicy, jak Jan Pawłowski, Tomasz Porębski oraz Grzegorz Arłukowicz. Młodych mieli wspierać bardzo doświadczeni gracze z Tomaszem Frankowskim, Andriusem Skerlą czy Hermesem na czele. Drużyna została wzmocniona takimi zawodnikami, jak Dawid Plizga, Grzegorz Bartczak czy też Marko Cetković, zwany w swojej ojczyźnie „Czarnogórskim Messim”. Mimo że Czesław Michniewicz dołączył do klubu w trakcie okresu przygotowawczego (z marszu musiał zagrać mecz sparingowy!), początek sezonu był całkiem udany. Po 6. kolejkach Jagiellonia była na 2. miejscu szczycąc się bilansem 3 zwycięstw, 2 remisów i 1 porażki.

Zastój

Wszystko zaczęło się psuć od wyjazdowej porażki z Lechem Poznań 1:4. Katastrofalne błędy popełniał Krzysztof Baran, który musiał zastąpić kontuzjowanego Jakuba Słowika. Zapoczątkowało to piętrzące się z czasem kłopoty z obsadą bramki. Czesław Michniewicz zaczynał sezon Sandomierskim. Po jego sprzedaży do bramki wskoczył Słowik, a po jego kontuzji Baran. Ten zaś popełniał błąd za błędem, więc rundę kończył Tomasz Ptak. Byli to mocno niedoświadczeni bramkarze, więc płacili „frycowe”. Na domiar złego, przytrafiła się porażka w Pucharze Polski z II-ligowym Ruchem Zdzieszowice. Michniewicz zarządził wówczas trening polegający na…staniu. Przez 90 minut piłkarze mieli przypomnieć sobie swoją postawę z spotkania pucharowego. Na dokładkę „zaserwowano” odtworzenie zawodnikom tego spotkania w całości. Być może dzięki tym nietypowym metodom „Jagę” stać było na krótki zryw, który został brutalnie przerwany w Krakowie. Jagiellonia prowadziła z faworyzowaną Wisłą, jednak w kluczowym momencie spotkania Adam Lyczmański nie odgwizdał faulu na bramkarzu Jagiellonii, uznając przez to ewidentnie nieprawidłowego gola. Porażka 1:3 mocno rozdrażniła białostoczan. Mimo zwycięstwa w następnej kolejce z GKS-em Bełchatów, coś zaczęło się psuć.

Marazm

Jagiellonia po prostu przestała wygrywać. Nikt nie oczekiwał zwycięstw z kandydatami do tytułu na ciężkich terenach. Pokonanie ŁKS-u czy Podbeskidzia jednak wydawało się być obowiązkiem. Z tymi dwoma rywalami „Jaga” Michniewicza ugrała zaledwie punkt. W ostatniej kolejce przed przerwą zimową mało kto dawał białostoczanom szanse. Pomimo tego, Jagiellonii udało się wywieźć trzy punkty. Wydawało się, że Michniewicz tym meczem uratuje swoją posadę. Jak się później okazało, jego los był już przesądzony. Cezary Kulesza miał być już przekonany do Tomasza Hajty, do którego miał się przekonać w niecodziennych okolicznościach. Popularny „Gianni” miał przedstawić swoją wizję klubu podczas…wesela Kamila Grosickiego. Niezależnie od okoliczności, wizja ta musiała być atrakcyjna dla prezesa Jagiellonii, stąd zadecydowano o zastąpieniu Michniewicza właśnie Tomaszem Hajtą. Oficjalne pożegnanie wskazywało na rozstanie w zgodzie. Jednak późniejsze publiczne wypowiedzi temu przeczyły.

Co było kością niezgody?

Już po odejściu z klubu, Michniewicz nie ukrywał swojego żalu: Prezes Kulesza podkreślał, że jest względnie zadowolony z tego, co udało się zrobić, więc na pewno nie z powodu wyników. Chwalił mnie, nawet wyglądało to, jakby zaraz miał przedłużyć ze mną kontrakt. Szkoda że tak wyszło, bo do tej pory Jagiellonia była znana z tego, że wytrzymuje ciśnienie, daje pracować trenerom. Michał Probierz pracował tu trzy lata. Widocznie tym razem nastąpiły nieoczekiwane skoki ciśnień. Jeśli więc nie była to wina wyników, to gdzie jej szukać? Akcjonariusze mieli być niezadowoleni z decyzji trenera, które były niekorzystne wobec piłkarzy przez nich ściąganych. Michniewicz takie „sugestie” odrzucał, co mogło mieć wpływ na rozstanie. Mimo że od rozstania obu panów minęła dekada, pewne kwestie nadal nie zostały wyjaśnione. Szanse Michniewicza na stanowisko selekcjonera reprezentacji miały być nikłe ze względu na kiepskie relacje z Prezesem PZPN. Poniekąd Michniewicz potwierdził te pogłoski swoją deklaracją z początku roku: Myślę, że w obliczu tego, co nas czeka, to musi być wybrany polski trener. Ja mam swojego faworyta i jest nim Adam Nawałka. Do tamtego momentu, 51-latek był jednym z najpoważniejszych kandydatów. Jednak w obliczu powyższych słów, media zaczęły skreślać jego nazwisko. Jak się później okazało, niepotrzebnie. Oby wszelkie waśnie między Kuleszą a Michniewiczem zostały wyjaśnione, bo polskiej piłce teraz najmniej jest potrzebny konflikt dwóch jej najważniejszych postaci.

Fot. Andrzej Zgiet