statystykijaglgd

Jagiellonia odzyskuje resztki honoru. Lechia może sobie pluć w brodę…

Jagiellonia nie rozpieściła swoich kibiców w tym sezonie. Na osłodę pokonała Lechię Gdańsk 2:1, zatrzaskując przeciwnikowi przed samym nosem wejście do europejskich pucharów. Co ciekawe, białostoczanie pokonali gdańszczan drugi raz z rzędu po raz pierwszy od sezonu 2010/11. Był to dramatyczny pojedynek, w co idealnie wpasowała się burzowa aura towarzysząca piłkarzom w decydujących chwilach tego meczu.

Można było mieć wrażenie, że to Jagiellonia walczy o europejskie puchary, a nie Lechia. To gospodarze wściekle ruszyli do ataku. Najpierw Konrad Wrzesiński zatrudnił Kuciaka, ale był to jedynie wstęp do jeszcze lepszej sytuacji. Już minutę później Bida został sfaulowany w polu karnym przez Kuciaka, więc została podyktowana „jedenastka”. Wykorzystał ją Jakov Puljić, który cieszył się ze swojej 11. bramki w tym sezonie ligowym. Dopiero po straconej bramce Lechia postanowiła przejąć inicjatywę i w 23. minucie powinna cieszyć się z wyrównania. Dziekoński wybiegł z pola karnego, Ceesay go przelobował, a Udovicić miał za zadanie wbić piłkę do bramki w jakikolwiek sposób z paru metrów. Jakimś cudem nie udało mu się to, przez co będzie jednym z głównych kandydatów do zanotowania pudła sezonu. W 31. minucie Lechia dopięła swego, ale tylko na chwilę. Bramka po konsultacji z wozem VAR została anulowana ze względu na zagranie ręką przez strzelca bramki Flavio Paixao. Tuż przed przerwą szansę na podwyższenie prowadzenia miał Puljić, ale jego strzał głową świetnie obronił Kuciak.

W trakcie przerwy rozpętała się burza, co miało niebagatelny wpływ na przebieg wydarzeń boiskowych. Podobnie jak w pierwszej odsłonie, lepiej zaczęła „Jaga”, ale z upływem czasu to Lechia wykazywała większą determinację. W 51. minucie kapitalną interwencję zaliczył Dziekoński po strzale Paixao z woleja. Po 10. minutach ta świetna parada poszła w zapomnienie, bo popełnił poważny błąd. Karol Fila oddał strzał z dystansu, który bramkarz „Jagi” złapać. Tak się jednak nie stało, bo przy interwencji młody golkiper białostoczan poślizgnął się i piłka przeleciało obok niego niemal w sam środek bramki. Okoliczności wyrównania mocno szczęśliwe, ale bramka dla „biało-zielonych” z przebiegu gry należała się. Wynik w Gliwicach był korzystny dla gdańszczan, więc do przepustki gry w europejskich pucharach dzieliła jedna bramka.

Kiedy wydawało się, że osiągnięcie tego celu jest już na wyciągnięcie ręki, wówczas bolesny dla kibiców Lechii cios wymierzyła Duma Podlasia. Tomas Prikryl strzałem zewnętrzną częścią stopy, jak na czeskiego piłkarza Jagiellonii przystało, odzyskał prowadzenie dla swojej ekipy. Mimo, że czas upływał nieubłagalnie, kulminacyjny moment dopiero nadchodził. Najpierw szansę na zamknięcie meczu miał Imaz, ale Kuciak zdołał obronić jego strzał. W doliczonym czasie gry Lechia desperacko szukała gola i go znalazła. W doliczonym czasie gry piłkę do bramki wpakował Paixao, jednak znowu Krzysztof Jakubik tego gola mu nie uznał. Dramatyczne były to chwile, bo dokładnie w tym samym momencie Stal Mielec strzeliła wyrównującą bramkę we Wrocławiu, a to sprawiało, że Lechia przez około minutę zajmowała upragnione 4. miejsce. Kapitan Lechii mógł wreszcie dopiąć swego, jednak Dziekoński wygarnął piłkę, a sfrustrowany Portugalczyk tak chciał ją odzyskać, że kopnął młodzieżowca „żółto-czerwonych”. Nie spodobało się to Bartoszowi Kwietniowi, który wściekle odepchnął Paixao. Niewiele brakowało do wywiązania się bijatyki. Po uspokojeniu prowodyrów tej przepychanki, arbiter pozwolił jedynie Dziekońskiemu wykopać piłkę, po czym zakończyć to spotkanie. Gdańszczanie mogą pluć w brodę – remis dawał przepustkę do eliminacji UEFA Conference League. Piłkarze powinni pretensje mieć przede wszystkim do siebie, ale w mniejszej części mogą mieć uzasadniony żal do arbitrów. Niedługo przed dramatyczną końcówką, Lechii należał się rzut karny po ewidentnym zagraniu ręką przez Bidę. Ani arbiter główny, ani sędzia w wozie VAR tego przewinienia nie zauważyli.

Lechia ostatecznie zajęła 6. miejsce w ligowej tabeli, a Jagiellonia szczęśliwym zbiegiem okoliczności wskoczyła na 9. lokatę. Awans o dwie pozycje względem poprzedniej kolejki dał klubowi dodatkowe 1,2 mln złotych. Mimo tego, na aktualności ani trochę nie traci ironiczny baner przygotowany przez fanów „Jagi” o treści:

Wspaniały był to sezon. Nie zapomnimy go nigdy.

Dlatego włodarze klubu muszą porządnie przemyśleć, komu powierzyć stery w najbliższym sezonie. Lechia ma prawo czuć niedosyt, ale postawą w ostatnim meczu udowodniła, że na wyższą lokatę po prostu nie zasłużyła.