Mamy to! Doczekaliśmy się nowego sezonu PKO Bank Polski Ekstraklasy! Po awansie ligi w rankingu UEFA do TOP 15 apetyty u wszystkich zdecydowanie wzrosły! Pierwsza kolejka zdecydowanie nie zawiodła, a rywalizacja odbywała się na zasadzie „wszystko albo nic”, bowiem nie ujrzeliśmy ani jednego remisu. Pochwalić należy również frekwencję – średnia na meczu to aż 16755 kibiców! Zapraszam na jej podsumowanie w ramach MADEJki, czyli Magazynu Autorskich Dociekań Ekstraklasowej Jakości!
Piątkowy szok
Terminarz kolejki został skonstruowany w taki sposób, że już mecze piątkowe wzbudzały wiele emocji. Oto do walki przystępowały na początek dwie drużyny, które w ostatnich sezonach zdobywały tytuł mistrzowski. Jagiellonia przyjmowała u siebie beniaminka z Niecieczy, zaś do Poznania przyjechała Cracovia. W obu spotkaniach to gospodarze byli naturalnymi faworytami. Nie można odmówić jednak, że w Bruk-Bet Termalice świetną pracę na zapleczu wykonał trener Marcin Brosz i jego zespół może być groźny i urwać niejednokrotnie punkty faworytom. Podobnie z resztą Pasy, które zmieniły z kolei trenera, ale Luka Elsner to gość z pokaźnym CV i jestem bardzo ciekaw, jak poradzi sobie w polskiej lidze. Wracając jednak do faworytów piątkowych meczów. Obie drużyny nie poradziły sobie najlepiej. Jagiellonia już do przerwy przyjęła 3 bramki, nie strzelając żadnej, a ukoronowaniem dobrej gry Słoników był piękny gol z dystansu Fassbendera po kolejnej z kontr, które goście wyprowadzali dość licznie. Na domiar złego dla Jagi, w drugiej połowie stracili jeszcze jedną bramkę, kończąc mecz z wynikiem 0:4, który w Białymstoku przyjęty został z niemałym szokiem. Czy to ponownie będzie ciężki początek sezonu? Rok temu podobny kryzys został zażegnany, a potem klub odnosił sukcesy nie tylko w lidze, ale także europejskich pucharach. Teraz jednak pole manewru zdecydowanie mniejsze, bo nie ma pola manewru – albo wygrają wszystkie dwumecze w drodze do Ligi Konferencji albo pozostanie wspominać zeszłą kampanię z nostalgią. To, czego nie mają teraz na Podlasiu, ma Kolejorz – zaczynając kwalifikacje do LM wystarczy im wygrać jeden z trzech dwumeczów, a zapewnią sobie fazę ligową europejskich pucharów. Taka poduszka może być przydatna, patrząc na osiągane wyniki. Przegrany prestiżowy mecz z Legią w ramach Superpucharu Polski, a w meczu z Cracovią mało można było dostrzec pozytywów. Co prawda Pasy nie wypracowały sobie wysokiego współczynnika goli oczekiwanych, ale jeśli z wartości poniżej 1 udało im się aż czterokrotnie pokonać Mrozka, to aż strach pomyśleć, co może zrobić europejski pretendent w kwalifikacjach. Dzięki wysokim wygranym dwie drużyny z małopolski znajdują się na szczycie tabeli, a w następnej kolejce zagrają w bezpośrednim meczu na początek drugiej kolejki! Pucharowicze więc niezbyt pozytywnie nastroili nas przed walką o fazy ligowe w Europie, a najlepiej chyba wyszła Legia… bo mecz swój przełożyła i nie ma za co krytykować i czym się martwić.
Udany początek ambitnego projektu
W sobotę granie rozpoczęliśmy w Łodzi, gdzie Widzew podejmował Zagłębie. Gospodarze zbroili się solidnie przed sezonem, będąc aktywnym na rynku transferowym i wykazując ambicje walki o wysokie cele. Jak wysokie? Na ten moment ciężko jednoznacznie określić, ale wydaje się, że już zajęcie miejsca premiowanego awansem do pucharów byłoby optymalne, aby uznać sezon za udany. Spotkanie udało się wygrać skromnie 1:0 po cudownej bramce Shehu. W zespole gospodarzy widać duże rezerwy, pole do poprawy. Lepiej mógł zagrać Fornalczyk, ale jestem o niego spokojny, że z czasem jego gra się poprawi i będzie motorowym ataków Łodzian. Martwić może postawa gości. Czyżby trener Ojrzyński okazał się dobrym strażakiem, który skutecznie uratował Ekstraklasę dla Lubina, ale w codziennej pracy wypadać będzie gorzej? Czas pokaże!
Szybka czerwień ustawiła mecz
Kolejny beniaminek, Wisła Płock, przyjmowała na swoim stadionie w sobotnie popołudnie Koronę, która pod wodzą Jacka Zielińskiego świetnie spisywała się w rundzie wiosennej. W Kielcach pragnęli zapewne, aby od początku nowej kampanii piłkarze poszli siłą rozpędu i kontynuowali dobrą grę i punktowanie. Przeszkodził im w tym Nono, który już w siódmej minucie zobaczył czerwoną kartkę i dalszy mecz mógł mieć już jeden kierunek, a był nim napór gospodarzy, spragnionych i stęsknionych za bojami w Ekstraklasie. Jeszcze przed przerwą dopięli swego i Sekulski otworzył wynik spotkania w doliczonym czasie z rzutu karnego. Po zmianie stron sytuacja gości pogorszyła się ponownie. Z boiska wyleciał Budnicki i już do końca musieli radzić sobie w dziewiątkę. Wisła atakowała, chrapkę na kolejnego gola miał Sekulski i dopiął swego w 77. minucie. Z meczu, który miał potencjał być ciekawym widowiskiem, otrzymaliśmy jednostronny pokaz gospodarzy, którzy udanie rozpoczęli sezon. Pamiętać muszą w Płocku, że już kiedyś historia była podobna. Świetny początek, nawet lider po kilku kolejkach, co powodowało głosy, że walczą o najwyższe cele. Potem z biegiem sezonu pozycja się obniżała, aż w końcu w ostatniej kolejce skończyło się na spadku. Oby wyciągnięta została lekcja pokory. A ja ciekaw jestem, jak zaprezentuje się drużyna, gdy przeciwnik przez cały mecz będzie grał w pełnym składzie. Najbliższa do tego okazja już w niedzielę w meczu z Rakowem!
Nowy sezon, stary Raków
Wspomniane Medaliki rozpoczęły granie w nowym sezonie w Katowicach. Mimo zmian kadrowych, szczególnie w środku pola, był to jednak stary, dobrze nam znany Raków Papszuna. Organizacja gry, minimalizowanie szans rywali na strzelenie bramki. Od siebie dodali jedną bramkę, strzeloną przez Brunesa. Tak wyglądało mnóstwo meczów w zeszłym sezonie i prawdopodobnie musimy przywyknąć, że również i w tym nie będą to w większości porywające spektakle. Dla Papszuna i drużyny najważniejsze są jednak wyniki. Te się zgadzają, więc w Częstochowie mogą się cieszyć. GKSowi nie udało się zagrozić bramce Trelowskiego. Nie oddali nawet celnego strzału. Okazja do rehabilitacji w poniedziałek, gdy do Katowic przyjedzie Zagłębie. Można myślę założyć, że w tym meczu uda się już oddać strzał na bramkę… i to niejeden.
Górnik wygrywa na oczach selekcjonera
W niedzielę odbyły się kolejne 3 mecze, a pierwszy z nich miał miejsce w Zabrzu. Przyjechała tam Lechia, która zaczyna sezon z ujemnymi pięcioma punktami. Po meczu wiemy już, że z minusowym dorobkiem będą Lechiści jeszcze przynajmniej dwie kolejki, bo nie udało się ich w najmniejszym nawet stopniu zmniejszyć. Spotkanie w pierwszej części było ciekawe i wyrównane. Gospodarze zdołali jednak zdobyć bramkę i schodzić na przerwę z prowadzeniem. W drugiej części mecz obniżył loty, ale z każdą minutą intensywność wzrastała, co skończyło się drugą bramką dla Górnika. Długo gospodarze utrzymywali zero z tyłu za sprawą świetnego Łubika, który ratował Górników. Nie udało się jednak skończyć meczu z czystym kontem, bo w ostatnich minutach Lechia otrzymała rzut karny, który wykorzystał Kapić. Warto odnotować, że mecz z trybun oglądał nowy selekcjoner reprezentacji Polski – Jan Urban, który też w zeszłym sezonie był trenerem Zabrzan. Na Roosevelta padł również rekord frekwencji. Na stadion przyszło aż 24890 kibiców. Po takim meczu wielce prawdopodobne, że fani chętnie przyjdą na kolejne mecze!
Bolesny powrót do Ekstraklasowej rzeczywistości
Do Lublina na inauguracyjne spotkanie sezonu przyjechała Arka, która po kilkuletniej tułaczce na zapleczu wróciła do elity. Ambicje w Gdyni spore, co akcentowane było już w zeszłym sezonie, gdy zatrudniono Dawida Szwargę. Trener jednak powrotu na ławkę w meczu Ekstraklasy nie zaliczy do udanych. W zeszłym sezonie jego drużyna znana była ze stylu podobnego, jak Raków. Widać było czas spędzony jako asystent Marka Papszuna. Skupienie na szczelnej defensywie, nie pozwalanie rywalom na stworzenie sytuacji bramkowych. Wszystko funkcjonowało w realiach pierwszoligowych. Nie udało się jednak w debiucie ekstraklasowym. Motor zdołał strzelić bramkę, a Gdynianie nie byli w stanie niczym odpowiedzieć. Generalnie słabe spotkanie gości, dla których oby okazało się tylko wypadkiem przy pracy i w kolejnych meczach byli w stanie pokazać lepszą grę, którą cieszyli oko na zapleczu. Mateusz Stolarski może być z kolei zadowolony ze swoich podopiecznych. Dobry początek sezonu dla Motoru jest ważny, bo pamiętać należy, że często drugi sezon po awansie jest najtrudniejszy, o czym przekonała się już choćby Puszcza Niepołomice.
Szok w Radomiu
Na zakończenie kolejki Radomiak spotkał się z Pogonią. W ostatnich sezonach gospodarze byli bardzo niewygodnym rywalem dla Portowców. W zeszłym sezonie zakończyli domową serię Szczecinian bez porażki, a w Radomiu meczów nie przegrywali. Przed sezonem w Pogoni było spokojnie, co też przez wielu kibiców uznawane było za zły znak, bo gdy jest za dobrze, często los lubi płatać figla. I dokładnie tak było w niedzielny wieczór. Radomiak strzelał gola za golem, świetne trafienie zaliczył Grzesik. Pogoń również miała swoje okazje, ale byli nieskuteczni. Lider ofensywy – Koulouris zaliczył tylko jedno trafienie, a okazji miał więcej. Martwić kibiców gości i środowisko Pogoni mogą statystyki przebiegniętych kilometrów. Rzadko zdarza się, żeby zespół grając cały mecz w jedenastu nie przekroczył granicy 100km, a takie coś miało miejsce w Radomiu. W Szczecinie więc zimny prysznic na początek sezonu, a Radomiak może się cieszyć, ale trener słusznie też tonuje nastroje. Znamienne jest jednak, że po raz kolejny Radom wymieniany jest jako jeden z kandydatów do spadku i po raz kolejny zaśmiał się ekspertom w twarz – przynajmniej na początku.