Nasi pucharowicze odpoczywali przed meczami rewanżowymi w eliminacjach Ligi Europy i Ligi Konferencji. Reszta teoretycznie na boisko wyszła, choć nie zawsze było to widoczne. Mamy również pierwsze zwolnienie trenerskie, które wzięło nas z zaskoczenia. Zapraszam na krótkie podsumowanie minionej kolejki w ramach MADEJki, czyli Magazynu Autorskich Dociekań Ekstraklasowej Jakości!
Mocny początek zapowiadał meczycho…
Kolejkę rozpoczęliśmy w Radomiu, gdzie miejscowy Radomiak podejmował beniaminka z Niecieczy. Początek meczu to prawdziwe uderzenie z obu stron, bo w trzeciej minucie po bramce Jimeneza goście wyszli na prowadzenie, ale już trzy minuty później był remis, a na listę strzelców wpisał się Maurides. Wszystko zapowiadało, że będzie to fascynujący mecz, który skończy się wysokim wynikiem. Nic bardziej mylnego! Wraz z upływem meczu tempo spadło, a piłkarze obu drużyn jakby byli zadowoleni z podziału punktów. Nawet zakładając, że kilka drużyn ma mecze zaległe do rozegrania, to zarówno Radomiak, jak i Bruk-Bet znajdują się w górze tabeli i początek sezonu mogą zaliczyć do udanych!
Porażka skutkująca zwolnieniem
Zakończyła się już kariera trenera Sopicia w Widzewie. Po piątkowej domowej porażce z Pogonią został on zwolniony. Czy to słuszna decyzja? Można powiedzieć – czas pokaże. Ocena jego pracy w tym sezonie może jednak być zafałszowana przez VAR i jego decyzje w meczach Widzewa. Dotychczas zdobyte 7 punktów, a mogło być ich równie dobrze 10-11, gdyby np. przyznano im rzut karny, czy nie cofnięto bramki w meczu z Cracovią. Wtedy optyka byłaby zapewne zgoła inna. W każdym razie, piątkowe spotkanie z Pogonią zaczęli bardzo dobrze, wyszli na prowadzenie i mogli w pierwszej połowie strzelić jeszcze przynajmniej jedną bramkę. Nie potrafili jednak tego zrobić, a z niczego wyrównała Pogoń w doliczonym czasie gry. Po zmianie stron sytuacja się zmieniła, Pogoń zaczęła dochodzić częściej do głosu, a pomogła w tym gościom czerwona kartka, którą otrzymał Bergier. Ostatecznie Portowcy dopięli swego i w ostatnim kwadransie zdobyli drugą bramkę. Wiele mówiło się w zeszłym tygodniu o potencjalnym zwolnieniu Kolendowicza. Tymczasem to on uciekł spod topora, utrzymał posadę, a piątkowym zwycięstwem zwolnił szkoleniowca rywala. Ot, przewrotny los trenera w Ekstraklasie!
Dobry kurs utrzymany
Po dwóch porażkach na otwarcie sezonu Korona otrząsnęła się i od tamtej pory na przemian wygrywa i remisuje. Tym razem padła kolej na wygraną i tak też się stało. Na przeciwnym biegunie znalazł się sobotni rywal Koroniarzy – Motor. Oni z kolei na otwarcie wygrali z Arką, ale od tamtej pory nie zdobyli kompletu punktów. Gospodarze od początku meczu chcieli przejąć kontrolę nad wydarzeniami na boisku, ale ich przewaga nie znajdywała odzwierciedlenia w wyniku do przerwy. W drugiej połowie oddali jednak dwa ciosy, zamienione na gole. Najpierw strzelił Matuszewski po podaniu Antonina, a potem ten drugi sam wymierzył sprawiedliwość, podwyższając wynik. Korona pnie się w tabeli. Obecnie znajduje się na siódmej pozycji, a przed nią całkiem przyjemny (w teorii) terminarz. Czy podopieczni Jacka Zielińskiego utrzymają formę i ugruntują swoją pozycję w górnej części tabeli?
Derby dla Górnika
Bez niespodzianki zakończyły się Derby Śląska pomiędzy Górnikiem, a GKSem Katowice. Wysoka frekwencja, świetna oprawa spotkania na trybunach sprzyjała atmosferze piłkarskiego święta, ale jakość dowieźli jedynie gospodarze. Goście, a konkretnie Kuusk zadbał jedynie o wrażenia kabaretowe, ale o tym za chwilę. Górnik był w spotkaniu lepszy w każdym elemencie, a ich ataki przyniosły skutek dopiero pod koniec pierwszej połowie, kiedy Hellebrand zdobył bramkę po asyście Sowa, który poprzednimi wejściami z ławki zasłużył na szanse w pierwszym składzie. Zaraz po przerwie Zabrzanie podwyższyli prowadzenie po trafieniu Lisetha. A teraz wróćmy do spraw kabaretowych. Gdy przegrywali dwiema bramkami, Gieksa nie miała zbyt wiele do powiedzenia w meczu. Wiadomo jednak, że czasem jedna sytuacja, przypadkowa bramka kontaktowa może zdziałać cuda i odmienić losy meczu. Tu jednak Kuusk pozbawił drużyny nadziei na wszystko. Rozgrywając piłkę od tyłu, obrońca wykonał no-look pass do swojego bramkarza. Problem w tym, że Kudła nie znajdował się w linii podania, a parę metrów dalej i podanie skierowane w stronę bramki po prostu do niej wpadło, bo golkiper nie zdążył z interwencją. To już całkowicie złamało wszelkie morale, jakie jeszcze w drużynie gości na tamten moment były. Mecz zasłużenie i wysoko wygrał Górnik, który w tym sezonie pokazuje się z dobrej strony. Zachowując proporcje, bo oczywiście kadra została wzmocniona, ich gra wygląda lepiej, niż w zeszłym roku za trenera Urbana.
Cracovia zrównała poziomem w dół
Po pierwszych kolejkach dość popularne w mediach sportowych były żartobliwe zakłady, co stanie się szybciej – Piast strzeli bramkę, czy Lechia zagra na zero z tyłu. Oczywistym wyborem wydawała się opcja nr 1. Tu jednak zaskoczenie, bo kto tak stawiał, przegrał! Piast ponownie na zero z przodu, tym razem w domowym spotkaniu z Cracovią. W takich meczach, jak ten, współczuję najbardziej, poza osobami oglądającymi, realizatorowi, który jest odpowiedzialny za wycięcie pomeczowych „akcji meczu”. Paskudne, usypiające spotkanie, które uśpiło chyba nawet trenerów obu drużyn, gdyż pierwsze zmiany przeprowadzili dopiero po 73. minucie meczu. Wątpliwe, żeby byli zadowoleni z przebiegu meczu. Po raz kolejny Piast miał duże posiadanie piłki i – eureka – znowu absolutnie nic z niego nie wynikało. Kolejna szansa na debiutancką bramkę za tydzień w Lubinie, gdzie Zagłębie może być podrażnione po poniedziałkowym meczu z Wisłą Płock. Cracovia za to wraca do Krakowa, gdzie przyjedzie Legia, oby jako uczestnik fazy ligowej Ligi Konferencji (kibicujemy wszystkim polskim drużynom w Europie!).
Derby Trójmiasta dla Lechii
Po pięciu latach przerwy wróciły do Ekstraklasy Derby Trójmiasta. Arka miała więc kolejną okazję, aby w najwyższej klasie rozgrywkowej pokonać wreszcie derbowego rywala, co do tej pory jej się nie udało nigdy. W niedzielę znowu zawiedli, więc kolejna szansa w rundzie wiosennej na własnym stadionie. Po spotkaniu w Gliwicach poprzeczka była zawieszona naprawdę nisko dla fana Ekstraklasy, aby go zadowolić. Mimo świetnej oprawy okołomeczowej, pełnego stadionu, na murawie nie działo się zbyt wiele i gra była szarpana (jak to często w derbach). Przyzwyczajałem się już nawet do myśli, że w niedzielę nie będzie mi dane zobaczyć ani jednego trafienia w Ekstraklasie. Wtedy jednak Lechia przeprowadziła jedną akcję, która zmieniła wszystko. Vojtko świetnie dośrodkował z lewej strony boiska, a centrę wykorzystał Kurminowski, który zmienił kwadrans wcześniej Bobcka. Lechia potwierdziła więc derbową dominację w Ekstraklasie i odrobiła wreszcie wszystkie ujemne punkty. Do bezpiecznej strefy mają wciąż 5 punktów straty, ale jeszcze mnóstwo czasu, aby ją zniwelować. W Gdyni mają o czym myśleć. Pragmatyczna taktyka Dawida Szwargi na zapleczu przynosiła efekt, bo bardzo często wygrywali bez straty bramki. W Ekstraklasie poziom jednak poszedł do góry i tu już nawet defensywne nastawienie rzadko kończy się na zero z tyłu. Hamowanie potencjału ofensywnego drużyny prowadzi za to do zbyt małej liczby szans na zdobycie bramki, co powoduje katastrofę w wynikach drużyny.
Nic dwa razy się nie zdarza? Dla Wisły – oby!
6 kolejek – 5 zwycięstw, 1 remis. Bilans doskonały, dający pozycję lidera Ekstraklasy. Brzmi super? Oczywiście! Takim samym bilansem mogli się popisać również parę lat temu, kiedy także byli liderami tabeli z 16pkt po 6 meczach, a ostatecznie skończyli sezon spadkiem. Myślę, że wyciągnęli jednak wnioski z tamtego niesamowitego sezonu i teraz twardo stąpają po ziemi. W meczu kończącym kolejkę zagrali u siebie z Zagłębiem i uciekli w nim spod topora. Goście na fali po wysokim zwycięstwie nad Lechią przed tygodniem, przystąpili do meczu na fantazji i rozpoczęli go od wyjścia na prowadzenie w pierwszej połowie. Po przerwie otrząsnęli się jednak gospodarze i wyrównali wynik po bramce niezawodnego Sekulskiego z rzutu karnego. Wszystko wskazywało na podział punktów w tym meczu, ale dosłownie w ostatniej akcji meczu, na strzał z dystansu zdecydował się Salvador, wprowadzony przez trenera Misiurę w drugiej połowie, i pokonał bezradnego Hładuna. Złość po stracie punktów piłkarze będą mieli okazję wyładować za tydzień w meczu z Piastem…Bardzo ciekaw jestem, jak ten mecz będzie wyglądał. Będzie albo meczycho albo paździerz, nic pomiędzy!