Kto postanowił spędzić weekend oglądając mecze PKO Bank Polski Ekstraklasy z pewnością się nie zawiódł! Było sporo emocji, a zdobycie pierwszej bramki nie prowadziło często do niczego dobrego, gdyż rywale odrabiali straty z nawiązką. Zapraszam na krótkie podsumowanie drugiej kolejki w ramach MADEJki, czyli Magazynu Autorskich Dociekań Ekstraklasowej Jakości!
Kolejny sezon rozpoczęty pozytywnie
Cracovia przyzwyczaiła w ostatnich latach do dobrych wyników od początku sezonu, gdzie dopiero w trakcie kampanii coś się sypało i ostatecznie kończyli rozgrywki na gorszym miejscu, niż sięgają ich ambicje. Nie inaczej jest teraz – dwa mecze, komplet wygranych. Piątkowy mecz z Bruk-Bet Termalicą zapowiadał się arcyciekawie. Ostatecznie nie było to aż tak porywające widowisko całościowo, a drużyny nie nawiązały bramkowo do wysokich wyników w spotkaniach bezpośrednich, gdzie dotychczas w Ekstraklasie padało między nimi 3,56 bramek/mecz. W Krakowie wynik zatrzymał się na dwóch trafieniach Pasów. Co ciekawego można było wywnioskować, oglądając mecz? Z pewnością świeże spojrzenie trenera Elsnera, które dało o sobie znać już przy rozpoczęciu spotkania. Zjawisko używane wcześniej na zachodzie postanowił wprowadzić do Pasów. O co chodzi? Przy rozpoczęciu meczu Cracovia nie rozgrywała piłki, a po prostu wybiła ją na aut na wysokości pola karnego gości. Takie rozwiązanie pozwoliło ustawić wysoki pressing i zmusić go do straty piłki blisko swojej bramki. Jak wyszło w praktyce? No nie do końca manewr się udał, bo Termalica poradziła sobie bez problemu i paręnaście sekund później już ona wybiła aut w pobliżu środka boiska. Niewykluczone jednak, że nie zrażą się tym w Krakowie i jeszcze kiedyś ponownie tak będą rozgrywać początki spotkań. Ponadto kolejny raz aktywny był nowy nabytek, Filip Stojilkovic. Tym razem jednak nie zasłynął asystą, czy bramką, jak przed tygodniem, a kilkukrotną próbą wymuszenia rzutu karnego. To mu chluby nie przynosi, ale poza tym był aktywny na boisku i prędzej, czy później Pasy zapomną o Kallmanie, bo po prostu Szwajcar godnie go zastąpi. Na pochwały zasługuje kolejny raz Oskar Wójcik – młody stoper, na którego zupełnie nie stawiał poprzedni trener, u Luki Elsnera gra pierwsze skrzypce. Z boiska musiał zszedł jednak z kontuzją. Jakie wnioski na podstawie meczu można wysnuć o drużynie gości? Właściwie ciężko o takie, bo rozegrali dwa różne spotkania i nie wiemy, który obraz Bruk-Betu jest bliższy prawdy. Przeciwko Pasom nie układało się zbyt wiele. Co prawda mieli swoje sytuacje, głównie po dośrodkowaniach z bocznych stref, ale nie byli w stanie zamienić ich choćby na bramkę honorową.
Powrót Ekstraklasy do Gdyni
W piątkowy wieczór pierwszy domowy mecz po powrocie do Ekstraklasy rozegrała Arka Gdynia. Ich przeciwnik – Radomiak – na inaugurację dość sensacyjnie i wysoko pokonał Pogoń aż 5:1. Mecz zakończył się podziałem punktów, ale potwierdził on kilka rzeczy. Przede wszystkim fakt, że Arka będzie groźna ze stałych fragmentów gry i głównie tak będzie starała się zdobywać bramki. Premierową bramkę zdobyli właśnie po rzucie rożnym. W drugiej połowie ponownie gospodarze dali o sobie znać, zdobywając drugą bramkę po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, tam jednak dopatrzono się spalonego i gol został anulowany. Parę minut później Radomiak wyrównał, a strzelcem bramki był niezawodny Grzesik. Goście w drugiej połowie byli lepszą drużyną, ale nie zdołali przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść. Myślę, że podział punktów w Gdyni ostatecznie umiarkowanie zadowolił obie strony. Arka zdobyła punkt, który może być cenny i dać motywację do dalszej pracy. Rozpoczęcie sezonu od dwóch porażek byłoby z pewnością bolesne. Radomiak z kolei wciąż bez porażki pokazuje, że nie będzie łatwym rywalem dla nikogo.
Małe Derby Śląska dla Górnika
W sobotnie popołudnie w Gliwicach odbyły się Małe Derby Śląska, czyli mecz miejscowego Piasta z Górnikiem. Nie było to z pewnością najlepsze spotkanie drugiej kolejki. Dla Piasta przypomnijmy był to nawet pierwszy mecz w sezonie, bo poprzedni został przełożony na prośbę Legii Warszawa. Przez cały mecz Gliwiczanie nie zdołali oddać celnego strzału, co najlepiej opisuje ich grę. Niewiele lepiej grał też Górnik, choć w drugiej połowie mieli przewagę i w samej końcówce meczu przechylili mecz na swoją korzyść, zdobywając jedynego gola tego dnia w Gliwicach. Nie oszukujmy się jednak – ten gol nie miał prawa wpaść, ale sprezentował go Zabrzanom Plach, który po wstrzeleniu piłki w pole karne przez Janżę po prostu przepuścił ją między nogami. Bardzo kosztowny błąd tak doświadczonego bramkarza, szczególnie w tak prestiżowym dla klubu meczu. O zmazanie plamy będzie ciężko, bo za tydzień Piast jedzie do Płocka, gdzie tamtejsza Wisła świetnie rozpoczęła sezon.
Koulouris nie potrafi przestać strzelać
Świetny poprzedni sezon w wykonaniu greckiego napastnika Pogoni niósł zagrożenie, że ktoś z lepszej ligi zgłosi się do Szczecina celem jego pozyskania. Narazie jednak Koulouris pozostał piłkarzem Portowców i od początku kontynuuje strzelanie. W sobotni wieczór mecz z Motorem lepiej zaczął się dla przyjezdnych, którzy już w pierwszym kwadransie otworzyli wynik, a bramkę zdobył Scalet. Bardzo szybko na to trafienie odpowiedziała Pogoń, a pierwszą bramkę w nowych barwach zdobył ulubieniec prasy i Polaków – Huja. Stracona bramka podziałała na gospodarzy jak płachta na byka, bo już do szatni na przerwę schodzili z prowadzeniem po trafieniu niezawodnego Koulourisa. Po przerwie Portowcy dołożyli jeszcze dwa trafienia i wysoko wygrali, a sam mecz stał na wysokim poziomie. Gospodarzom udało się więc zrehabilitować za zeszłotygodniowy blamaż w Radomiu. A może kolejny raz będziemy oglądać dwie Pogonie – ta domowa i ta w meczach wyjazdowych?
Emocje w meczach pucharowiczów
W kolejnych meczach do walki o ligowe punkty wkroczyli nasi reprezentanci na scenie europejskiej w tym sezonie. Na pierwszy rzut poszedł Lech, który przyjechał do Gdańska. Pierwsza połowa była dla Kolejorza zdecydowanie nieudana. Nieuznana bramka, niestrzelony karny Ishaka oraz dwie bramki Bobcka sprawiły, że w szatni gości było z pewnością gorąco. Kibice Lecha mogli z małą wiarą podchodzić do końcowego wyniku, bo ostatni raz, kiedy ich drużyna wygrała mecz przegrywając 0:2 miał miejsce…14 lat temu w półfinale Pucharu Polski z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Tym razem jednak włączyli Lechici tryb walca i po zmianie stron strzelili aż 4 bramki, na co Lechiści odpowiedzieli jedną, ale ważną indywidualnie dla Bobcka, który skompletował hattricka. Nie ma więc fatalnego startu sezonu Mistrza Polski. Ten notuje za to Lechia, która przegrała oba mecze, a pamiętać trzeba o dodatkowym balaście w postaci ujemnych punktów…
Do Częstochowy po kilku latach przyjechała Wisła Płock, która ostatni mecz tam rozegrany wspomina nienajlepiej, bo Medaliki rozgromiły wówczas Płocczan aż 7:1. Nie zapowiadało się na zmazanie plamy, bo Raków był faworytem tego spotkania. Papszun nie musiał za bardzo rotować składem z powodu dwumeczu z Żyliną, bo w pierwszym meczu pewnie wygrali 3:0. Dokonał on jednak kilku zmian, przez co mecz na ławce zaczęli m.in. Tudor, czy Brunes. Początek meczu potwierdzał przewidywania, bo gospodarze objęli prowadzenie po golu Diaby-Fadigi. Szanse na wyrównanie w pierwszej połowie miała Wisła, ale Sekulski nie wykorzystał karnego. Wyręczył go parę minut Salvador i w Częstochowie do przerwy był remis. W drugiej połowie oczekiwano lepszej gry Rakowa i przede wszystkim wygranej. Nic z tych rzeczy! Wypożyczony z Górnika Nowak zdobył dla gości drugą bramkę i to oni zdobyli w tym meczu komplet punktów. Zemsta więc za ostatni mecz w Częstochowie w pełni się udała!
W Białymstoku mecz Jagiellonii z Widzewem nosił znamię potencjalnie super meczu i tak w rzeczywistości było. Gospodarze, mimo słabszej formy na początku sezonu, okazali się zespołem dojrzalszym. Już w trzeciej minucie Drachal otworzył worek z bramkami i na Podlasiu cieszyli się z prowadzenia. W dalszej części meczu Widzew stwarzał zagrożenie i zdołał doprowadzić najpierw do wyrównania, a następnie objął prowadzenie. Obie bramki zdobył Bergier. Wydawało się, że tak się mecz skończy, ale gościom zabrakło dosłownie parę minut. W doliczonym czasie Jagiellonia zagrała świetnie, najpierw doprowadzając do wyrównania, a następnie skrzętnie wykorzystała błąd w rozegraniu piłki od bramkarza przez gości. Przejęła piłkę, a gola na wagę trzech punktów zdobył Pululu, który parę dni wcześniej również zapewnił zwycięstwo w meczu pucharowym (również po 90. minucie).
Jako ostatnia z pucharowiczów swój mecz rozgrywała Legia, która przyjechała do Kielc. Korona dotychczas szuka swej świetnej formy z wiosny. Po porażce w Płocku przyszła kolejna, tym razem domowa, z Legią. W spotkaniu mnóstwo było strzałów, ale szwankowała ich celność z obu stron. Bramki zdobywali jedynie goście. Najpierw bramkę zdobył Nsame, a w drugiej połowie Alfarela. Kibice Legii zawiesili niedawno protest, w ramach którego mieli nie prowadzić dopingu na meczach domowych. Protest ten był przeciwko polityce transferowej klubu, który ich zdaniem nie był wystarczająco aktywny na rynku transferowym i nie sprowadził godnych piłkarzy, mogących pomóc realizować ambitne cele, jakie co roku mają w Warszawie. Mecz pokazał, że może wcale wielkie ruchy potrzebne nie są, bo sprowadzeni wcześniej Nsame, czy Alfarela mogą dać drużynie odpowiednią jakość? Odstawieni przez Feio piłkarze teraz zaczynają grać skutecznie u boku nowego trenera. Może nowy trener Iordanescu trafi lepiej do piłkarzy i będą oni skuteczni przez cały sezon, odpłacając się darzonym ich zaufaniem? W Warszawie z pewnością mają taką nadzieję!
Poniedziałkowy podział punktów
Na zakończenie drugiej kolejki spotkały się w Katowicach miejscowy GKS z Zagłębiem Lubin. Obie drużyny swoje pierwsze mecze przegrały w stosunku 0:1. Nic więc dziwnego, że teraz chcieli zrewanżować się i zdobyć komplet oczek. Jak to w takich spotkaniach bywa – skończyło się remisem, a obie drużyny wygrały po jednej połowie. Tą pierwszą zgarnęli goście, którzy prowadzili 2:0 do przerwy po bramkach Reguły i Radwańskiego, a druga padła łupem gospodarzy, a obie dla nich trafienia zdobył Nowak. Jeden punkt po dwóch meczach to z pewnością nie szczyt marzeń i ambicji w Katowicach, czy Lubinie, ale jednak początek sezonu to raczej (bo wiemy, jak to bywa) nie czas na nerwowe ruchy.