Dziś w Łęcznej bez większych niespodzianek. Wisła Kraków pokonuje, a właściwie całkowicie deklasuje i ośmiesza tegorocznego beniaminka. Piłkarze Wisły zabawili się tak, jakby grali z juniorami.
Od początku spotkania widoczne było jaki plan na ten mecz ma trener Kiereś. Górnik nie kwapił się do ataku, wolał oddać inicjatywę Wiśle, pozwolić jej rozgrywać i zachowując szczelną defensywę próbować ukuć przeciwnika z kontrataku. Nie jest to najbardziej atrakcyjna piłka, nie jestem jej fanem, ale w pewnym sensie rozumiem szkoleniowca Górnika. Gdy ma się do dyspozycji taką kadrę, każdy punkt jest na wagę złota, dlatego naturalne jest to, że jego drużyna gra bardzo zachowawczo. Jest tylko jeden mały szkopuł, w tej strategii istnieje dość istotne wymaganie – brak głupich błędów w obronie. Takich niestety Górnik nie był w stanie się wystrzec i Wisła zaczęła swoją zabawę. W 20 minucie Hanousek podał celnie do Michala Skvarki, a ten zgrabnym przyjęciem oszukał Rymaniaka, prostym zwodem przełożył młodego Szczepańskiego i wpakował piłkę do bramki. Wydawałoby się, że po straconej bramce Górnik ruszy do ataku odrabiać straty, ale nic bardziej mylnego. Owszem, próbowali zagrać bardziej ofensywnie, ale zostali całkowicie stłamszeni przez ekipę Adriana Guli. Skrzydła działały nienagannie. Współpraca i wymienność pozycji pomiędzy Gruszkowskim, a Yeboahem dawała ogromną przewagę w polu karnym przeciwnika. Młyński na lewej stronie także robił dobrą robotę, a Plewka pokazywał, czemu trener powinien stawiać na niego, a nie na bardziej defensywnego Nikole Kuveljicia. Jeżeli chodzi o drużynę z Łęcznej bramkarz Maciej Gostomoski wydawał mi się bardzo elektryczny. Był w stanie obronić uderzenie z dystansu Mateusza Młyńskiego, ale kilkanaście minut wcześniej, ledwo wybił piłkę spod własnej bramki gdy pomylił się, przyjmując futbolówkę. Co do ofensywy, takowa praktycznie nie istniała. Było kilka krótkich momentów podczas których gospodarze próbowali zaatakować bramkę Kieszka, ale skończyło się to na czterech niezbyt groźnych strzałach.
W drugiej połowie spodziewałem się zupełnie innego Górnika. Górnika, który nawiąże jakąkolwiek walkę z przeciwnikiem. Niestety, zarówno ja, jak i kibice tej drużyny mocno się zawiedliśmy. Już w 48 minucie padła niesamowita bramka dla Wisły Kraków, która najprawdopodobniej zostanie wybraną bramką kolejki, a może i nawet całego sezonu. Yaw Yebaoh znalazł się z piłką w polu karnym i zaczęła dziać się magia. Ghańczyk podbił sobie piłkę, kilka razy przełożył sobie Rymaniaka, posadził go na tyłku i pięknie wykończył po długim słupku. Takie bramki to w naszej lidze prawdziwy rarytas i coś, co należy zapamiętać na długo, ponieważ nie prędko będziemy mieli okazję zobaczyć taką akcję ponownie. Trener Kiereś głowił się, jak przechytrzyć defensorów Wisły, zmienił słabo prezentującego się Damiana Gąskę, ale nic to nie dawało. W końcu w 62 minucie Felipe Brown Forbes po świetnym podaniu w tempo od Skvarki dobił Górnika, trafiając do siatki. Przez kilka chwil mogło wydawać się, że Kostarykanin był na spalonym, ale jak pokazały powtórki, jeden z obrońców przeciął jego linie. Tak, zgadliście, tym obrońcą był nie kto inny, jak Bartosz Rymaniak. Defensor Górnika brał czynny udział przy każdym z 3 goli strzelonych przez Wisłę. Niesamowicie doświadczony piłkarz dał się przedryblować 2 razy, jak junior, oraz zawalić w najważniejszym momencie i złamać linie spalonego. Możemy się kłócić o to, kto był bohaterem tego spotkania, ale rola antybohatera jest już doskonale przez wszystkich znana. Uwaga ! Wisła nie zachowała jednak czystego konta. Najśmieszniejsze w tym jest to, że bramki Wiślaką nie strzelił żaden z zawodników Górnika Łęczna. Po dograniu Banaszaka w pole karne piłkę do siatki wślizgiem zapakował obrońca Wisły – Michał Frydrych. To drugi jego fatalny występ pod rząd. W poprzednim meczu ze Stalą także grał poniżej swoich umiejętności. Adrain Gula musi poważnie zastanowić się nad jego zastępstwem. Dziś obok Czecha na obronie swoją szansę dostał Dawid Szota i choć nie miał on wielu sytuacji, aby się wykazać, to dobrze wykonywał przydzielone mu zadania. Stał się on więc kolejnym konkurentem dla swojego dzisiejszego partnera.
Wiśle udało się przełamać po dwóch porażkach z rzędu i do spotkania z Legią podchodzą w o wiele lepszym i bardziej optymistycznym nastroju niż przed tym meczem. Wciąż widać jednak kilka niedociągnięć, chociażby na pozycji środkowego obrońcy. Kibice powinni być jednak zadowoleni. Adrian Gula gra pozytywną Krakowską piłkę, która jest dość przyjemna do oglądania. Stawiający na pragmatyzm Kamil Kiereś ma za to wiele powodów do zmartwień. 2 punkty po 5 kolejkach to niezbyt pozytywny wynik nawet, jak na drużynę, która najprawdopodobniej do końca będzie walczyła o utrzymanie. Nikt jednak nie mówił, że gra w ekstraklasie jest prosta.
Górnik Łęczna 1:3 Wisła Kraków – 20’ Skvarka, 48’ Yeboah, 62’ Brown Forbes, 74’ Frydrych