Michal Pesković spędził w Cracovii ponad trzy lata, w tym czasie wielokrotnie pokazując jak mocny ma charakter. Swoimi interwencjami wybronił Pasom wiele punktów, dając równie dużo radości kibicom. W naszej rozmowie podsumowuje cały swój pobyt w Cracovii, a także wybiega myślami nieco w przyszłość.
Jakie masz pierwsze, albo może najbardziej pamiętnie wspomnienie z Cracovią? Mam na myśli takie przed twoim trafieniem do Pasów
Pamiętam dwa mecze. Jeden, jeszcze na starym stadionie, kiedy wygrałem przy Kałuży w barwach Polonii Bytom i drugi, przegrany 1-6 jako zawodnik Korony Kielce.
Pytam nieco podchwytliwie, bo też twój przykład pokazuje jak szybko wszystkie w piłce może się zmienić. Stadion przy Kałuży, z miejsca bolesnego, szczególnie dla bramkarza, doświadczenia, zmieniło się w kilkanaście miesięcy w miejsce, w którym co mecz miałeś wokół siebie kilka czy kilkanaście tysięcy osób nastawionych do ciebie z wielką sympatią.
Jasne, czasami mają miejsce sytuacje, których nie da się przewidzieć. Na pewno grając wtedy w Koronie nie myślałem o tym, że za parę miesięcy będę w Cracovii i spędzę tu tak udany czas. Tak to już jest, nigdy nie wiadomo co nasze życie piłkarza przyniesie.
To też nie był łatwy proces, bo praktycznie przez cały swój pobyt w Pasach musiałeś udowadniać, że to właśnie ty jesteś numerem jeden. Tobie dwukrotnie udawało się wygrywać rywalizację zaczynając sezon w teorii właśnie jako bramkarz numer dwa. Tutaj w grę wchodzi też charakter?
Kiedy zaczynałem w Cracovii, to był już mój któryś sezon w piłce i zawsze byłem nastawiony na bycie numerem jeden. Wiadomo, w kadrze jest jednak trzech bramkarzy i po prostu trzeba walczyć o swoje, bo nie zawsze w karierze miałem też tak, że z miejsca stawałem się pierwszym bramkarzem. Dlatego na treningach swoim nastawieniem musiałem też udowadniać trenerowi, że to właśnie ja powinienem być pierwszym wyborem. Charakter myślę też odgrywa sporą rolę w tego typu sytuacjach. Miałem sytuację w życiu, gdzie nie miałem łatwo. Dwukrotnie byłem przez prawie pół roku bez klubu, ale mimo tego nie odpuszczałem, trenowałem, robiłem swoje, z wiarą, że niedługo znajdzie się możliwość powrotu do gry.
Właśnie zastanawia mnie też na ile to wszystko co spotkało cię w latach przed dołączeniem do Cracovii – w Grecji, Danii, Azerbejdżanie, też ten czas, kiedy po prostu nie miałeś klubu. Czy one były potem dla ciebie dodatkową motywacją, czymś co cię napędzało? Bo uznałeś, że „dobra, skoro przeżyłem taki dół, to nie ma możliwości, żebym teraz dał się pokonać tylko przez to, że akurat jestem na ławce”.
Szczególnie trudne sytuacje była wtedy, kiedy nie miałem klubu i czekałem aż pojawi się jakaś oferta. Chodziłem wtedy biegać do lasu na Słowacji, to cały czas się nastawiałem, by ten cięższy moment wytrzymać, że kiedy pojawi się jakaś szansa w klubie, który będzie chciał mnie sprawdzić, to sobie poradzę i ją wykorzystam. Zawsze szukałem pozytywów. Wiedziałem, że sytuacje mogą być różne, ale nie mogę się poddać i muszę walczyć o swoje. Myślę, że takie podejście bardzo mi pomogło. Gdybym nie miał takiego charakteru, jaki mam, to w wieku tych prawie 39 lat nie byłbym cały czas w Ekstraklasie. Każdy ma swoje cele i marzenia i nie wolno ich odpuszczać. Trzeba umieć podejmować wyzwania.
Szczególnie ciekawi mnie ta druga rywalizacja, z sezonu 18/19. Po dobrej wiośnie wydawało się, że masz miejsce w bramce, sezon zaczął jednak Maciej Gostomski. Wtedy to bolało?
Na pewno nie spodziewałem się, że tak będzie, bo wiosną pokazywałem się z dobrej strony, podobnie było w sparingach, gdzie grałem w prawie wszystkich meczach. Taka sytuacja jednak przyszła i trzeba było sobie z nią poradzić. Każdy potrzebuje się otrzepać i zacząć robić swoje. Wiedziałem, że powinienem ja bronić, ale co miałem robić? Nic innego, tylko pokazywać na treningach, że tu jestem i cały czas sprawiać, by trener zadawał sobie pytanie czy aby na pewno dobrze wybrał. Musiałem być gotowy, by kiedy nadarzy się szansa, to wejdę do bramki i pokaże, że to właśnie ja powinienem bronić i pomagać chłopakom na boisku. Tak też się zresztą stało, bo sezon zaczęliśmy wtedy bardzo źle, a kiedy wszedłem do bramki, to akurat sytuacja zaczynała się odmieniać. Zaczęliśmy punktować, wygrywać i wszystko poszło w dobrą stronę.
Zastanawia mnie też na ile to mógł być swego rodzaju plan trenera Probierza, słynącego trochę z nieoczywistych posunięć, by w taki sposób jeszcze na tobie wymóc dodatkową motywację do rozwoju. W końcu znacie się już kawał czasu – to on ściągał cię do Polonii Bytom w 2008 roku, potem też chciał cię sprowadzić do Jagiellonii.
Na pewno trener ściągając mnie do Cracovii jakiś plan miał w głowie co do mojej osoby. Pierwsze pół roku po tym jak przyszedłem nie broniłem prawie w ogóle, potem na wiosnę wszedłem do bramki i grałem wszystko i nie wiem do końca jak to wyglądało jeśli chodzi o ten drugi sezon. Ja już wtedy byłem przygotowany po prostu na to, że będę bronił, dlatego na początku ta decyzja trenera trochę zabolała. To wyjątkowo nieprzyjemne dla bramkarza, kiedy gra dobrze i nagle musi usiąść na ławce. Jednak po prostu taki jestem, że nie obrażam się na cały świat, tylko walczę o swoje. Wtedy też kontrakt miałem jedynie na rok i nie wiedziałem do końca co może być dalej, musiałem walczyć o kolejny kontrakt. Nie miałem sytuacji też jak niektórzy, że mają umowę na kilka lat, co daje im pewien komfort, że co by się nie działo, to tyle czasu będą mogli w klubie spędzić. Ja wiedziałem, że jeśli chcę zostać, to muszę pokazać, że zasługuję na nową umowę.
Po wskoczeniu do bramki jesienią 2018 roku, do końca tamtego sezonu i też w kolejnych miesiącach – to to najlepszy, najbardziej kompletny bramkarsko Michal Pesković w karierze?
Jak najbardziej tak może być, bo grałem dużo meczów, często wygrywaliśmy i przede wszystkim dużo z nich udawało się zagrać na zero z tyłu. Miałem sporo dobrych interwencji, udawało się pomagać chłopakom i z tego źle rozpoczętego sezonu udało się dojść na czwarte miejsce na koniec sezonu. Myślę, że to był najlepszy mój sezon indywidualnie, dużo przyjemnych wspomnień z niego zostaje. Dziękuję tutaj też kibicom Cracovii, bo bardzo nam pomagali w kluczowej części tego sezonu.
Bardzo szybko, wraz z poprawą waszej gry, zmieniała się też sytuacja i atmosfera wokół całego klubu. Jak to odczuwaliście wtedy w szatni?
Nigdy nie jest przyjemne, gdy zespół zaczyna sezon źle i ciągle tylko przegrywa, przegrywa i przegrywa. Do tego ucieka góra tabeli, my zostajemy na dole, do tego atmosfera też w pewnym momencie była nienajlepsza, bo kibice chcieli dobrych wyników, a my byliśmy ostatni w tabeli. Jednak w piłce zawsze są lepsze i gorsze momenty i najważniejsze jest to, żeby trzymać się razem i wspólnie dążyć do tego, aby cały klub prezentował się jak najlepiej. Nikomu to nie pomoże, jeśli zacznie się walczyć pomiędzy sobą czy to w szatni czy w klubie ogółem. Jeśli ma być jakiś sukces, to wszyscy muszą dążyć do niego wspólnie. My wtedy dotarliśmy do czwartego miejsca i myślę, że to był fundament przed kolejnym sezonem, gdzie ten zespół był silny i pokazywał to, ale niestety wpadliśmy w serię przegranych meczów i w lidze nie udało się poprawić wyniku, udało się go jednak uratować wygranym Pucharem Polski. Szkoda jednak, że zdarzył się ten słabszy okres, mimo wszystko jednak uważam, że zdobyte trofeum sprawia, że można ten sezon uznać za udany.
Patrząc z perspektywy czasu – znajdujesz jakiś powód, dla którego w poprzednim sezonie, gdzie w pewnym momencie wyglądało to naprawdę bardzo dobrze, tak to się zepsuło? Kolejne porażki zaczęły aż za mocno ciążyć w głowach?
Wiadomo, kiedy przyjdzie jeden czy drugi przegrany mecz, to zawsze jest poczucie, że ten kolejny na pewno wygramy. Tutaj jednak przyszedł przegrany trzeci, czwarty i to już zaczęło się robić nieprzyjemne. Robi się wszystko co się może na treningach, ale i tak w najważniejszych momentach decyduje głowa. Każdy powinien patrzeć na siebie czy zrobił wszystko tak jak należy. Ludzie jednak są często skonstruowani tak, że najpierw szukają winy u kogoś innego, a potem dopiero u siebie. W sytuacjach takich, jaka przytrafiła się nam, potrzeba wykrzesać z siebie dużo motywacji, pokazać cechy wolicjonalne. Czasami po prostu tak bywa, że piłkarsko można się starać ale mimo wszystko nie idzie i wtedy najbardziej trzeba dodać coś od siebie jeśli chodzi o walkę i zaangażowanie. Każdy powinien wykrzesać z siebie 100%, zacisnąć zęby i pomóc temu, by wreszcie tą negatywną serię przełamać. Wydaje mi się, że nam mogło tego wtedy trochę zabraknąć, dlatego ta zła seria trwała tak długo.
Przed tą serią wygraliście z kolei trzy mecze z rzędu, w tym u siebie w świetnym stylu z Lechem Poznań. Czy wtedy w szatni mieliście poczucie, że naprawdę możecie wygrać Mistrzostwo Polski? Tylko nie chodzi mi o standardowy tekst, że każdy gra o mistrzostwo, tylko czy naprawdę czuliście się wtedy na tyle mocni?
Sezon wcześniej skończyliśmy tuż za podium i to wychodząc z bardzo dużego dołka, co tylko nas motywowało. Szybko zaczęliśmy też dobrze punktować właśnie na starcie poprzedniego sezonu i graliśmy dobrze aż do momentu tej serii, kiedy zaczęliśmy przegrywać. Każdy do tamtego momentu był myśli, że stać nas na pójście dalej i poprawienie wyniku. Potem jednak przyszły te porażki, do tego koronawirus, pewne zmiany i nie do końca to wszystko okazało się udane.
Z tego okresu został ci w pamięci mecz, który wspominasz jakoś szczególnie? Na zasadzie, że myśląc o nim masz w głowie „tak, to był topowy występ”. Ja mam jednego kandydata, ale poczekam na twoją odpowiedź.
Najbardziej pamiętam wygraną na Legii Warszawa, szczególnie, że było to historyczne wydarzenie i pierwsza wygrana na tym stadionie dla Cracovii po kilkudziesięciu latach. Zagraliśmy świetny mecz, mi również udało się pomóc kilkoma interwencjami. Najważniejsze, że udało się sprawić dużą radość kibicom, którzy przyjechali wtedy do Warszawy i mogli oglądać takie zwycięstwo.
Czy w ciągu tych niespełna trzech lat w Cracovii czujesz, że w pewnych aspektach bramkarskich zrobiłeś krok naprzód?
Na pewno sporo trenowaliśmy grę nogami, wprowadzanie piłki, rozgrywanie na boki, rozpoczynanie akcji. To zawsze fajne uczucie, kiedy czuję piłkę na nodze, rozgrywam, przechodzi ona na drugą stronę, kilka podań, dośrodkowanie i potem jest z tego bramki. To zawsze trenera cieszyło, bo dużo rozmawialiśmy o grze nogami i potem nam też to wychodziło w samych meczach. W tym elemencie na pewno bardzo się poprawiłem, w ramach pracy z trenerem zmieniłem również styl bronienia. Więcej zacząłem bronić właśnie nogami, co było sporą zmianą względem moich poprzednich sezonów. Wpływ na to miał fakt, że trenowaliśmy tak od samego początku mojego pobytu w Cracovii, bo trener chciał żeby bramkarze bronili właśnie w ten sposób. Ja dostosowałem się do tego, to zaczęło wychodzić, przyszły fajne interwencje.
Doświadczenie z Cracovii pomaga w obecnej sytuacji w Podbeskidziu?
W jakimś stopniu na pewno. Z tej sytuacji da się wyjść. Potrzeba jednak dużo ciężkiej roboty, skupienia. W żadnej sytuacji nie możemy się podłamywać i powiedzieć, że sytuacja jest stracona. Trener Probierz zawsze nam powtarzał po meczach, że w życiu też nie ma łatwo i trzeba walczyć o swoje – czy to w życiu prywatnym, czy na boisku. Sam też powtarzam chłopakom, że to kwestia charakteru i podejścia i wszystko zależy od nas. Zawsze lepiej źle rozpocząć sezon i dobrze skończyć niż odwrotnie. Wiemy też pod jaką ścianą jesteśmy i musimy w pełni wykorzystać przygotowania do rundy wiosennej, od pierwszego treningu i sparingu dać z siebie maksa. Dla chłopaków to jest szansa na przeżycie czegoś fajnego, ale to będzie dużo kosztowało. Ja wierzę, że na pewno się utrzymamy i tym bardziej nam to będzie smakowało, jeśli zrobimy to dzięki naszej ciężkiej pracy i to wychodząc z sytuacji, w której się znaleźliśmy.
A jak to wygląda logistycznie, Bielsko jest stosunkowo niedaleko od Krakowa, ale czy mimo tego wymagało to przeprowadzki?
Przeprowadziliśmy się do Bielska, bo ciężko byłoby to uciągnąć organizmowi, a chcę trenować na sto procent, bo taki mam charakter, że jak coś robię, to zawsze najlepiej jak umiem. Od razu po tym jak okazało się, że będę grał w Podbeskidziu, to od razu wiedziałem, że będę musiał się przeprowadzić, bo codzienne dojazdy byłyby po prostu zbyt uciążliwe. Dzięki temu mogę się w pełni skupić na piłce i przede wszystkim na odpoczynku, bo tak to musiałbym codziennie po treningu te półtorej godziny spędzić w samochodzie, a teraz mogę je poświęcić na regenerację.
To też pytanie z podtekstem, bo co by nie mówić, już od tego nie uciekniesz, że twoi synowie to są krakusi z urodzenia.
Oczywiście, mam dwóch krakowiaków! Bardzo fajny czas tu spędziłem, nie tylko jeśli chodzi o piłkę, ale też w życiu prywatnym, bo obaj synkowie urodzili się tutaj. Ten Kraków na pewno zostanie już zawsze bliski i będzie miał miejsce w sercu.
Nie chce ci przedwcześnie kończyć kariery, bo kiedy czytałem wywiady z tobą to zdarzało się to nagminnie, ale chcę poruszyć temat przyszłościowy – plany trenerskie dalej aktualne?
Na pewno jak skończę grać, to chciałbym trenować bramkarzy albo całe drużyny. Mam doświadczenie z lat treningu bramkarskiego, ale też z meczów. Tym bardziej, że wszystko widzę od tyłu, co i jak, gdzie i kiedy zespół powinien się przesuwać, kto jak powinien się ustawić. Muszę wykorzystać to, czego się nauczyłem przez tyle lat, by przekazywać swoje doświadczenia młodszym zawodnikom. Myślę, że będę szczęśliwy, kiedy będę widział, że trenowani przeze mnie zawodnicy będą robić postępy, że będę mógł przy tym być i im pomagać.
Wiesz, też tak się składa, że jest taki klub, który właśnie otwiera nowe centrum treningowe niedaleko Krakowa. Może coś ci się obiło o uszy?
To jest ośrodek, który na pewno będzie już tych młodych piłkarzy mobilizował. W młodym wieku będą mieli możliwość trenowania na dobrych boiskach, na takim obiekcie. Nie w każdym mieście mają taką możliwość. Jest to więc dodatkowa motywacja dla tych chłopaków i myślę, że bardzo pomoże całemu klubowi.
fot.cracovia.pl